Kiedy unikanie szkoły (i kontaktów społecznych) staje się chorobą, czyli co to jest hikikomori?

Monika Piorun
Mogą być wybitnie inteligentni i zwykle mają spore szanse na to, by osiągnąć sukces, ale w pewnym momencie wystawiają światu symboliczną "czerwoną kartkę" i zamykają się nie tylko we wnętrzu własnego pokoju, ale przede wszystkim – w sobie. Wywodzący się z Japonii syndrom hikikomori to coś więcej niż zwykłe wagary. Dlaczego młodzi ludzie na własne życzenie rezygnują ze wszystkiego, co może im oferować świat i zamiast korzystać z życia, skazują się na długie miesiące w izolacji od innych ludzi? Na czym polega nowa epidemia "pokolenia Tamagotchi"?
Kim są osoby dotknięte syndromem hikikomori? Na czym polega ta przypadłość i dlaczego świat ma z tym coraz większy problem? Fot. geralt/pixaby.com
– Znowu mam hikikomori (...) liczę te kwity powoli. Bliscy chcą do kliniki pogonić – można usłyszeć w jednym z tekstów, których autorami są Taco Hamingway i Quebonafide. Nowi idole młodzieży rapują o "pokoleniu Tamachotchi", którego nazwa pochodzi od jednej z najpopularniejszych zabawek ludzi dorastających w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku.

Tamachotchi, czyli niewielki gadżet, niewiele różniący się od zwykłego breloczka, imitował elektroniczne zwierzątko, którym trzeba było się opiekować, by mogło przetrwać. Podobnie jest z osobami dotkniętymi syndromem hikikomori. Mimo że wolą uciekać w wirtualny świat i izolują się od otoczenia, ich istnienie uzależnione jest od pozostałych członków rodziny, na koszt których żyją długimi miesiącami.
Pokolenie Tamagotchi (elektronicznej zabawki popularnej pod koniec lat 90.) coraz częściej cierpi na syndrom Hikikomori. Na czym polega ten problem?Fot. iMorpheus/Flickr.com/CC BY 2.0
Liczba ludzi z syndromem Hikikomori tylko w samej Japonii już dawno przekroczyła pół miliona. Blisko 60 proc. z nich stanowią osoby od 15. do 30. roku życia, które w pewnym momencie rezygnują z nauki lub pracy i przestają wychodzić z domu – nie dzień, tydzień czy nawet miesiąc, ale... powyżej pół roku.


80 proc. z nich stanowią młodzi mężczyźni wpadający w nałóg uzależnienia od gier komputerowych. Wnikają w wirtualny świat lub pochłaniają z pasją japońskie mangi lub anime. Mimo że są zupełnie zdrowi i nie cierpią na żadne poważne zaburzenie psychiczne, wolą spędzać czas w samotności, całkowicie izolując się od otoczenia.

Niestety podobny problem zaczął być obserwowany na całym świecie i dawno przestał być jedynie egzotyczną ciekawostką z Kraju Kwitnącej Wiśni. Na czym właściwie polega to zjawisko i jakie są jego przyczyny?

Hikikomori – wagary od życia w społeczeństwie

Po japońsku słowo hikikomori tłumaczy się jako "wycofany", "wyobcowany", "ukrywający się" lub "odosobniony". Choć problem skrajnej izolacji społecznej trwającej powyżej 6 miesięcy dotąd nie został oficjalnie sklasyfikowany jako choroba, to od dawna funkcjonuje w terminologii medycznej. Po raz pierwszy opisał go w 1998 roku doktor Tamaki Saito, według którego:

Jedną z głównych przyczyn hikikomori jest silna, wręcz symbiotyczna relacja między matką a dzieckiem (najczęściej synem), co utrudnia uzyskanie niezależności młodemu człowiekowi.

W japońskim społeczeństwie to kobiety najczęściej rezygnują z obowiązków zawodowych po urodzeniu dziecka. Ojcowie całymi dniami są nieobecni, a wychowywaniu jedynaków (rzadziej dwójki dzieci) całkowicie poświęcają się matki.

Presja sukcesu w tym kraju jest na tyle silna, że maluchy od wczesnych lat uczone są, że oprócz zwykłej szkoły (w której spędzają 8 godzin dziennie) muszą chodzić na dodatkowe zajęcia i kursy, trwające czasem nawet do godz. 21. Kult pracy dotyczy także dbania o najbliższe otoczenie. W żadnej publicznej placówce edukacyjnej nie ma sprzątaczek ani woźnych. Maluchy same dbają o czystość i regularnie sprzątają klasy, korytarze i szkolne toalety.

Wśród ludzi kształtowanych od małego w taki sposób, by osiągać jak najlepsze wyniki, w okresie dorastania młodzieńczy bunt może przybierać nieco inne formy niż u większości nastolatków z innych krajów, choć wbrew pozorom problem ten staje się coraz częstszy w wielu wysoko rozwiniętych społeczeństwach.

Lekooporna "depresja po japońsku"

Osoby dotknięte syndromem hikikomori nie mają problemu z alkoholem, narkotykami, nie są seksoholikami ani nie mają żadnej dolegliwości, którą można leczyć powszechnie dostępnymi lekami. Jednak nie są zupełnie zdrowe, mimo braku fizycznych dolegliwości.

Presja osiągania doskonałych wyników w nauce, dostania się na dobry uniwersytet czy znalezienia atrakcyjnej pracy i założenia rodziny u młodych Japończyków (a także coraz częściej u ambitnych ludzi z innych krajów) jest tak intensywna, że coraz więcej dobrze rokujących prymusów w pewnym momencie po prostu się poddaje.

Zamiast wpadać w niezdrowe nałogi wpadają w inną skrajność i nawet przez pół roku (lub dłużej) nie wychodzą z domu. Rodzina najczęściej tak bardzo się tego wstydzi, że woli ukrywać prawdę przed otoczeniem. Nierzadko najbliższe osoby ludzi cierpiących na hikikomori rezygnują z szukania specjalistycznej pomocy i powoli akceptują ten problem, dając przyzwolenie na to, by taka sytuacja ciągnęła się w nieskończoność.

Warto zauważyć, że Japonia to kraj, w którym notowany jest jeden z najwyższych wskaźników samobójstw na świecie. Problem ten jest tam na tyle powszechny, że społeczeństwo obowiązują pod tym względem specjalne obostrzenia (m.in. wysokie kary grzywny, które nakładane są na członków rodziny osób, które złamią zakaz i rzucą się pod metro lub pociąg). Z tego powodu osoby, które chcą odebrać sobie życie, zwykle wybierają się do tzw. "lasów samobójców", gdzie wieszają się na drzewach (materiał na ten temat nakręcił m.in. Krzysztof Gonciarz, od lat mieszkający w Tokio).

Wbrew pozorom osoby cierpiące na hikikomori – mimo pozornej słabości i braku siły do stawiania czoła codziennym wyzwaniom – znajdują w sobie sporo siły do tego by "terroryzować" swoich domowników i żądać od nich, by pozwalali im całymi dniami przebywać w wirtualnym świecie.

Zbyt mocno kochający ich rodzice łatwo ulegają ich roszczeniowej postawie i nawet wolą, by młodzi ludzie przebywali w bezpiecznym otoczeniu, we własnych pokojach, gdzie przecież nic złego nie może się im stać. Z pokorą zostawiają im jedzenie pod drzwiami lub opłacają ich zamówienia składane przez internet.

Choć hikikomori – bo tak się na nich potocznie mówi – okazjonalnie są w stanie nawet wyjść z domu i zrobić drobne zakupy w popularnych delikatesach 7/11, to jednak długimi miesiącami potrafią nie zamienić nawet słowa z innymi ludźmi. Całkiem sprawnie radzą sobie za to w świecie wirtualnym i mogą osiągać sporą popularność wśród internautów.

Hikikomori – objawy, przyczyny i sposoby na pomoc

Osoby cierpiące na syndrom skrajnego wycofania społecznego (hikikomori) potrafią unikać kontaktów z innymi ludźmi nawet powyżej pół roku. Często doskonale radzą sobie jednak w świecie wirtualnym.Fot.Clint Petterson/Unsplash.com
Młodzi ludzie cierpiący na hikikomori zwykle mają zaburzony rytm okołodobowy. Przez cały dzień śpią, a dopiero nocą mają więcej energii i stają się najbardziej aktywni gdy większość domowników kładzie się spać.

Według lekarzy tylko około 33-55 proc. osób dotkniętych tym syndromem może zmagać się z objawami depresji lub zaburzeń psychotycznych. Reszta pod względem psychicznym i fizycznym jest zupełnie zdrowa.

Zdaniem specjalistów zwykle problem z długotrwałą izolacją od otoczenia pojawia się wtedy, gdy na pewnym etapie młodzi ludzie czują, że zawiedli osoby, na których im zależało lub sami nie sprostali presji, jaką na nich nakładano (stracili pracę, nie dostali się na studia, dostali gorszą ocenę itp.).

Jak temu zaradzić?

Niestety problem z hikikomori jest najczęściej bardzo skomplikowany i nie da się mu zaradzić w taki sposób, jak się walczy ze zwykłym lenistwem. Psycholodzy zalecają przede wszystkim terapię (dla wszystkich członków rodziny osób cierpiących na ten syndrom).

Rodzicom zaleca się także, by nie tworzyli nadmiernej presji wobec własnych dzieci, starali się zadbać o jakość relacji z potomstwem i od najmłodszych lat dbali o to, by maluchy miały kontakt z rówieśnikami.

Czytaj także: Nigdy nie mów tego bliskim, którzy cierpią na depresję. Te słowa mogą ratować (lub niszczyć) życie

Zachęcanie do budowania relacji z innymi może zaprocentować w okresie dorastania, kiedy kompetencje społeczne mogą pozwolić im zbudować pewność siebie i wykształcić przekonanie, że są w stanie sprostać wyzwaniom, jakie czekają młodych ludzi w szkole lub pracy.

NAJCZĘSTSZE PRZYCZYNY HIKIKOMORI:

• roszczeniowa postawa młodych ludzi wobec członków najbliższej rodziny i w stosunku do społeczeństwa
• nadmierna presja sukcesu i wyczerpanie związane z nadmiarem obowiązków
• trudności interpersonalne i fobie społeczne (lęk przed kontaktem z innymi ludźmi)
• kompleksy i niepewność własnej wartości

Badania przeprowadzone w 2015 roku wykazały, że około 541 000 mieszkańców Japonii w wieku od 15 do 39 lat cierpiało na hikikomori. Niestety tego typu zjawisko zdaje się przybierać na sile.

Pod koniec 2018 roku odnotowano ponad 613 000 przypadków osób z objawami tego syndromu w wieku od 40 do 60 lat, co przewyższyło nawet szacunkową liczbę osób dotkniętych tą przypadłością z grupy w wieku od 15 do 39 lat.

Coraz częściej podobny problem notowany jest w Europie (także w Polsce) oraz w Stanach Zjednoczonych, choć nie ma oficjalnych statystyk dotyczących skali tego zjawiska.

Dowiedz się więcej:

Te słowa mogą ratować (lub niszczyć) życie. Nigdy nie mów tego bliskim, którzy cierpią na depresję

Siecioholizm, czyli na czym polega uzależnienie od sieci?

Połowa dorosłych Japończyków nie uprawia seksu. Rząd ubolewa, a obywatele nie widzą problemu

źródło: dr n. społ. Joanna Sztobryn-Giercuszkiewicz, dr n.med. Patryk Stecz: "Hikikomori - współcześni pustelnicy?", AION 2018; Joanna Katarzyna Puchalska: "Więzień z wyboru", uj.edu.pl