Urlop w Niemczech to strzał w dziesiątkę. Sprawdziłem to, gdy otwarte granice nie były oczywistością
Z mojego czerwcowego wyjazdu do Saksonii zapamiętałem szczególnie pewnego kelnera. Przyniósł kartę i zaczął do mnie mówić po niemiecku. Kiedy odpowiedziałem po angielsku, zakłopotany przeprosił – przyznał, że odwykł od zagranicznych turystów. Byłem w Niemczech tuż po kryzysie związanym z pandemią covid-19 i mówię wam: nie warto obawiać się takiego wyjazdu.
Ale ja w Niemczech pojawiłem się, kiedy to nie było jeszcze takie oczywiste, już pod koniec czerwca. Świeżo po otwarciu granic przez polski rząd. Pamiętam moją rozmowę z żoną – zbliżała się pierwsza rocznica naszego ślubu, a my chcieliśmy po miesiącach siedzenia w domu (pamiętacie jeszcze lockdown?) gdzieś po prostu się wyrwać.
Plany były nawet na jakiś duży wyjazd, ale pandemia koronawirusa wszystko zweryfikowała. Finalnie stanęło na przedłużonym weekendzie w Niemczech – i to był doskonały wybór. A Niemcy stawiają na bezpieczeństwo jak mało który naród.
Teraz w trzech krokach chcę wam pokazać, jak śmiało można spędzić taki weekend w Niemczech.
Krok pierwszy: niespodzianka w Görlitz
Fot. naTemat
Zatrzymaliśmy się więc w Zgorzelcu i… jakież to było zaskoczenie. Bo o ile polska strona tego miasta nie robi wielkiego wrażenia, tak już po stronie niemieckiej zaczynają się cuda. Nie wiem, czy wiecie, na pewno ja nie wiedziałem, ale Görlitz to miasto z największą koncentracją zabytków w całych Niemczech. Tak, nigdzie dalej, tylko przy granicy z Polską leży ta absolutna perełka.
Fot. naTemat
Architekturę tego miejsca doceniają zresztą nie tylko turyści, ale i… Hollywood. "The Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona czy "Bękarty wojny" Quentina Tarantino były kręcone właśnie w Görlitz.
Fot. naTemat
Także w Görlitz zaliczyłem swoje pierwsze zetknięcie z niemieckim podejściem do pandemii koronawirusa. Wszyscy pamiętamy, jak Niemcy walczyli z epidemią. Za Odrą postawiono na szerokie testowanie społeczeństwa. Dzięki temu służba zdrowia bardzo szybko poradziła sobie z pandemią i nastąpiło słynne "wypłaszczenie krzywej", a śmiertelność też była znacznie niższa niż w innych krajach Europy Zachodniej.
Fot. naTemat
Ta kultura oczywiście nie kończy się na zakładaniu masek. Dezynfekcja stołów w restauracjach (a nie tylko układanie karteczek o tym świadczących), utrzymywanie dystansu społecznego. To wszystko Niemcy mają opanowane.
Krok drugi: Drezno jako perła baroku
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Gwoździem programu jest Frauenkirche, czyli Kościół Marii Panny w Dreźnie. Mocno zniszczony w nalotach ostatecznie zawalił się 15 lutego 1945 roku i przez wiele lat jako trwała ruina pozostawał pamiątką okropieństw wojny.
Fot. naTemat
Ale Drezno to nie tylko trudna historia i mozolne powstawanie z kolan. To także przestrzeń, w której chce się przebywać. Niemiecki porządek miesza się tu z luźnym podejściem do życia. Tylu rowerzystów nie widziałem od czasu, kiedy byłem w Amsterdamie. Ścieżek rowerowych też zresztą nie brakuje, a zabytkowy Most Fryderyka Augusta, który prowadzi z Nowego Miasta na Stare Miasto, to dosłownie autostrada dla cyklistów.
Fot. naTemat
Co ważne, znowu przekonałem się o tym, jak Niemcy dbają o bezpieczeństwo w tych koronawirusowych czasach. W hotelu, w którym nocowałem, zadbano bowiem nawet o tak prozaiczne rzeczy, jak odkażenie pilota do telewizora oraz zapakowanie go w świeżą, jednorazową, foliową torebkę. Takich detali było więcej, a wszystkie sprawiały, że można było poczuć się po prostu bezpiecznie.
Fot. naTemat
Wystarczy bowiem raptem 50 minut, żeby dojechać z centrum Drezna w zupełnie inne miejsce – do Saskiej Szwajcarii.
Krok trzeci: zachwycająca Saska Szwajcaria
Fot. naTemat
Jeśli masz na Saską Szwajcarię jeden dzień (tak jak my), to obowiązkowo jedź po prostu pod Bastei. Parking jest duży i blisko wszystkich atrakcji, a przy tym niedrogi, więc zmieści się każdy. W każdym razie Bastei to formacja skalna stanowiąca jedną z największych atrakcji turystycznych Parku Narodowego Saskiej Szwajcarii. Trudno tak po prostu pisać o pięknie tego miejsca. Lepiej po prostu spojrzeć na to zdjęcie:
Fot. naTemat
Ciekawostka – mostem dojdziemy do pozostałości po zamku Neurathen, który powstał jeszcze w XII wieku. Dzisiaj można je swobodnie zwiedzać – obiekt został przystosowany do potrzeb turystów, a ruiny są bezpieczne.
Fot. naTemat
I jeszcze taka ciekawostka: Niemcy naprawdę zwracali uwagę na to, żeby się wszędzie nie tłoczyć. Szlaki w Saskiej Szwajcarii miejscami są naprawdę wąskie (ale bezpieczne, odgrodzone barierkami od przepaści). Nikt się nie pchał na siłę, każdy spokojnie czekał na swoją kolej. Dystans społeczny przede wszystkim. Choć warto pojawić się tu z samego rana, bo potem ludzi robi się naprawdę, ale to naprawdę dużo.
Fot. naTemat
Niemcy są naprawdę blisko
Trzy dni, trzy miejsca i multum. Tak minął nam weekend w Niemczech. Jeśli z czegoś zapamiętałem ten wyjazd to z pięknej pogody, niesamowitych atrakcji i... poczucia bezpieczeństwa.
Fot. naTemat
Więcej o atrakcjach turystycznych Niemiec na stronie www.germany.travel
Artykuł powstał we współpracy z Niemiecką Centralą Turystyki