Warto mieć ten samochód tylko po to, żeby wkurzać sąsiadów. Jest tak kosmiczny, że aż irracjonalny

Piotr Rodzik
To już druga generacja BMW X6 M, a na dodatek w teście miałem do czynienia z wersją Competition. Co to oznacza? Ni mniej, nie więcej tyle, że to grubo ponad dwutonowe auto jest absolutnym rzezimieszkiem. I choć codzienność może być w X6M męcząca, to spojrzenie postronnych osób jest bezcenne.
BMW X6 M Competition to potężne, muskularne i efektowne auto. Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Wszystko zaczęło się w 2009 roku. To wtedy Bawarczycy pokazali po raz pierwszy mocne SUV-y z emblematem M. I już nic nie było takie samo – okazało się, że można stworzyć auto szybkie, wyjątkowo zwinne w zakrętach, sprawne na torze… a jednocześnie będące gigantycznym klocem. No bo nazwijmy rzeczy po imieniu. X6 M to kolos.

Czytaj także: BMW X6 M50d – samochód do denerwowania innych. Mężczyźni patrzą z zazdrością, kobiety z fascynacją
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Zresztą – nowa generacja tego modelu, którą widzicie na zdjęciach, jest jeszcze większa i jeszcze szybsza od swojego poprzednika. I tylko już nie brzmi tak brutalnie, ale sami wiecie – WLTP, normy i te sprawy.


Auto więc rozrosło się. Jest dłuższe, szersze i co najważniejsze z większym rozstawem osi, więc w środku jest po prostu wygodnie. Na kanapie z tyłu można wręcz uprawiać jogę. Całość ma prawe pięć metrów (brakuje dosłownie milimetrów), a rozstaw osi to prawie trzy metry. Do tego wygląda tak, jak widzicie. To cholerny bandzior. Na światłach przechodnie patrzą tylko na ciebie. Kierowcy zerkają z zazdrością. Czy da się kogoś poderwać na SUV-a? Teraz wydaje mi się, że... tak.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Co się nie zmieniło za to? Pojemność silnika. To nadal 4,4-litrowe V8, którego moc jednak wzrosła do aż 600 KM, a w wersji Competition jak w teście – tych oszalałych koni jest nawet 25 więcej. Pozwala to rozpędzić to auto (ponad 2,3 tony!) do 100 km/h w 3,8 sekundy. Jeśli to na was nie robi wrażenia, to nie zrobi już nic. Po prostu nie kręci was motoryzacja i możecie przestać czytać ten tekst w tym momencie.

A przecież to tyko suche cyfry podane na papierze. BMW X6 M przede wszystkim robi doskonałe wrażenie na żywo. Wygląda jak milion dolarów i trzeba dodać, że kosztuje rzeczywiście niewiele mniej niż milion złotych, o czym więcej później. To idealna maszyna do wywoływania zazdrości sąsiadów.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Oczywiście można się spierać, czy takie auto w ogóle ma jakikolwiek sens. X6 M to przecież X5 M, które udaje coupé. Widać to po charakterystycznej linii nadwozia. Wygląda to dobrze, ale prawdę mówiąc pozbawia to auto praktycznego waloru. Bo bagażnik, choć wydaje się obszerny, będzie w dużej mierze niewykorzystany z powodu szybko opadającej linii klapy. W X5 M włożycie jednak więcej. Dużo więcej.

Czytaj także: Na Dzikim Zachodzie sprawdziłem nowe, absurdalnie mocne BMW. Te samochody to czysty żywioł

X6 M to też auto zdecydowanie bezkompromisowe. Samochód zestrojony tak sztywno, że użytkowanie go w ruchu miejskim po prostu boli. I kręgosłup, i przypuszczalnie portfel przy pierwszej awarii zawieszenia. Opony szerokie jak Atlantyk tylko potęgują problem. Auto wygląda na nich świetnie, ale uwielbia myszkować w koleinach. Dodaj do tego bezkompromisowy, ostry jak żyleta układ kierowniczy (choć znowu – czuć tu charakterystyczną dla nowych BMW "mydlaność", "cyfrowość" tego układu) i masz samochód, który w mieście tylko cię zirytuje.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Tylko wiecie co? To żaden problem.

BMW X6 M doprowadzi cię nieraz do szewskiej pasji, ale jednocześnie dostarczy ci tonę zabawy. To samochód, który nawet z włączonymi wszystkimi systemami bezpieczeństwa potrafi zarzucić tyłkiem przy przesadzonym wdepnięciu w gaz na zakręcie. To wreszcie auto, w którym żeby wykonać launch control, trzeba wyłączyć wszystkie zabezpieczenia.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Jaki jest kłopot? Zwłaszcza na mokrej nawierzchni będziesz walczyć o przetrwanie – tylna oś żyje wtedy zupełnie własnym życiem. Na szczęście odbijasz się z miejsca tak szybko, że wszyscy zostają w tyle, a twój ewentualny współpasażer krzyczy/piszczy/przeklina z powodu przyspieszenia i wrzasku silnika. Nie ma czasu nawet zorientować się, co się dzieje – a ty możesz walczyć o wyprostowanie linii nie tylko na swoim pasie, ale i na sąsiednich. W końcu są puste. Taki urok.

A przecież nie przeszliśmy jeszcze do tego, co jest sensem istnienia X6 M Competition. A jest nim… jazda torowa. Tak, doskonale wiem, że większość tych aut nigdy nie zobaczy toru, tak samo jak nie zjedzie z asfaltu – choć X6 M jak najbardziej może to zrobić.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Tymczasem prawda jest taka, że to samochód, który – o ile jedziecie po równym asfalcie, takim jak na torze – w zakrętach radzi sobie spektakularnie. On tylko wygląda jak szybki przecinak na prostej dla kogoś z kryzysem wieku średniego, ale z potrzebą miejsca na torbę do golfa w bagażniku. Gdyby nie wysoka pozycja za kierownicą równie dobrze można było powiedzieć, że to jakiś rasowy hothatch.

To oczywiście efekt wyrafinowanej inżynierii, która tworzy z BMW X6 M tak wyrafinowanego potwora. Adaptacyjny układ jezdny M to tutaj standard. Składa się z amortyzatorów o regulowanej twardości, aktywnej stabilizacji wychylania się nadwozia oraz wspomnianego już układu kierowniczego, który współpracuje z tylną osią. Która oczywiście jest skrętna.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Efekt – auto jedzie jak po sznurku. Dopóki przynajmniej asfalt jest równy, bo na gorszej nawierzchni bywa już, jak zauważyłem wyżej, po prostu różnie.

I na szczęście – większość z zalet BMW X6 M można wykorzystać na autostradzie. Uwierzcie, że to wymarzone auto do połykania kolejnych kilometrów i to… raczej lewym pasem. Nie oszukujmy się. X6 M błyskawicznie nabiera prędkości, a przy nieprzesadzonej jeździe jest po pierwsze komfortowe (cisza w środku!), a po drugie całkiem ekonomiczne.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Przy czym przez całkiem ekonomicznie rozumiem jakieś kilkanaście litrów. Kogo to obchodzi, kiedy stać cię na takie auto tak czy owak. Aha – X6 M rzekomo chętnie rozpędza się do nawet 290 km/h. Serio. Ta cegła. I jak będziecie chcieli korzystać z pełnej mocy auta z gazem wdepniętym w podłogę, to pobieżnie szacuję, że bak nie wystarczy nawet na sto kilometrów. Ale wiadomo, wtedy ekonomia znika.

I wreszcie uwielbiam to auto za to, że jest takie irracjonalne. Że bagażnik nie ma sensu? No nie ma – ale spójrzcie na te świata, spójrzcie na ten przeskalowany dyzufor, na te absurdalne końcówki wydechu. To auto jest po prostu sexy. Wzbudza zazdrość. I dlatego jest wspaniałe.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Wspaniałe i dodajmy rzadkie, bo BMW X6 M nigdy nie będzie częstym widokiem na polskich drogach. X6 M kosztuje co najmniej 612 300 zł, ale za pakiet Competiton trzeba dopłacić aż 68 500 zł. Egzemplarz jak na zdjęciach to już ponad 830 tysięcy. Tanio nie jest, ale jakże efektownie.

BMW X6 M Competition na plus i minus:

+ Wspaniałe osiągi
+ Doskonałe prowadzenie na drogach dobrej jakości
+ Wygląd, charakter
+ Mało który SUV dostarcza tylu wrażeń
- Na dziurach auto robi się nerwowe
- Nawet w najbardziej komfortowych ustawieniach jest po prostu twardo

Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto