Wojtek to jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich malarzy. Aż chce się patrzeć na jego prace

Bartosz Świderski
Jest jednym z najbardziej rozchwytywanych współczesnych polskich malarzy. Należy do nowoczesnego nurtu artystów, którzy talent wykorzystują do zmieniania świata na lepsze. Poznajcie Wojciecha Brewkę.
Fot. Materiały autora
Właśnie ukończył pracę nad kolejnym zaangażowanym społecznie projektem. Mural w
Łodzi ma wyjątkowy cel - zwrócenie uwagi na pomoc ludziom w potrzebie. W tym
przypadku na leczenie dziewczynki dotkniętej rzadką chorobą genetyczną.

Kilkudziesięciu kolekcjonerów, gotowych zapłacić krocie za obrazy Wojciecha Brewki, cierpliwie czekało na swoje dzieła, wiedząc, że pierwszeństwo mają wielkoformatowe misie, które artysta malował w dobrej sprawie.

40-latek, prawnik z wykształcenia, który kilka lat temu dla malarstwa porzucił karierę w sektorze finansowym aby spełniać swoje marzenia i nie dalej rozwijać, dzisiaj sprawuje mecenat nad innymi twórcami, animuje kulturę i pracuje z dziećmi, wychowując kolejne pokolenia artystów. Interesuje go upowszechnianie sztuki, a nie zamykanie jej jedynie w domach lub za drzwiami galerii - stąd jego zainteresowanie sztuką ulicy.
Kiedyś za pomocą grafitti ożywiał pustostany w rodzinnym Kaliszu, teraz wychodzi ze swojej warszawskiej pracowni na ulice miast, żeby malować murale.


Przenikanie sztuki do codzienności w połączeniu z akcją społeczną interesuje go najbardziej. Cieszy się, że jego prace mają nabywców na całym świecie, ale nie pociąga go jedynie sztuka dla sztuki - z entuzjazmem i z dużym sukcesem wykorzystuje ją w szczytnym celu.

Na warszawskiej Ochocie razem z „Wallart - ożywiamy ściany” i z dorosłymi osobami z
niepełnosprawnością intelektualną odnowił siedzibę ich ośrodka dziennego pobytu.

Pawilon stał się malowniczym dopełnieniem skweru, z którego korzystają także sąsiedzi placówki. W Łomiankach, wraz z młodzieżą z ośrodka wychowawczego, rozweselił muralem ściany szarego pawilonu. W Słupsku, na jednym z budynków w centrum miasta, upamiętnił 100-lecie nadania kobietom praw wyborczych. Na początku tego roku, zorganizował malarski freestyle ZMALOWANI.

W czasie kilkugodzinnej twórczej zabawy przy muzyce na żywo wraz z innymi artystami stworzył prace, które później zostały zlicytowane. Pieniądze wsparły fundację „Przyjaciele czterech łap”, prowadzącą tymczasowy dom dla starszych i schorowanych zwierząt. Zwierzęta to częsty motyw w twórczości Wojtka Brewki. Stworzył m.in. cykl poświęcony polskim gatunkom zagrożonym wyginięciem. Ostatnio część zysku z sopockiej licytacji portretu foki przekazał na rzecz helskiego fokarium, którego sytuacja finansowa znacznie pogorszyła się z powodu pandemii COVID-19.
Materiały artysty
– Im więcej od siebie daję różnym ludziom, tym więcej dostaję. Nie kolekcjonuję pieniędzy. Moje dzieci już malują i rzeźbią - poradzą sobie. Zarobione pieniądze chętnie wydaję bo chcę aby koło się napędzało, żeby dzięki tym pieniądzom działo się coś dobrego i kreatywnego. Wiem, że tworzę sobie piękny świat, w którym ludzie są wspaniali, ale czuję się bezpiecznie, kiedy inni są szczęśliwi – mówi Wojtek Brewka.

Przy okazji spełnia swoje marzenia. Realizacja muralu w Łodzi jest jednym z nich. Nie tylko dlatego, że w tym mieście studiował, ale także dlatego, że w ostatnim dziesięcioleciu jest ono licznie odwiedzane przez wielbicieli wielkoformatowych obrazów.

Według popularnego serwisu internetowego zajmującego się sztuką tylko Nowy Jork wyprzedza Łódź w sztuce ulicy. – Miś Uszatek, jedna z bajek mojego dzieciństwa powstała w łódzkim Studiu Filmowym Semafor. Misie z mojego cyklu „ZabawNIE” nawiązują do tej postaci, ale już w dorosłym wydaniu: mają na koncie niepowodzenia, niespełnione miłości i inne problemy. Pokazuję, że wszystkie się wspierają – wyjaśnia Wojtek Brewka.
Materiały artysty
Nie raz już udowodnił, że artystyczne przedsięwzięcie może na wielu poziomach mieć wpływ na otoczenie. Tak jak w Kaliszu. Honorarium za namalowany tam mural poświęcił na wsparcie festiwalu wspierającego lokalnych artystów. Pokazał też, że uliczna sztuka ma sens:

- Pod ścianą z moim muralem stały mało estetyczne budki. Zapytano mnie nawet czy chciałbym żeby je usunięto. Zaprotestowałem, bo przecież nie o to chodzi w street art, a poza tym nigdy nie chciałbym w wyniku swoich działań artystycznych pozbawić kogoś miejsca pracy. Tym bardziej się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem, że na miejscu starych budek, właściciele postawili nowe, drewniane. Sztuka zmotywowała ich do zmiany – mówi Wojtek Brewka.

To z kolei motywuje go do pracy po 12 godzin dziennie niezależnie od warunków
atmosferycznych. – Zazwyczaj zaczyna się od euforii: myślę, że skończę w trzy dni, potem nadchodzi załamanie, że to się nie wydarzy, a ostatniego dnia jestem przekonany, że nigdy więcej nie podejmę się namalowania kolejnego muralu. Ta sytuacja powtarza się za każdym razem – śmieje się Wojtek Brewka.