Trump zostanie usunięty z Białego Domu siłą? Szokujące doniesienia o prezydencie USA

Anna Dryjańska
Nowy prezydent USA zostanie zaprzysiężony 20 stycznia 2021 roku. Na razie wszystko wskazuje na to, że będzie nim Joe Biden, kandydat Demokratów. Głosy jednak nadal są liczone, a kończący kadencję Donald Trump utrzymuje, nie przedstawiając na to żadnych dowodów, że wybory zostały sfałszowane. Miał powiedzieć swojemu sztabowi jak opuści Biały Dom.
Wybory w USA. Prezydent Donald Trump ma odmówić uznania zwycięstwa Joe Bidena, jeśli ostateczne wyniki potwierdzą jego zwycięstwo. fot. actionsports / 123RF
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nowym prezydentem USA będzie Joe Biden – polityk, który był wiceprezydentem, gdy przywódcą Stanów Zjednoczonych był Barack Obama. Jednak liczenie głosów w kilku stanach nadal trwa, więc amerykańskie media nie mówią jeszcze o Bidenie per prezydent – elekt.

Przeczytaj też: "Liczby mówią jasno: wygramy te wybory". Biden jest pewny, że zdetronizował Trumpa

Jednak Donald Trump twierdzi, że on wygrał wybory prezydenckie w Ameryce, a głosowanie zostało sfałszowane (choć nie przedstawił na to żadnych dowodów). Według "Vanity Fair" Donald Trump miał wielokrotnie powtarzać swojemu sztabowi, że nie opuści Białego Domu po dobroci. Amerykańskie media zaczynają ostrożnie zastanawiać się, jak będzie wyglądało przekazanie władzy nowemu prezydentowi, jeśli po policzeniu wszystkich głosów utrzyma się przewaga Joe Bidena. Tradycją w USA jest to, że przegrywający kandydat uznaje swoją porażkę i gratuluje zwycięzcy. Ale wiele wskazuje na to, że Trump zamierza ją złamać.


Przeczytaj też: Biden zrobił coś, co nie udało się żadnemu politykowi w USA. Jego wynik jest spektakularny

"Trump dał do zrozumienia swoim sztabowcom, że z Białego Domu będą go musieli wyciągnąć agenci Secret Service" – pisze Vanity Fair. Te doniesienia skomentował rzecznik kampanii Joe Bidena. – Administracja USA doskonale poradziłaby sobie z usunięciem nieuprawnionych osób z Białego Domu – skomentował Andrew Bates.
źródło: Vanity Fair