Na Białorusi zawrzało po śmierci 31-latka. Został skatowany, gdy stanął w obronie flagi narodowej

Ola Gersz
31-letni Raman Bandarenka został zaatakowany na placu w Mińsku przez zamaskowanych mężczyzn, którzy niszczyli narodową flagę przygotowaną przez protestujących. Skatowanego mężczyzny nie dało się uratować. Białorusi są oburzeni jego tragiczną śmiercią, za którą obwiniają – jak i Swiatlana Cichanouska czy Unia Europejska – reżim Aleksandra Łukaszenki.
Nie żyje 31-letni Raman Bandarenka Fot. Twitter / @Vlada30472375
Do zdarzenia, które wstrząsnęło Białorusią, doszło na podwórku jednego z blokowisk w Mińsku zwanym "Placem Zmian". To tutaj spotykają się obywatele protestujący przeciw reżimowi Aleksandra Łukaszenki.

31-letni Raman Bandarenka zobaczył przez okno, że grupa mężczyzn w kominiarkach i cywilnych ubraniach niszczy historyczną białoruską flagę, którą przygotowali ze wstążek manifestujący Białorusini. Bandarenka napisał do swoich sąsiadów przez komunikator Telegram, że zamierza z nimi porozmawiać. "Wychodzę" – poinformował. Kiedy 31-latek zszedł na dół i zwrócił im uwagę, mężczyźni w kominiarkach – stacja Biełsat informuje, że byli to funkcjonariusze organów ścigania – brutalnie go zaatakowali. Na filmach, które nagrali świadkowie, widzimy, jak dwóch zamaskowanych napastników bije go i kopie, nawet gdy Bandarenka leży już na ziemi.


Jak informują służby, milicja od razu wezwała pogotowie i odwieziono Bandarenkę do szpitala. Tymczasem świadkowie zdarzenia – mieszkańcy bloków przy Placu Zmian – twierdzą, że zamaskowani milicjanci wciągnęli go do samochodu i tam dalej bili. Potem zabrali go na komendę. Dopiero potem zawiadomili pogotowie.

Mężczyzna trafił do szpitala w ciężkim stanie, był nieprzytomny. Operacja mężczyzny trwała kilka godzin. Niestety Ramana Bandarenki nie dało się uratować. 31-latek zmarł.

Protesty na Białorusi


Śmierć Bandarenki wywołała na Białorusi oburzenie. Na podwórku, na którym skatowano 31-latka, pojawiło się morze zniczy i kwiatów. Przy zdjęciu mężczyzny czuwają ludzie. Tłumy skandowały hasło "Trybunał", na jednej z ulic Mińska uformowano też ludzki łańcuch.

– Ta krew jest na rękach reżimu, który próbuje ratować swoje istnienie kosztem życia Białorusinów – powiedziała działaczka opozycji Swiatłana Cichanouska jeszcze przed śmiercią mężczyzny. – Tak jak miliony Białorusinów, współczuję rodzinie Ramana. Nie darujemy tego zabójstwa. Imię Ramana przejdzie do historii jako imię bohatera nowej Białorusi – wydała później oświadczenie, podkreślając, że na miejscu zabitego mężczyzny mógł znaleźć się każdy obywatel.

W sprawie śmierci Bandarenki oświadczenie wygłosiła już Unia Europejska. "Okrutna śmierć Ramana Bandarenki jest skandalicznym i haniebnym rezultatem działań władz Łukaszenki, które nie tylko represjonują własną ludność, ignorują podstawowe prawa oraz wolność obywateli, ale teraz także mają za nic ich życie" – czytamy w oświadczeniu.