Protesty w Mińsku są coraz brutalniejsze.
Protesty w Mińsku są coraz brutalniejsze. Fot. Twitter.com/franakviacorka

Antyfałszerskie protesty na Białorusi znowu przybrały na sile. Tym razem podczas starć z OMON zatrzymano ponad sześćdziesiąt osób w Mińsku, w tym dziennikarzy. Aby rozpędzić demonstrujących ludzi, milicja użyła armatek wodnych oraz granatów hukowych. Wśród manifestantów są ranni.

REKLAMA
W niedzielę na ulicach Mińska zebrało się kilka tysięcy osób, które protestowały przeciwko "nielegalnej" władzy Aleksandra Łukaszenki. Zgodnie z ustaleniami Radia Swoboda, pod pomnikiem "Mińsk-miasto-bohater" doszło do brutalnego starcia z milicją, która pałowała manifestujących przeciw sfałszowaniu wyborów prezydenckich.
Według agencji TASS milicjanci użyli przeciwko tłumowi armatek wodnych oraz granatów hukowych. Rzeczniczka milicji Natalla Hanusiewicz zaprzeczyła jednak tym doniesieniem.
Łącznie podczas niedzielnych zamieszek na Białorusi zatrzymano ponad 100 osób. Wśród zatrzymanych znalazło się sporo dziennikarzy, którzy trafili następnie do aresztu. Po okazaniu odpowiednich dokumentów i ważnej akredytacji zostali oni wypuszczeni na wolność. Przypomnijmy, że pod koniec sierpnia podobna sytuacji spotkała korespondenta TVN i jego operatora kamery.

Reakcje innych państw ws. Białorusi

Wielka Brytania i Kanada nałożyły sankcje na Białoruś po tym, jak reżim Aleksandra Łukaszenki brutalnie tłumi falę protestów. Restrykcje obejmują m.in. zakaz podróżowania i zamrożenie aktywów ośmiu osób z białoruskiego rządu.
Protesty na Białorusi zaczęły się po wyborach prezydenckich, które –według znacznej części obywateli – zostały sfałszowane. Łukaszenka wygrał w nich z miażdżącą przewagą. Zaraz po ogłoszeniu wyników wybuchły manifestacje, które trwają do dziś. Władza bezlitośnie tłumi wszelkie protesty.
źródło: TASS