Winter is coming! Oto książka, na którą czekał każdy fan “Gry o Tron”
Fani sagi George'a R. R. Martina czekają na jedną tylko wiadomość: o tym, że kapryśny twórca wreszcie uporał się z pracami nad kolejnym tomem “Pieśni lodu i ognia”. To jeszcze przed nami, ale oczekiwanie stało się o niebo znośniejsze. Do księgarni trafiła właśnie oficjalne “biografia” serialu: “Ogień nie zabije smoka”. Powiedzieć, że znajdziecie tam “masę nieznanych faktów i ciekawostek” to nie powiedzieć nic.
— Wydawało się nam, że wszystko idzie jak po maśle, ale wrażenie brało się stąd, że na niczym się nie znaliśmy — powie po latach jeden z pomysłodawców serialu. Drugi doda: - Upływał dzień za dniem, a w produkcji pojawiały się coraz większe szczeliny, które z kolei przeobrażał się w przepaście.
O tym, na ilu cieniusieńkich włoskach wisiał los serialu jeszcze zanim na dobre powstał, wiedzieli do tej pory Benioff, Wise i kilku dziennikarzy, bacznie przyglądających się produkcji od momentu jej narodzin.
© 2020 by Lake Travis Productions
Fani serialu, owszem, zdawali sobie sprawę na przykład, że pierwszy pilotowy odcinek nigdy nie ujrzał światła dziennego, bo, mówiąc delikatnie, nie był specjalnie udany. Wszyscy wiedzą też, że proza Martina nastręczała wielu fabularnych komplikacji i że ich rozwiązanie przy mocno okrojonym początkowo budżecie wymagało od producentów nie lada gimnastyki.
Hibberd wiedział jednak, że tego typu plotki to tylko wierzchołek góry lodowej i że kulisy tej epickiej produkcji są znacznie bardziej rozbudowane, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Na nasze szczęście postanowił podzielić się tę niezwykłą wiedzą ze światem.
A mógł milczeć — w tym ma niesamowitą wręcz wprawę. Pracując jako dziennikarz dla amerykańskiego EW Entertainment przez rok nie mógł zdradzić zakończenia serialu. Nikomu. Przez rok.
— Nawet dzisiaj mówienie o tym wydaje mi się niewłaściwe. Wszystko przez to, że przez rok ten gigantyczny spoiler cały czas siedział mi w głowie. Musiałem się nieustannie pilnować, żeby nikomu nic nie powiedzieć — wspomina w jednym z wywiadów.
W utrzymywaniu sekretów musieli się też wyćwiczyć członkowie obsady. Pomocnym środkiem prewencyjnym były zapewne klauzule NDA, w których słowa “niedotrzymanie tajemnicy” sąsiadowały bezpośrednio z kilkoma zerami. Nie mniej jednak wiadomość o tym, że twórcy serii zamierzają zakończyć serial sami wiecie jak, była trudna do przyjęcia — czego dowody znajdziecie w książce.
— Popłakałam się nad tym scenariuszem — wyznała Emilia Clarke, odtwórczyni roli Daenerys Targaryen. - To było cholernie trudne. Najpierw żołądek podszedł mi do gardła, a sekundę później pojawiła się myślą: “Co sobie ludzie pomyślą?”
Podobnych, niesamowicie szczerych opowieści na temat tego, jak ważnym etapem w karierze była “Gra o Tron” Hibberd wysłuchał znacznie więcej. Wydawca opisuje “Ogień nie zabije smoka” jako “oficjalną, nigdy nieopowiedzianą historię epickiego serialu” i jest to stwierdzenie całkowicie zasłużone.
Podczas pracy nad “biografią serialu” musiał doskonale zdawać sobie sprawę, że fani serialu nie zaakceptują półśrodków. Wiedział, że czytelnikami “Ogień nie zabije smoka” będą ci sami ludzie, którzy twierdzili, że Nikolai Coster-Waldau nie nadaje się do roli Jamiego Lannistera, bo ma… za duży nos w porównaniu z książkowym pierwowzorem.
© 2020 by Lake Travis Productions
Jeśli więc sięgnięcie po “Ogień nie zabije smoka”, żeby dowiedzieć się, jak wyglądało życie na planie, kto z kim romansował, a kto dawał się “wkręcić” jak dziecko i najczęściej padał ofiarą niewybrednych żartów — na pewno będziecie usatysfakcjonowani. Opowieści z gatunku tej, jak to Bruce Willis nie pozwolił przestawić swojego jachtu i zepsuł cały dzień zdjęciowy, jest tu mnóstwo.
© 2020 by Lake Travis Productions
O tym, co dał im udział tym niezwykłym projekcie, mówią Kit Harington, Emilia Clarke, Peter Dinklage, Sophie Turner, Maisie Williams, Lena Headey, Nikolaj Coster-Waldau czy Gwendoline Christie. A to właściwie tylko początek listy.
—“Gra o Tron” była niesamowitym serialem, a “Ogień nie zabije smoka” jest niesamowitą książką — czytamy na odwrocie książki. To słowa samego George’a R. R. Martina. Lepszej rekomendacji nie wystawi chyba żaden recenzent.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem W.A.B.