Scenariusz węgierski. Dziennikarz przejętej gazety opisuje, co władza robi z lokalnymi mediami
Orlen przejął Polska Press i jej regionalne media, wszyscy ostrzegają przed węgierskim scenariuszem. Jak może on wyglądać w praktyce? – Redakcje zredukowano do minimum, w większości pracowników zastąpiono osobami lojalnymi wobec rządu – opowiada naTemat Gábor Horváth, kiedyś zastępca redaktora naczelnego gazety, która została zamknięta.
– Jeden z naszych kolegów obserwuje, co o Polsce piszą po francusku, niemiecku i angielsku. A jeden z naszych polskojęzycznych kolegów często dla nas pisze – mówi naTemat Gábor Horváth, kilka lat temu zastępca redaktora naczelnego jednej z największych wówczas gazet opozycyjnych na Węgrzech "Népszabadság", po której dziś zostało jedynie wspomnienie.
Gazeta ukazywała się od 1956 roku. Została zamknięta w 2016 roku, gdy PiS w Polsce rządził od niedawna i jeszcze nie mówił tak głośno o mediach i ich repolonizacji. Wielu Węgrów wyszło wtedy na ulice w proteście przeciwko zamknięciu dziennika.
Czytaj także: Orlen kupił prasę lokalną dla PiS. Tak Kaczyński realizuje węgierski model medialny
Jak wygląda z węgierskiej perspektywy? Gábor Horváth jest jednym z tych dziennikarzy, którzy zmiany na Węgrzech doświadczyli na własnej skórze.
Czy dziennikarze na Węgrzech śledzą to, co dzieje się z mediami w Polsce?
Niezależne media bacznie śledzą wydarzenia w Polsce. O ostatnim zakupie mediów regionalnych pisaliśmy w dzisiejszym wydaniu.
Przypomina to Panu sytuację z mediami na Węgrzech?
Działania polskiego rządu są bardzo podobne. Gazprom w Rosji stworzył olbrzymie medialne portfolio kupując niezależne media, w tym m.in. znakomitą stację radiową Echo Moskwy. Na Wegrzech mediów nie kupiło państwo, ale to Lőrinc Mészáros, przyjaciel Viktora Orbána z dzieciństwa, drobny przedsiębiorca od instalacji gazowych, który stał się miliarderem, kupił przedsiębiorstwo medialne Mediaworks. A także kilka mniejszych wydawnictw, gromadząc w jednej ręce wszystkie regionalne, drukowane, gazety.
Wszystkie "bezpłatnie" zostały potem przekazane Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów (KESMA). W ten sposób powstał propagandowy konglomerat, składający się z 471 mediów.
Czym się zajmuje?
KESMA ujednolica propagandowy przekaz, regionalne gazety w większości są redagowane z Budapesztu. Tracą czytelników, bo porzucają lokalne wiadomości na rzecz pozytywnego przedstawiania rządu. Proszę spojrzeć na tę grafikę. Pokazuje, jak spadał nakład niektórych lokalnych gazet (link):
Fot. Screen/https://infogram.com/nyomtatott-videki-lapok-eladott-peldanyszamai-1h0r6r8nnx0l4ek
Media regionalne zostały całkowicie zmienione i scentralizowane. Redakcje zredukowano do minimum, w większości pracowników zastąpiono osobami lojalnymi wobec rządu. Wiadomości lokalne zredukowano do minimum. Bezpośredni wpływ na to, o czym piszą gazety i jak, mają deputowani Fideszu z poszczególnych regionów i liderzy partii.
Niezależne myślenie i indywidualna inicjatywa nie są tolerowane. Regionalne gazety często wychodzą z taką samą pierwszą stroną – zwłaszcza, gdy Orbán udzieli wywiadu lub ogłosi coś, co uznano za ważne. Takie tematy, jak uchodźcy, UE, wybory w USA czy George Soros przedstawiane są zgodnie z linią rządu. Nie ma tu żadnego odchylenia.
Pan był zastepcą redaktora naczelnego w "Népszabadság". Jej zamknięcie było szokiem również za granicą. Jak to się stało?
To była największa, drukowana gazeta, wydawana przez Mediaworks. Dwa tygodnie przed tym, jak Lőrinc Mészáros kupił Mediaworks od austriackiego "inwestora" Heinricha Pecziny, ten po prostu wstrzymał wydawanie swojej flagowej gazety. Bez żadnego ostrzeżenia. Twierdził, że to z powodów finansowych, ale to nie miało nic wspólnego z biznesem. Nowy właściciel (i oczywiście człowiek, który za nim stał) chciał zamknąć "Népszabadság" na dobre.
Jak skończyło się to dla dziennikarzy?
Około 100 osób straciło pracę. Około 20 osób, w tym ja, przeszło do "Népszava", jedynej niezależnej gazety, która pozostała. Część znalazła pracę w innych niezależnych drukowanych i internetowych mediach. Niektórzy na dobre porzucili dziennikarstwo. Byli dziennikarze "Népszabadság" zajmują dziś kluczowe, edytorskie stanowiska w wielu niezależnych mediach, które jeszcze pozostały. Ale wielkość i siła tych mediów znacząco się skurczyła. Na Węgrzech nie ma wolności prasy. Są tylko wolne wyspy w oceanie rządowej propagandy.
Co doradziłby Pan dziś polskim dziennikarzom?
Nie tylko polscy dziennikarze, ale całe polskie społeczeństwo powinno protestować przeciwko takiemu ruchowi. On nie ma nic wspólnego z niezależnością, czy suwerennością Polski, nie chodzi też o zagrożenie egzystencjalne dla dziennikarzy. Ale o prawo polskiego narodu do informacji na temat tego, co dzieje się w kraju, do kontroli władzy poprzez zapewnienie transparentności. Ludzie mają prawo otrzymywać informacje z wielu źródeł.
Dziennikarze powinni użyć wszystkich możliwych kroków prawnych, by utrzymać wydawniczą niezależność. Jeśli to niemożliwe, powinni porzucić skorumpowane media i tworzyć nowe. Czytelnicy pójdą za nimi, a nie za starymi, pustymi skorupami mediów, które za sobą zostawią.