Więcej ludzi wierzy w nich niż w boga. Oto historie o UFO w Polsce

Bartosz Świderski
W drugiej połowie ubiegłego wieku rozpalało wyobraźnię. Rosswel, tajemnica rządowa, potencjalne istnienie cywilizacji pozaziemskiej. Polska również doczekała się własnych „spotkań trzeciego stopnia”. Oto historie o UFO z rodzimej ziemi.
Choć brak na to dowodów, wciąż wielu ludzi wierzy w istnienie cywilizacji pozaziemskiej Fot. Kadr z filmu "Znaki"
Ze wszystkich, a liczone są w setkach, domniemanych przypadków zauważenia niezidentyfikowanych obiektów latających czy też rozbicia się tych obiektów, bodaj dwa nastręczają trudności z wyjaśnieniem. Nie przeszkadza to miłośnikom takich tematów wierzyć, że Ziemia ma pozaplanetarnych gości regularnie.

Międzynarodowy Dzień UFO obchodzimy 2 lipca – jako rocznicę tzw. Indydentu z Roswell (1947 r.). W stanie Nowy Meksyk z nieba spadł latający obiekt. Prasa lokalna ogłosiła gromko wizytę istot pozaziemskich, a kilka nieprzemyślanych słów amerykańskich wojskowych na dziesięciolecia utwierdziło miłośników teorii w swoim przekonaniu. Z badań wynika, że 37 proc. Ziemian wierzy w jakiegoś boga, aż 60 proc. wierzy, że nie jesteśmy sami. UFO to jedna z najbogatszych inspiracji twórców popokultury.


Z obszernych raportów opublikowanych po latach wynikało, że rozbił się balon testowy, będący częścią wojskowego Projektu Mogul. Ze wszystkich historii o UFO to jest najsłynniejsze, najdokładniej zbadane i najskrupulatniej obalone.

Niemniej w Polsce mamy swoje własne, zbadane i obalone, historie o UFO.

UFO we wsi Emilcin

Najsłynniejszym przypadkiem jest UFO we wsi Emilcin. Zaczyna się klasycznie, mamy rok 1978, prosty rolnik, Jan Wolski, wraca konnym wozem do domu. Na wóz wskakują dwie dziwne postacie, których języka Wolski nie rozumie, miały zielone twarze, skośne oczy, czarne kombinezony.

Jadąc mijali polanę, gdzie Wolski zobaczył unoszący się nad ziemią pojazd. Obcy, wykazując się staropolską gościnnością, zaprosili go do środka, zaoferowali jedzenie, było nawet nie do końca wiadome badanie, do którego Wolski musiał się rozebrać. Po wszystkim obie strony pożegnały się grzecznie, przybysze odlecieli, Wolski wrócił do domu, opowiedział żonie i synom o tym, co zobaczył, ci znaleźli jakieś ślady na wskazanej polanie i się zaczęło. W zbliżonym czasie te same lub podobne istoty miały nawiedzić miejscowość Golina.

Zobacz też: W internecie krążą zdjęcia dziwnych szkieletów w śniegu. To nie jest sprawka kosmitów

Sprawę na atomy rozbili po latach, obaj w ostatnim dziesięcioleciu, dwaj publicyści, Bartosz Rdułtowski i Krzysztof Drozd, którzy podważyli mnóstwo czynności wyjaśniających, podjętych przez ówczesnych śledczych, wskazali luki w rozumowaniu i powiązania osobowe między biorącymi udział w zdarzeniu, które sugerują, że całość to mistyfikacja. Niemniej we wsi stoi do dziś pomnik, który powstał z inicjatywy Fundacji Nautilus.

Przeczytaj także: 7 najsłynniejszych mistyfikacji z UFO w tle, czyli czekając na sezon ogórkowy

Kosmita w ZSRR

Kolejny spektakularny przypadek wydarzył się wcześniej niż kontakt Wolskiego. Mowa o historii z Gdyni. W 1959 r. dziwny obiekt w Porcie Gdyńskim runął do morza na oczach wielu świadków. Twierdzili, że widzieli na niebie duży, pomarańczowy obiekt otoczony smugą światła. Z wody rzekomo wydobyto jakiś pojemnik, który przejęła Służba Bezpieczeństwa i który miał trafić do ZSRR.

Wylatowo – mała wieś w Polsce, w której przed dwudziestu laty pojawiły się kręgi w zbożu. Zaczęła przyciągać turystów, badaczy i amatorów, zaczęto snuć plany rozbudowy, nawet budowy specjalnego ośrodka, ale autorzy kręgów byli sprytniejsi od badaczy. Od 2006 r. zboże rośnie zostawione samemu sobie i gorączka UFO się skończyła. Z kolei pół wieku temu grupa żołnierzy WOP nad Bałtykiem widziała koncentryczny krąg wzburzonej wody bez wyraźnego powodu. W końcu w górę wystrzelił ogromny, trójkątny obiekt. Niczego później nie znaleziono. Mniej więcej w tym samym czasie UFO widziano rzekomo nad Koszalinem, znów niczego nie znaleziono.