"Koszty? Nikt się z nimi nie liczy". Tak rozświetlają wieś na święta. Nazywają ich polskim Las Vegas

Katarzyna Zuchowicz
Ludzie pamiętają o nich również w pandemii. Każdy chce zobaczyć najbardziej rozświetloną wieś w Polsce. – Już od dwóch tygodni przyjeżdżają. Był nawet cały autokar, bo wycieczka skądś wracała i zajechała do nas zobaczyć iluminacje – opowiada z dumą sołtys Popowa. Ta wieś to wyjątkowe miejsce na mapie Polski. Tu przed Świętami świeci się dosłownie wszystko.
O Popowie mówi się, że to polskie Las Vegas. Tak mieszkańcy dekorują domy na Święta. Fot. screen/https://youtu.be/4nzWjf6itIg/Gorzowianin.com


– Balkony, dachy, parkany, drzewa, klomby, wszystko co się da oświetlamy – wymieniają mieszkańcy. Iluminacja jest na kościele i na remizie, na posesjach stoją dmuchane bałwany i mikołaje. Gdy rozmawiamy, właśnie dekorują wóz strażacki. Do historii przeszła już oświetlona buda psaTekst linka.


– Na każdym domu, na każdej bramie, coś wisi. Jedni ozdabiają z przepychem, inni mniej, ale wszędzie coś jest. Nie wiem nawet, czy ktoś to w ogóle liczy, ile jest lampek. Ilości są bardzo duże, to nie jest do ogarnięcia. Co roku przybywają nowe, jest ich coraz więcej, są coraz ładniejsze. Co tu dużo mówić, jest przepięknie – mówi naTemat Tomasz Walczak, sołtys Popowa.

Czy coś w Popowie w ogóle jest nieoświetlone? – W zasadzie nie – odpowiada.

Tak wyglądają iluminacje w Popowie


Popowo liczy niewiele ponad 300 mieszkańców. Leży w gminie Bledzew w województwie lubuskim i już od ponad 10 lat słynie na całą Polskę z iluminacji świątecznych. Nie raz słychać było, że we wsi robiły się korki, tyle osób chciało zobaczyć je na własne oczy. "Popowo błyszczy ja Gwiazda Betlejemska" – pisano.
Pandemia niewiele zmieniła.

– Tradycje podtrzymaliśmy i światełka są. Mieszkańcy nie odpuścili – mówi naTemat Wioletta Tomczyk, sekretarz gminy Bledzew i mieszkanka Popowa. W tym roku jako pierwsza udekorowała swój dom. Na światełka wydała ponad tysiąc złotych. A to tylko tegoroczny zakup.

– Z ciekawości policzyłam, że mam na podwórku 11 tys. lampek. Co roku kupuję coś nowego. W tym roku kupiłam dmuchanego Mikołaja z reniferami, koszt. ok. 500 zł i lampki za drugie 500 zł. W sumie wydałam ponad tysiąc zł – opowiada.

Ale nie żałuje. – Radość dzieci jest tak wspaniała. "O mama, zobacz, tu jest jest Mikołaj!", "O, zobacz jak się świeci!". Dla takich chwil warto. Można podejść, zrobić zdjęcia. Nawet jak ktoś stoi na ulicy, mówię: proszę wejść, nie ma problemu. Jest to też jakaś promocja dla Popowa i gminy – mówi.
O niektórych iluminacjach krążą legendy. Słychać, że ktoś ma 30 tys. lampek, a nawet 50 tys. Czy mieszkańcy w ogóle liczą się z kosztami?

– Nie, nikt na to nie patrzy. Każdemu się wydaje, że to są duże koszty. Ale światełka LED nie pobierają dużo prądu. Będziemy zakładali światełka tak długo, jak będziemy mogli. I wydaje mi się, że po nas przejmą to nasze dzieci – tłumaczy tradycję sołtys.

Popowo żyje iluminacjami


Cała wieś tym żyje. Nie słyszeli o żadnej innej, podobnej miejscowości w Polsce. Ale słyszeli, że nazywają ich polskim lub lubuskim Las Vegas i bardzo im się to podoba.

– Ludzie przyjeżdżają, oglądają, robią zdjęcia. Drony latają. Telewizja przyjeżdża, radio, wszyscy. Cieszy mnie to. Wszystkich mieszkańców cieszy, że tak jest. Każdy dba o to, żeby było jak najładniej – mówi sołtys. Wszyscy z ogromną radością i dumą opowiadają o iluminacjach.

Trzeba podkreślić – nikt na tym nie zarabia.

– Ich pomysłowość już nie kończy się na samych lampkach wokół budynków. Światełkami oplecione są drzewa, płoty, wszystko. Co roku starają się coś upiększać. Wielki szacunek z mojej strony za to, co robią. Jestem im wdzięczny, że kościół też jest udekorowany. To oni wyszli z taką inicjatywą, oni zakładają światełka i potem je demontują – mówi naTemat ks. Artur Adamczak proboszcz parafii pw. Świętej Katarzyny w Bledzewie.

Parafia ma 6 kościołów filialnych, Popowo jest jednym z nich. Msza odbywa się tu tylko we wtorek wieczorem i w niedzielę w południe. Dlatego proboszcz sam, prywatnie, przyjeżdża oglądać iluminacje.

– Jak przyjeżdżam po zachodzie słońca, to naprawdę robi to wrażenie. Mówię też o tym znajomym. Bo dlaczego nie skorzystać z czegoś, co jest piękne? Pod względem iluminacji Popowo jest wyjątkowe nie tylko w parafii. A to, co robią
zaraża innych. W pozostałych miejscowościach też widać coraz więcej dekoracji – mówi proboszcz.

Dodaje: – Cieszę się, że mamy takie Popowo. Cały czas, na ile mogę, staram się tylko powtarzać mieszkańcom, żeby to Boże światło było obecne jeszcze bardziej w ich sercach niż tylko dekoracja zewnętrzna. Aby ta radość i chęć upiększenia miejscowości przekładała się na to, że każdy z nas będzie starał się przeżyć te Święta w radości, z tego, że Bóg jest pośród nas – podkreśla.

Turyści w Popowie


Mimo pandemii do Popowa ciągną też już ciekawscy.

– U mnie 6 grudnia lampki się już świeciły, a w całej miejscowości jeszcze nie. A już ludzie z ciekawości przyjeżdżali, czy coś zaczęło się dziać – mówi Wioletta Tomczyk Przyjeżdżali z okolicznych powiatów, ale też z Wielkopolski, z zagranicy. Widziała nawet samochód na bułgarskich numerach.

– Masa ludzi już jest. Od tygodni przyjeżdżają. Pandemia ich nie powstrzymuje. Niektórzy przejeżdżają samochodami, inni wychodzą, ale chodzą w maseczkach. Jest więcej ludzi niż wcześniej, bo zawsze dekorowaliśmy domy później. Ale ktoś z mediów napisał, że Popowo już świeci i ludzie zaczęli przyjeżdżać. Musieliśmy wszystko przyspieszyć – przyznaje Zbigniew Marianowski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Popowie.

Sołtys: – Już od dwóch tygodni przyjeżdżają. Był nawet cały autokar, bo wycieczka skądś wracała i zajechała do nas zobaczyć iluminacje.

Skąd ta tradycja w Popowie


Wszystko zaczęło się ponad 10 lat temu od konkursu między sołectwami. Jedną z konkurencji były iluminacje. Popowo nie miało sobie równych. I tak zostało do dziś. Każdy ubiera swój dom we własnym zakresie. Jak na amerykańskim filmie, można sobie wyobrazić sobie, jaki harmider panuje wtedy we wsi. I jaka jest atmosfera.

– Czytam, jak mieszkańcy chodzą po dachach, na drabinach, niektórzy jak akrobaci...

– Tak to właśnie wygląda. To jest szaleństwo – przyznaje ze śmiechem prezes Ochotniczej Straży Pożarnej. OSP pomaga ludziom, bo nie wszyscy wejdą wysoko. – Najgorzej jest jak w Święta człowiek siedzi w domu i ktoś dzwoni, że coś nie świeci. Wtedy Święta nie Święta, trzeba iść naprawić. Bo najważniejsze, żeby się świeciło – dodaje. Działa też Rada Sołecka. To ona dekoruje wszystkie miejsca publiczne. – Spotykamy się na początku listopada, stwierdzamy, że czas zacząć. Żeby można było przejrzeć, co mamy, czy coś się popsuło, czy trzeba kupić coś nowego. Jak gdzieś nie ma lampek, to dajemy "służbowe", żeby mieszkańcy powiesili. Nawet wczoraj byłam zaskoczona, że jeden z sąsiadów udekorował budynek, w którym nikt nie mieszka – opowiada Wioletta Tomczyk.

W tym roku, z funduszu sołeckiego kupiła 11 łańcuchów po tysiąc lampek, kilka węży.

Czy mieszkańcy rywalizują?



Sami mieszkańcy chodzą potem na spacery. Oglądają dekoracje sąsiadów, analizują. "O, tego, w zeszłym roku nie miałaś, o tu pięknie" – słyszę opowieści. Ale wszyscy zastrzegają, że żadnej rywalizacji między nimi nie ma. Może tylko, jak podejrzą coś fajnego, nowego u sąsiada, sami zaraz coś podobnego kupują. W tym roku podobno królują bałwany, mikołaje i renifery. A nawet niedźwiedzie polarne.

Opowiadają też, że inne miejscowości również się rozświetlają, choć bez takiego rozmachu. Ale to, że inni też dekorują swoje wsie, podkreślają wszyscy. – W sołectwie Sokola Dąbrowa zakupili lampki 300 LED dla każdej nieruchomości – mówi Wioletta Tomczyk.

Czytaj także: Święta 2020 w stylu... covid-19. Nietypowe pomysły na dekoracje w czasie pandemii [ZDJĘCIA]