Aresztowanie Nawalnego nie mieści ci się w głowie? Ta książka tłumaczy, jak działa Putin

Monika Przybysz
Zdjęcie, na którym Aleksiej Nawalny wsiada do rejsowego samolotu relacji Berlin — Moskwa obiegło cały świat. Trudno wyobrazić sobie, żeby w głowach współpasażerów rosyjskiego dysydenta mogło pojawić się inne pytanie niż: „Czy on oszalał?”.
Fot. Unsplash.com / Don Fontijn
Ci, którzy mieli okazję przeczytać książkę autorstwa Heidi Blake: “Krwawe pozdrowienia z Rosji”, mogą jednak stwierdzić, że w tym szaleństwie — poza głębokim poczuciem obowiązku i odpowiedzialności za sprawę — jest również metoda.

Powrót Nawalnego do Rosji to dla sporej części z nas — pobieżnych obserwatorów światowego życia politycznego — niemałe zaskoczenie. Jeden z najzagorzalszych i najgłośniejszych krytyków Kremla właśnie zakończył trwające niemal pół roku leczenie w niemieckiej klinice, do której trafił po nieudanej próbie otrucia przez agentów rosyjskich służb bezpieczeństwa.


Kolejnym, dość naturalnym krokiem dla wielu politycznych dysydentów, za którymi rodzime władze wystawiają listy gończe i którzy mogą być pewni, że gdy tylko postawią stopę na ojczystej ziemi — trafią do aresztu, jest ucieczka.

Dla Rosjan tego rodzaju “bezpiecznym przylądkiem” jest często Wielka Brytania: tamtejsza diaspora jest o tyle liczna, co zróżnicowana. W jej skład wchodzą zarówno zbiegli oligarchowie, pompujący fortuny w brytyjski rynek nieruchomości, jak i popadli w niełaskę agenci wywiadu. U boku Królowej bez problemu znajdują również miejsce aktywiści, dziennikarze i bojownicy o prawa człowieka.

Dlaczego więc Navalny nie miałby do nich dołączyć? Powody są dwa. Pierwszy wyjawił sam Nawalny, a doprecyzował jego przyjaciel, Władimir Aszurkow, notabene przebywający w Londynie właśnie.

„Nigdy nie stawiałem sobie pytania: ‘Wracać czy nie wracać?”. A to dlatego, że ja nigdy przecież nie wyjechałem. Do Niemiec trafiłem w ramach intensywnej terapii z jednego tylko powodu: próbowano mnie zabić” — napisał Nawalny na Instagramie.

Aszurkow dodał, że w sierpniu rozmawiał z przyjacielem na temat możliwości kontynuowania działań z bezpiecznej odległości od Kremla: — Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, zrozumiałam, że to nie wchodzi w grę. Jego walka toczy się w Rosji. On nie zrobił nic złego — wspominał rosyjski aktywista w wywiadzie dla Time'a.

Drugim, pośrednim powodem niechęci Nawalnego do życia na uchodźstwie w UK jest fakt, że prawdopodobnie do końca życia musiałby się ukrywać. Jak tłumaczy Heidi Blake, szefowa działu reportażu BuzzFeed News UK i autorka książki: „Krwawe pozdrowienia z Rosji”, macki Putina sięgają bardzo daleko:

— W UK wytworzyła się spora społeczność rosyjskich dysydentów. Niektórzy z nich, ze względów bezpieczeństwa, są w stałym kontakcie ze Scotland Yardem. Niektórzy żyją w nieustannym strachu i muszą podporządkować się bardzo ścisłym procedurom bezpieczeństwa. Kwestią czasu jest to kiedy znów będziemy rozmawiać o kolejnej, podejrzanej śmierci [do jakiej dojdzie w tym środowisku] — mówiła Blake w wywiadzie dla Time’a.

I choć jej komentarz opublikowano w 2019 roku, to nie da się ukryć, że od tamtego czasu sytuacja nie zmieniła się diametralnie. Putin wciąż jest u władzy, a jego przeciwnicy muszą albo zgodzić się na życie w ciągłym strachu, albo wejść w paszczę lwa licząc na cud, pod postacią nagłej zmiany politycznych nastrojów.
Fot. materiały prasowe
Czy jednak życie na emigracji, pomimo znacznego dyskomfortu psychicznego, jest dużo bezpieczniejsze od powrotu do kraju? “Krwawe pozdrowienia z Rosji” to dowód na to, że nie.

14 przypadkowych zgonów

W swojej książce Blake stawia dość proste pytania, na które rząd brytyjski od lat konsekwentnie odmawia odpowiedzi: dlaczego zabójstwa, jakich dopuszczają się członkowie rosyjskiego wywiadu na terenie Wielkiej Brytanii nie są dokładnie badane? Dlaczego ich sprawcy nie są ścigani? Dlaczego w tych sprawach nie zapadają wyroki?

Cóż, pewnie dlatego, że w odpowiedzi na wszystkie wymienione musiałoby przewinąć się jedno i to samo nazwisko: Władimir Putin.

Jak szacuje Blake, od wczesnych lat 2000 w Wielkiej Brytanii dokonano 14 zamachów, których mocodawcą był prezydent Rosji. W „Krwawych pozdrowieniach…”, które na świecie miały swoją premierę w 2019 roku, a u nas ukażą się 27 stycznia, dokumentuje okoliczności, w których zginęli, między innymi, Boris Bieriezowski, Aleksander Litwinienko czy Sergiej Skripal.

Każdy z nich igrał z kremlowskim ogniem na swój sposób, każdy z nich miał inną agendę. Łączyło ich przeświadczenie, że pod parasolem światowej opinii publicznej nic im nie grozi. I wszyscy tak samo tragicznie się mylili.

Świat już dawno przestał mieć złudzenia, że Putina obchodzi co kto o nim myśli. Pytanie, jakim cudem dochrapał się statusu bezkarności? Dlaczego światowi liderzy nie wyciągną wobec krwawego dyktatora konsekwencji? Dlaczego wciąż trzymają się jak brzytwy wykreowanych 20 lat temu pozorów, że oto mają do czynienia z człowiekiem rozumiejącym podstawowe założenia demokracji?

Blake, jeśli nawet nie odpowiada wprost na wszystkie powyższe pytania, to na pewno kreśli tło, na którym sami dostrzeżemy właściwe wnioski.

— Ostatnie lata bardzo wyraźnie pokazały, że Putin nigdy nie zamierzał ani liberalizować swojej postawy, ani uczciwe współpracować z zachodnimi rządami. Cały czas prowadził z nimi potajemną wojnę. Dopiero teraz zachód zaczyna sobie uzmysławiać, jak wielkim błędem było przymykanie oczu na jego działania — komentowała Blake.

Czy Nawalny postąpił słusznie i czy jego heroizm pomoże zmienić oblicze współczesnej Rosji? To się okaże. Szukając odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby jednak zdecydował się wyemigrować, warto natomiast sięgnąć po „Krwawe pozdrowienia z Rosji”. Tym bardziej że opisane w niej scenariusze pewnie wciąż stanowią podstawę programową działań rosyjskich służb.

Artykuł powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.