Przeszli COVID-19 łagodnie, ale zmiany są poważne. Lekarz o stanie zdrowia ozdrowieńców

Aneta Olender
– Mówią, że nie są w stanie powrócić do normalnej zawodowej aktywności, a to jest duży problem społeczny, bo jak powrócić do pracy, gdy jest się nauczycielką i nie pamięta się podstawowych rzeczy – podkreśla kardiolog Dr Michał Chudzik. To on razem z zespołem specjalistów z Łodzi od ponad 6 miesięcy bada ozdrowieńców i stara się im pomóc. Okazuje się bowiem, że zmiany po COVID-19 mogą być długotrwałe.
U osób, które przeszły COVID-19 łagodnie, lekarze diagnozują poważne zmiany m.in. w płucach. / Zdjęcie ilustracyjne Fot. Siemens Healthiners
Badania, których pan jest inicjatorem, trwają już ponad pół roku i dotyczą tego, jaki ślad zostawia COVID-19 w organizmie. Chodzi jednak o długotrwałe zmiany?

Dr Michał Chudzik, Klinika Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi: Tak. Od samego początku trwania pandemii w Polsce wiedza dotycząca skutków COVID-19 była oparta na stanie zdrowia pacjentów, którzy trafili do szpitali. Oni przechodzili tę chorobę ciężko, pojawiały się liczne powikłania, mamy też dużą śmiertelność.

Natomiast 90 proc. chorych przechodzi COVID-19 w warunkach domowych. Ten wirus jest wirusem bardzo nietypowym, ponieważ ma powinowactwo do pewnego enzymu, który zlokalizowany jest w naczyniach krwionośnych, a naczynia de facto są w każdym narządzie, a w szczególności w płucach, sercu, mózgu i nerkach, czyli organach dobrze ukrwionych.


Jesienią zaczęły trafiać do mnie, do poradni kardiologicznej, osoby, które przeszły COVID-19 w domu i zaczęły zgłaszać różne dolegliwości, które sugerowały problemy z sercem i z płucami.

W związku z tym pojawiło się pytanie, czy również wśród osób, które lekko przechodzą tę chorobę, nie pojawią się jej długotrwałe, odległe skutki. Stąd właśnie ta idea, aby ocenić, jak przede wszystkim przebiega ta choroba u osób z domowym przebiegiem, oraz jakie może powodować następstwa. Proszę pamiętać, że jest to grupa 9 razy liczniejsza o tych, którzy przechodzą COVID-19 w szpitalu.
Dr Michał Chudzik jest inicjatorem badań i ich koordynatorem.Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Ilu pacjentów jest pod obserwacją?

W tej chwili pod obserwacją jest już 800 osób, co miesiąc przybywa około 150 kolejnych, ale chętnych jest nieporównywalnie więcej. Głównym ograniczeniem są nasze możliwości, mamy zbyt mały potencjał lekarski. Średnia wieku badanych wynosi 46 lat, więc są to osoby młode, ale oczywiście są też pacjenci którzy mają około 78 lat.

Co wynika z tych obserwacji?

W okresie pierwszych miesięcy zwracaliśmy uwagę na to, że ten domowy przebieg jest inny niż szpitalny. Objawy, które znaliśmy również z medialnych przekazów: wysoka temperatura, duszność, to są bardzo charakterystyczne elementy, ale typowe dla przebiegu szpitalnego, ciężkiego.
.
Natomiast osoby, które przechorowały COVID-19 w domu, najczęściej aż takiej temperatury nie miały. U nich dominowały przede wszystkim osłabieni i bóle w klatce piersiowej – dwa najczęściej podawane objawy.

Kolejnym elementem, który zwracał uwagę, jest też jednak mnogość objawów. Praktycznie każdy chory przechodzi chorobę inaczej, rzadko się zdarza, żeby przebieg był identyczny.

Po 25 latach praktyki lekarskiej nie znam takiej choroby. W kardiologii, gdy mówimy o zawale serca, to wiadomo, że 90 proc. osób ma typowe objawy. Tak samo jest w przypadku grypy, kiedy ktoś wymienia dolegliwości, to wiemy, że właśnie o niej mowa.

A tutaj wiele kwestii może zaskakiwać, ciśnienie wysokie lub niskie, jeden z pacjentów mówił też np. o bólu pleców. Czuł się tak, jakby ciężko pracował przez dwa dni. Pojawiają się objawy, które na początku trudno w ogóle kojarzyć z COVID-19.

To pokazuje, że ten wirus, przez to swoje powinowactwo do naczyń, potrafi zaatakować każde miejsce w organizmie. Od czubka głowy do piątego palca u nogi. Po rozmowach z tymi osobami ma się też wrażenie, że wirus odnajduje najsłabszy punkt w organizmie i zaatakuje to miejsce, dolegliwości będą dotyczyły właśnie tego narządu.

Jeśli ktoś wiele lat chorował na zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, to uaktywniło mu się to po przejściu COVID-19. Jeśli miał reumatyzmu, to ta choroba się aktywizowała. Ale mamy też osoby, które nie chorowały na nic – 3/4 pacjentów – a gdzieś tam się to ujawnia.

Ciekawe jest również to, że u osób, które są pod obserwacją, dominującą chorobą przed zakażeniem było nadciśnienie, ale na drugim miejscu mamy Hashimoto. Czyli to podłoże odpornościowe, autoimmunologiczne, ma ogromny wpływ.

To, co też widzimy, jeśli mówimy o przebiegu choroby, to to, że głównym czynnikiem, który warunkuje ciężkość choroby, jest styl życia. Problem dotyczy zaburzeń snu, albo pracy w nocy, albo późnego chodzenia spać.

Czyli osoby, które są przemęczone, zestresowane, mogły zachorować szybciej, a ryzyko powikłań w ich przypadku jest większe?

One szybciej zachorowały, miały więcej objawów, ciężej przechodziły COVID-19 i miały dłuższy okres regeneracji.

Zmiany np. w płucach, w sercu, które są widoczne u osób pod obserwacją, mogą być bardzo poważne?

Kiedy mija COVID-19, po pierwszych 3 miesiącach, dominującym objawem jest poczucie osłabienia. Wykonujemy też rezonans serca u tych osób i dużo, bo aż 25 proc., ma zmiany w mięśniu sercowym, które pokazują świeży odczyn zapalny. W postaci objawów może się to pojawić dopiero za jakiś czas.

To badanie wykonujemy szczególną techniką, która potrafi odróżnić, co jest jest świeżą zmianą, a co zmianą sprzed roku lub sprzed pięciu lat, wynikająca np. z tego, że ktoś wcześniej przebył infekcję grypową.

Jest to bardzo niepokojące, bo drugim takim poważnym wnioskiem jest to, że u 10 proc. osób, poza tymi zmianami, które widzimy w rezonansie, dochodzi również do uszkodzenia serca. Sprawność serca się obniża, a przecież chodzi o osoby młode, sprawne, bez żadnych chorób. I tu pojawia się duży znak zapytania, jaki będzie dalszy tego przebieg? Czy będzie się poprawiać, czy też nie?

Owszem, do tej pory, gdy mieliśmy kogoś z zapaleniem mięśnia sercowego po grypie, to często dochodziło do bardzo poważnych uszkodzeń serca, ale w praktyce medycznej były to tak naprawdę incydentalne przypadki.

A co z płucami?

Widzimy zmiany w płucach. Czasami przebieg choroby rzeczywiście jest łagodny, a później w kontrolnej tomografii płuc widzimy, że dochodzi do zwłóknień. Trzecią grupą zmian, bardzo niepokojącą, są zmiany mózgowe.

Mówi się o mgle mózgowej tuż po przejściu choroby, ale kiedy zaczęliśmy ten temat dokładnie sprawdzać, pytać chorych, to okazuje się, że coś niedobrego zaczyna się dziać również powyżej 3 miesięcy.

Mijają poczucie duszności, bóle w klatce piersiowej i osłabienie, a zaczynają dominować problemy neurologiczne, zaburzenia pamięci, orientacji, koncentracji.

Osoby, które są zdrowe, w sensie braku chorób organicznych, mówią, że nie są w stanie powrócić do normalnej zawodowej aktywności, a to jest duży problem społeczny, bo jak powrócić do pracy, gdy jest się nauczycielką i nie pamięta się podstawowych rzeczy. Ktoś inny sprawnie operował językiem angielskim, a ma wrażenie, jakby nigdy tego języka się nie uczył, bo zapomina podstawowych słów.

I trudno powiedzieć, czy to wróci do normy?

Trudno, bo cały świat wystartował z tego samego punktu, nikt nie może powiedzieć, że ma większe doświadczenie, bo pandemia gdzieś zaczęła się rok lub dwa wcześniej, więc wie, jak to będzie przebiegać. Wszyscy badamy to równolegle.

Takich prostych zmian w rezonansie mózgu nie znajdujemy. W tej chwili wykonujemy badanie EEG, które zapisuje aktywność elektryczną mózgu. Nawet jeśli coś znajdziemy, a te zmiany określały będą takie łagodne zespoły poznawcze, które wyprzedzają zespoły otępienne – towarzyszące chorobie Alzheimera – o 10, 15 lat, to nie mamy na to lekarstwa.

Nie mamy leków zapobiegającym rozwojowi otępienia, które znane jest u osób w wieku starszym, a tutaj mówimy o osobach w wieku 40, 50, 60 lat. To ogromny problem dla nas, bo po za tym, że rozpoznamy zmiany, to jednak chcemy chorym pomóc, ale jak?

To, co na pewno wiemy, są to rzeczy medycznie udowodnione, to to, że w przypadku zmian mózgowych trzeba utrzymywać niskie ciśnienie. Są to zmiany naczyniowe, więc każde podwyższenie ciśnienia jeszcze bardziej będzie to nasilać.

Wiadomo też, że musi być też zachowany niski poziom cukru, nie można mieć cukrzycy. Trzecim elementem jest stymulacja mózgu, ale nie tylko zawodowo, również społecznie. Trzeba spotykać się innymi sposobami, trzeba funkcjonować w układzie społecznym.

Udowodnione jest także to, że aktywność fizyczna jest czynnikiem, który potrafi zatrzymać rozwój zmian otępiennych u osób starszych.

Czyli podejście musi być holistyczne?

Lekarz musi mieć szerokie spojrzenie, nie może zamykać się tylko w takiej medycynie czysto akademickiej, bo ona będzie bezradna. Trzeba szukać innych rzeczy, dopasować pewne kwestie indywidualnie do chorego, włączyć psychologię fizjoterapię, aktywność fizyczną.

W tym przypadku nie mamy wiedzy z Internetu, nie ma jej też w książkach medycznych, które podpowiedzą, co należy robić. Trzeba trochę improwizować w oparciu o dolegliwości.

Dziś medycyna jest bardzo sformalizowana, jest tabelka, w niej choroba i w ten sposób leczymy. A tu wracamy do tego, że badamy dolegliwości, które każdy ma inne, i dopasowujemy terapię do chorego. Obserwujemy efekty.

Aspekt psychologiczny też jest istotny?

Jest bardzo ważny. Każdy chory wypełnia ankietę psychologiczną, pytany jest o lęk, depresje, zaburzenia snu. W tej chwili mamy stworzoną aplikację – czekamy na grant, a dowiemy się, czy go dostaniemy w maju – ukierunkowaną na opiekę psychiatryczną i psychologiczną chorych.

Niezwykle ważne jest zadbanie o to. Równolegle ważna jest też fizjoterapia, odbudowa siły mięśniowej. Istotna jest więc także dobra suplementacja, bo na to leków nie ma, ale solidna medycznej suplementacja, nie taka reklamowa.

Mamy też bardzo ciekawy projekt naprawczy, nie tylko naukowy, ale i kliniczny. Wiele rzeczy zaczyna się w głowie, więc będziemy go wdrażać w najbliższym czasie z grupą psychologów, lekarzy z różnych dziedzin medycyny, gdzie jest przedrostek "psycho", bo są i psychodermatolodzy, psychoimmunolodzy.

To będzie i naświetlanie promieniami słonecznymi tych osób – przy użyciu czegoś w rodzaj medycznych solarów – i specjalna technika oddechowa, i forma muzykoterapii. Zagwarantowana będzie też pomoc psychoseksuologa, bo jest to zupełnie nie ruszona kwestia, a widać, że ma ogromny wpływ na człowieka.

Trzeba z powrotem te osoby przywrócić do normalnego funkcjonowania. Czy to jest wpływ samego COVID-19, czy wpływ tej całej otoczki, trudno jest ustalić, ale nie zmienia to faktu, że jako lekarz temu choremu muszę pomóc.

Tak samo jak przywożą do mnie kogoś z zawałem serca, to nie analizuję, czy dlatego, że miał duży cholesterol, czy dlatego, że palił, czy miał grypę. Muszę ratować mu życie i to jest dokładnie ta sama sytuacja.

Wspominał pan o tym, że bardzo potrzebne są centra pocovidowe, czy one rzeczywiście mogą ruszyć?

Są bardzo potrzebne i ruszają już od 1 lutego. Mamy kilka POZ-ów, które będą z nami współpracować. Chcemy razem z lekarzami rodzinnymi stworzyć opiekę skoordynowaną, a właściwie coś takiego już działa.

Mamy w grupie kardiologa, neurologa, pulmonologa, reumatologa, psychologa, psychodermatologa itd. Mamy zespół kilkunastu osób, medyków, którzy będą działać w ramach centrum pocovodowego. Oczywiście potrzeby są dużo większe niż nasze możliwości.

Zapisy oraz informacje o programie, o nowych metodach terapii na stronie www.stop-covid.pl

Czytaj także: "Robi się z tego pop science". Prof. Pyrć wyjaśnia, co trzeba wiedzieć o nowych szczepach covid-19

Pandemia kradnie cenny czas chorym na raka. "System prawie się dla nich zamknął"