Wstrząsająca książka o uzależnieniu od hazardu, czyli opowieści o tych, którzy przegrali wszystko

Michał Jośko
"Hazardziści. Gra o życie" to jedna z tych lektur, które sprawiają, że czytelnikowi wydaje się, jakby dostał obuchem w głowę. Beata Biały postanowiła zabrać nas do świata ludzi uzależnionych od (rozmaitych form) hazardu, czyli nałogu, który wielu z nas wydaje się problemem błahym i niegroźnym, a przez to bagatelizowanym. Wielki błąd. Przekonasz się o tym, ruszając w tę przerażająco smutną podróż, podczas której poznasz ludzi przegranych w dosłownie każdym aspekcie.
Fot. mat. prasowe
Myśląc "hazard", przed oczami masz wyłącznie kasyna, w których gracze tracą bajońskie kwoty przy stołach do pokera albo ruletki? Lektura tej książki uświadomi ci, że to zaledwie czubek gigantycznej góry lodowej, a całkowicie bezpieczny nie może czuć się nikt. Większość uzależnionych zatraca się bowiem w znacznie mniej spektakularny sposób; ot, poświęcasz parę złotych na zakręcenie jednorękim bandytą stojącym w osiedlowym saloniku, próbę ustrzelenia "szóstki" w Lotto, bądź też postawienie zakładu bukmacherskiego online.

Mówimy tutaj o nałogu, który lubi atakować niepostrzeżenie, ukrywając się pod pozornie niewinnymi rozrywkami. Początkowo wygląda niegroźnie, lecz pewnego dnia może przybrać rozmiary naprawdę wielkiej – przytłaczającej i duszącej człowieka – lawiny. Pamiętajmy, że na podobny scenariusz narażone są dziesiątki milionów Polaków, ponieważ (zgodnie zgodnie z badaniami CBOS-u) w w grach hazardowych bierze udział niemal połowa (!) naszych rodaków.


Beata Biały jest dziennikarką, która ma na koncie m. in. książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" i "Krzysztof Baranowski. Spowiedź kapitana". Dlaczego osoba, która – jak przyznaje – nie ma tzw. żyłki hazardzisty, ba, nie potrafi grać w karty, nie kupuje zdrapek i nie czeka na kumulację Lotto, postanowiła zmierzyć się obcym jej tematem hazardu, czyli towarzyszącej człowiekowi od tysięcy lat skłonności do podejmowania ryzyka, gdy na horyzoncie majaczy wizja emocjonującej gratyfikacji?

– Pierwszym impulsem była pewna impreza dla dziennikarzy, odbywająca się w jednym z kasyn. W jej trakcie zaczęłam obserwować pewnego mężczyznę stojącego przy stole do ruletki i poczułam ciarki na plecach: zobaczyłam człowieka, który miał przerażający obłęd w oczach. Po latach doszły do tego sytuacje kolejne: opowieść znajomej, której mąż przegrał w pokera dom, samochód i oszczędności całego życia, a także pewien kurs taksówką, której kierowca nieustannie manipulował przy smartfonie. Gdy zapytałam go, co robi, odpowiedział, że obstawia zakłady bukmacherskie. Dodał, że co prawda miał poważny problem z hazardem, ale teraz wszystko ma już pod kontrolą; pozakładał jakieś limity i wszystko jest OK. Nie brzmiało to wiarygodnie, bo w jego oczach zobaczyłam dokładnie taki sam obłęd. Z wykształcenia jestem psychologiem i poczułam, że chcę sprawdzić, o co tak naprawdę chodzi w uzależnieniu, o którym nie mówi się zbyt często – mówi naTemat autorka "Hazardzistów...".

"Kiedyś postawiłem u buka dziesięć złotych na jeden zakład i wygrałem sto tysięcy! Już szedłem do salonu kupować nowe auto, ale zanim się zdecydowałem na model, zagrałem jeszcze raz przez internet. Postanowiłem iść za ciosem i wygrać więcej. W kilka minut straciłem wszystko. Kto by pomyślał, że zdecydowany faworyt, najlepsza drużyna, przegra z jakąś podrzędną jednym punktem? Pierdolony nałóg! Myślę, że nie istnieje kwota, po której powiedziałbym "dość". Suma, która sprawiłaby, że przestałbym grać, bo nie o pieniądze tu chodzi. Liczy się sama gra. Kilka miesięcy później przegrałem wszystkie pieniądze na ślub i wesele! Czterdzieści tysięcy. "Wynoś się! Nie chcę cię znać!", krzyczała narzeczona, dusząc się od szlochu. Zadzwoniła do swojej mamy i do moich rodziców. Tata natychmiast wsiadł w auto i przyjechał. Zjawiła się też rodzina Madzi. "Uciekaj od niego", przekonywali. Tata wyłożył na stół przegrane przeze mnie pieniądze, żeby doszło do ślubu. Znów udało się załagodzić sprawę. Mam na imię Tomek i jestem nałogowym hazardzistą".

"Hazardziści. Gra o życie" – fragment książki
Zagłębiając się w tej lekturze, poznajemy kolejne życiorysy złamane przez uzależnienie, które pojawiło się znienacka. Na początku chodzi zazwyczaj o zainwestowanie drobnej kwoty, kończące się wygraną. Jej wysokość może i nie jest oszałamiająca, lecz w umyśle człowieka mającego skłonność do wpadnięcia w szpony tego nałogu dochodzi do reakcji łańcuchowej.

Właśnie stał się jedną z osób, które zaczynają grać o coraz większe stawki, potrzebują coraz większych emocji. Kolejne sukcesy sprawiają, że ośrodek przyjemności w mózgu chce więcej i więcej. Prędzej czy później okazuje się, że chorobliwą ekscytację zapewniają również... przegrane. To moment, w którym pieniądze przestają mieć jakiekolwiek znaczenie; liczą się wyłącznie emocje. Osiągane – w dosłownym tego słowa znaczeniu – za wszelką cenę. Żyje w krainie ułudy, która, jak podkreśla pisarka, jest czymś demokratycznym i może dotknąć każdego – mądrych i głupich, sławnych i zwykłych ludzi, bohaterów i tchórzy.

– Najgorsze jest to, że mamy tutaj do czynienia z problemem, który naprawdę trudno zauważyć, czy to u siebie, czy osób bliskich. Narkomania? Alkoholizm? Przecież ich symptomy są znacznie wyraźniejsze. Jedna z bohaterek mojej książki powiedziała, że wolałaby chlać, niż grać, bo w przypadku alkoholizmu ktoś bliski na pewno zauważyłby pewne rzeczy znacznie wcześniej i pogonił ją, aby zrobiła ze sobą porządek. Po hazardziście nie widać, że gra – mówi Beata Biały.

"Pamiętam, jak czekałam na autobus i paliłam papierosa. W telefonie miałam odpaloną aplikację bukmachera. Na tym przystanku w ciągu pięciu minut wygrałam osiemdziesiąt tysięcy złotych, a po kolejnych pięciu minutach nie miałam nic. Nie zdążyłam nawet wypalić kolejnego papierosa. Z uzależnieniem jest tak, jakby szło się w naprawdę delikatnym deszczu, który zupełnie niepostrzeżenie przemacza do suchej nitki. Pamiętam, kiedy wzięłam pierwszą pożyczkę, kiedy pierwszy raz przegrałam pieniądze, które były na coś przeznaczone. Nie wiem, kiedy to ewoluowało do momentu, w którym liczyła się już tylko gra. To nie stało się z dnia na dzień. Mam na imię Ula i jestem hazardzistką".

"Hazardziści. Gra o życie" – fragment książki
Wgryzanie się w historie zawarte na kartach "Hazardzistów..." uświadamia nam również to, że mamy do czynienia z problemem, nad którym naprawdę ciężko zapanować. Osoba podejmująca decyzję o walce z uzależnieniem od narkotyków bądź też alkoholu może w stosunkowo łatwy sposób omijać najgroźniejsze pokusy. Potrzebuje silnej woli, dzięki której nie zgłosi się do dilera, bądź też nie będzie wchodzić do sklepów monopolowych i zacznie unikać zakrapianych imprez.

W przypadku hazardzistów sprawa jest o niebo trudniejsza, zwłaszcza dziś, w świecie, w którym spędzamy mnóstwo czasu przy komputerach i ze smartfonami w dłoniach. Służą nam nie tylko do rozrywki, lecz i pracy, tak więc nie możemy ot tak pozbyć się owych narzędzi, które nieustannie zachęcają do, szybkiego i łatwego, skorzystania z oferty on-line'owch kasyn i zakładów bukmacherskich.

– Wszystko to nasiliło się zwłaszcza w trakcie pandemii koronawirusa. Spadł na nas lockdown i wciąż, choć minęło już sporo czasu, jesteśmy nim oszołomieni. Przeraża nas to, co dzieje się dziś, a jeszcze bardziej boimy się tego, co przyniesie przyszłość, tak więc chcielibyśmy się gdzieś schować... Hazardzista zna tylko jedną drogę ucieczki przed niepewnością i wszelakimi problemami: jest nią gra. No a przecież pod ręką ma komputer i telefon, które mówią: damy ci trochę przyjemności i spokoju – dodaje autorka książki.

"Jeszcze dziś, przejeżdżając ulicami miast i miejscowości, mijając przydrożne budynki, widzę głównie salony gier. Mój wzrok przyciągają rozświetlone, migające napisy, które wdzierają się do mózgu. Zostawiłem w takich salonach majątek, ale już od dawna wiem, że to nie przegrane pieniądze są największym problemem, dlatego dzisiaj moja skłonność do popadania w długi właściwie mnie śmieszy. Nieraz zastanawiałem się, dlaczego w porę nie przerwałem bezsensownej gry, tylko grałem dalej, tracąc kolejne pieniądze. Odpowiedź jest jedna: nie miałem hamulca, nie potrafiłem przyznać się do tego, że mam problem, i nie potrafiłem powiedzieć sobie "stop". Mam na imię Dawid i od dwunastu lat jestem nałogowym hazardzistą".

"Hazardziści. Gra o życie" – fragment książki
Ogromną wartością tej pozycji jest nie tylko usystematyzowanie wiedzy na temat rozmaitych niuansów dotyczących uzależnienia od hazardu, lecz również wyczerpujące odpowiedzi na pytania, które... zadawaliśmy sobie do tej pory zdecydowanie zbyt rzadko. Czym tak naprawdę jest hazard (czytaj: na ile istotny jest tutaj element przypadkowości i czy za tego rodzaju grę można uznać np. szachy)? Dlaczego nałóg wzmacniają nie tylko wygrane, lecz i bolesne porażki? Czym różni się uzależnienie męskie od pobudek, którymi zazwyczaj kierują się kobiety? W jaki sposób gry komputerowe zaczęły zazębiać się z hazardem, który w ten sposób wkrada się do świata ludzi niepełnoletnich? Jaka jest różnica między pokerzystą zawodowym a patologicznym? No i wreszcie: czy wszystkie gry losowe są równie niebezpieczne?

– To jeden z ważniejszych wątków, ponieważ niektóre zachowania są zdecydowanie bardziej uzależniające od innych. Świetnym przykładem może być tutaj popularny "Totek", czyli jedna z tych form hazardu, w których ewentualna nagroda jest odroczona. Pomiędzy nabyciem kuponu na loterię a poznaniem jej wyników mija nieco czasu, dzięki czemu emocje mogą opaść. Człowiek ma szansę nieco ochłonąć i zastanowić się, czy grać dalej, czy zrezygnować. Natomiast w kasynie – czy to "realnym", czy internetowym – wszystko dzieje się bardzo szybko, tak więc kontrolowanie zachowań jest o znacznie trudniejsze – słyszę podczas rozmowy z Beatą Biały, przechodząc do tematu liczb, które robią naprawdę wielkie wrażenie.

Mówimy tutaj bowiem o gigantycznym torcie (zaznaczmy: w 33 proc. należącego do Skarbu Państwa): przychody z legalnej części tego biznesu w Polsce wyniosły w roku 2018 aż 15 miliardów złotych, a tendencja jest zwyżkowa (dla porównania: zaledwie rok wcześniej owa kwota była niższa o 16 proc.). Dodajmy, że według najświeższych, pochodzących z roku 2017, danych kontakt z hazardem miało aż 49 proc. naszych rodaków; to kolejna wielka zmiana, ponieważ w roku 2016 przyznawało się do tego "jedynie" 34,2 proc. społeczeństwa.

"Mam czterdzieści dziewięć lat i jestem bezdomna. Czasem myślę, że hazard był dla mnie ucieczką od rzeczywistości. Moje dzieci są autystyczne, żyją w swoich własnych światach. Ja też stworzyłam swój odrębny świat. Uciekałam z tego piekła, jakie mam każdego dnia. Uciekałam od świadomości, że moje dzieci nie wyzdrowieją. Nie mogłam już tego dłużej znieść. Chociaż nie, to chyba za proste wytłumaczenie, a ja niepotrzebnie szukam teraz winnych. Co więc pchało mnie do gry? Chęć wzbogacenia się? Jeśli nawet, to szybko zeszła na dalszy plan. Hazardzista gra dla emocji. Nie wyjdzie, dopóki nie skończy gry. A co to znaczy? Hazardzista nie wyjdzie, dopóki ma jakieś pieniądze. Nie odejdzie od maszyny. Pamiętam, jak wchodziłam i przegrywałam wszystko, co miałam, choć wiedziałam, że następnego dnia nie będę miała na chleb. Wychodziłam stamtąd i mówiłam: "Boże, jaka jestem głupia". A pewnego dnia przemknęło mi przez głowę: "Boże, jaka jestem chora". Gdy ktoś mnie pyta, co straciłam w życiu, odpowiadam: "Dziesięć lat". Przegrałam dziesięć lat. Nieważne są pieniądze, mieszkanie, samochód. Ważny jest czas, który mogłam poświęcić bliskim, mężowi, dzieciom. I to jest dla mnie bardzo trudne, bo nie wiem, czy będę miała szansę to nadrobić. Mam na imię Kasia i jestem hazardzistką".

"Hazardziści. Gra o życie" – fragment książki
– Chodziłam na kolejne meetingi Anonimowych Hazardzistów i z biegiem czasu ci ludzie zaczęli się przede mną otwierać coraz bardziej, z niektórymi wręcz się zakumplowałam. Naprawdę szczerze opowiadali mi swoje historie, w których pojawiały się opowieści o uzależnieniu, któremu – podobnie jak w przypadku narkomanii – towarzyszył ból fizyczny. Jednak podkreślmy, że nie chodziło tu jedynie o potrzebę wygadania się. Naprawdę wierzyli w to, że mówiąc otwarcie o swoich przejściach, uchronią przed nimi innych – mówi Beata Biały.

Warto zaznaczyć, że "Hazardziści..." to coś znacznie więcej, niż jedynie zbiór opowieści o rozmaitych formach upadków. Ogromną wartością dodaną jest wielka porcja – zaserwowanej w naprawdę przystępny sposób – wiedzy fachowej (włączając w to specjalistyczny test, dzięki któremu możesz zdiagnozować ów problem bądź u siebie, bądź też wyłuskać patologicznego gracza spośród członków rodziny i znajomych). Autorka oddała głos nie tylko uzależnionym, lecz również autorytetom w dziedzinie walki z ich problemami; psychologom oraz psychiatrom, takim jak dr Bohdan T. Woronowicz, dr Bernadeta Lelonek-Kuleta i dr Lubomira Szawdyn.

Lecz to nie wszystko – autorka przeprowadziła również naprawdę szczere rozmowy z osobami z "drugiej strony barykady", zarabiających na hazardzie. Dzięki temu poznajemy mnóstwo sekretów branżowych, zdradzanych przez Sebastiana Meitza, eksperta rynku gamingowego i prezesa zarządzającego w firmie Gaming 5.0, czy też Iwonę Radoń, która przepracowała 11 lat jako krupierka w amerykańskich kasynach.

Iwona, krupierka: "Pamiętam młodego chłopaka, studenta trzeciego roku prywatnej uczelni, który przyjechał do kasyna, żeby zobaczyć wielki świat. Miał przy sobie trzydzieści tysięcy (dolarów – przyp. red.) na czesne, mieszkanie i życie. Z przykrością obserwowałam, jak coraz więcej mu z tej puli ubywa. I nic nie mogłam zrobić. Nie miałam prawa powiedzieć: "Chłopaku, zmykaj, przegrasz wszystko". Do dziś mam przed oczami obraz, gdy klęczał i błagał nas, żebyśmy oddali mu pieniądze. Nie wiem, co się z nim stało. Ochrona wyprowadziła go z kasyna. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie i powiem ci dlaczego. To jest po prostu choroba, której nie można kontrolować. Jeśli on uważa, że zamiast siedzieć w domu z rodziną, woli przegrywać w kasynie, to czy ja mogę to zmienić? Tylko raz przegrana gracza poruszyła mnie do głębi – to historia tego studenta. Wtedy poczułam się jak szmata".

"Hazardziści. Gra o życie" – fragment książki

Jak wspomina Beata Biały, w trakcie pracy nad tą książką musiała zmierzyć się z trudnymi do opisania dramatami; poznać mrożące krew w żyłach historie o ludziach, którzy przegrali dosłownie wszystko; znikały nie tylko ich domy, samochody i firmy, lecz również rodziny i przyjaciele. Jednak najbardziej przerażające było to, że tracili również godność i szacunek do samych siebie.[/block]
Fot. mat. prasowe
– Widząc te złamane życiorysy, po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że robię coś naprawdę ważnego. Może dzięki "Hazardzistom..." ktoś dostrzeże problem i weźmie się w garść? Stwierdzi: skoro udało się tylu osobom, ja też dam radę. No i przy okazji otrzyma sporo wiedzy na temat najskuteczniejszych metod walki z tym uzależnieniem – mówi autorka książki, którą po prostu trzeba przeczytać. Mamy tutaj bowiem do czynienia z pozycją, która z jednej strony jest czymś niesamowicie wręcz wartościowym dla ludzi borykających się z poruszanym w niej problemem. Lecz z drugiej otrzymaliśmy książkę, którą pochłoniesz z wypiekami na twarzy nawet jeżeli nie posiadasz żyłki hazardzisty. Mogę się o to założyć.

Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem W.A.B.