Nauczyciele: "AstrąZeneką się nie szczepię". Wirusolog odpowiada i rozwiewa wątpliwości

Monika Przybysz
Już w przyszłym tygodniu mają ruszyć szczepienia przeciw covid-19 wśród nauczycieli. Ci po 60. roku życia otrzymają preparat Pfizer/BioNTech lub Moderny, pozostali – AstryZeneki, który ma najniższą skuteczność spośród dostępnych w Polsce. "Niech dadzą tę szczepionkę prokuratorom, traktują nas jak gorszy sort" – burzą się niektórzy nauczyciele. A lekarze uspokajają: wszystkie dopuszczone do obrotu szczepionki są tak samo bezpieczne.
Zdjęcie poglądowe. Fot. Wojciech Habdas / Agencja Gazeta

AstraZeneca dla nauczycieli

Wszystko zaczęło się w poniedziałek. Wtedy Michał Dworczyk, szef KPRM odpowiedzialny za Narodowy Program Szczepień, wyszedł na konferencję prasową i powiedział, że preparatem firmy AstraZeneca (pierwsza dostawa spodziewana około 9 lutego, będzie to 230 tys. dawek) zaszczepione zostaną wyłącznie osoby pomiędzy 18 a 60. rokiem życia.


I wskazał na konkretną grupę zawodową: – W konsekwencji Rada Medyczna zarekomendowała również, żeby rozpocząć szczepienia nauczycieli. W pierwszej kolejności tych, którzy już uczą, czyli nauczycieli klas 1-3 czy nauczycieli przedszkolnych – dorzucił Dworczyk.

I się zaczęło. Nauczyciele zaczęli mnożyć pytania, dlaczego to oni mają otrzymać preparat o najniższej skuteczności (według deklaracji producenta), spośród tych dostępnych w Polsce.

– Nauczyciele dzwonili i pytali, dlaczego są gorzej traktowani. Bo taki płynął przekaz z poniedziałkowej konferencji pana ministra Dworczyka: nauczyciele zostaną zaszczepieni szczepionką AstryZeneki, która nie nadaje się dla seniorów. Nie widzieli tu też logiki, bo skoro zależy nam, by ograniczać transmisję wirusa, to nauczyciele powinni być zaszczepieni środkiem o najwyższej skuteczności, by transmisja była na najniższym poziomie – mówi nam Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.

"Znów nie mają do nas szacunku"

– Jak usłyszałam, że AstrąZenecą mają być zaszczepieni nauczyciele, bo strach podać ją osobom po 65. roku życia, to jakbym w twarz dostała. Znów rząd pokazał, gdzie nas ma. I skutecznie ostudził nasz entuzjazm do szczepień, do powrotu do szkół – irytuje się nauczycielka z liceum w stolicy.

Jej koleżanka po fachu z mniejszej miejscowości dodaje: – Pomyślałam, że kolejny raz rząd traktuje nauczycieli bez szacunku. Gdy prosiliśmy i były petycje o szybsze szczepionki, to powiedzieli, że nie ma takiej możliwości. A gdy nagle pojawiły się inne szczepionki, to możemy być już zaszczepieni.

Nauczycielka klas 1-3 nie boi się szczepionek i cieszy się, że wkrótce będzie mogła ją otrzymać. Ale podkreśla: – Ta informacja została przekazana w sposób nieprawidłowy i poczułam się dotknięta, jakby nauczyciel był gorszym zawodem – dodaje.

Część nauczycieli zadeklarowała w sieci wprost: nie będę się szczepić preparatem AstraZeneca.

"Nie jestem przeciwna szczepieniu, ale tą szczepionką nie będę się szczepić. Niech zaszczepią rządzących w pierwszej kolejności.."; "Oddam szczepionkę AstraZeneca przedstawicielom władzy PiS – przedstawicielka gorszego sortu" – takich komentarzy są w internecie setki.

– Był taki moment w styczniu, kiedy wszyscy w środowisku nauczycielskim czekali na szczepionki, dopytywali, gdzie i kiedy mogą się zaszczepić, czy mają rejestrować się w ogólnym systemie. Mamy nadzieję, że ten entuzjazm nie zgaśnie. I ta fatalna komunikacja, która wywołała złe emocje wśród nauczycieli, nie wpłynie na ich decyzje o szczepieniach – zaznacza Magdalena Kaszulanis z ZNP.

ZNP: zła komunikacja rządu

W środę była kolejna konferencja Ministerstwa Zdrowia. Grzegorz Cessak, szef Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, zawile mówił o tym, że Wielka Brytania przy ocenie szczepionki AstraZeneca wzięła pod uwagę cztery badania kliniczne, podczas gdy EMA tylko dwa. A profesor Horban dorzucił: – Szczepionka jest taka, jaka jest.

Emocji nauczycieli nie ostudził także internetowy wpis szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego. "Żądamy skutecznej szczepionki a nie eksperymentowania na nauczycielach i pracownikach oświaty!! Którą szczepionką szczepił się rząd?" – zapytał w środę na Twitterze Sławomir Broniarz.

Z informacją szybko pospieszyło Centrum Informacyjne Rządu. Pod postem szefa ZNP napisano: "Szczepionki są bezpieczne. Wejście na rynek każdej z nich wymaga spełnienia wielu wysokich standardów, wypracowanych przez kraje UE. Dopiero po wnikliwej analizie jakości i udowodnieniu pełnego bezpieczeństwa EAL, udziela zgodę na możliwość zakupu i korzystania ze szczepionki”.

Głos zabrał też Adam Niedzielski. – Ze zdziwieniem przyjąłem słowa szefa związku nauczycieli pana Broniarza, który wypowiadał się tak, jakby preparat AstraZeneca miał charakter eksperymentalny, bo mamy do czynienia z przebadaną w pełni szczepionką. Jej skuteczność przed zakażeniem wskazuje ok. 60 proc, ale drugi parametr to ochrona przed ciężkim przebiegiem choroby i tu jest 100 proc. – zaznaczył minister zdrowia.

Według ZNP to konferencja Dworczyka wywołała tak ogromne emocje wśród nauczycieli.

– Zarzuty ZNP dotyczyły nie samej szczepionki, tyko sposobu komunikacji i emocji, jaki wywołała konferencja ministra Dworczyka. Można było to przedstawić jako sukces, na zasadzie: w Europie nie ma szczepionek, a my specjalnie, żeby uczniowie mogli się uczyć stacjonarnie, zdobyliśmy preparat dla nauczycieli, który ma takie a nie inne parametry. A zostało to przedstawione tak: dostaniecie gorszą szczepionkę. I od razu pojawiły się komentarze: traktują nas jak gorszy sort – mówi rzeczniczka ZNP.

Wirusolog: bezpieczna i skuteczna

Do 29 stycznia w Unii Europejskiej była możliwość zaszczepienia się dwoma preparatami przeciw covid-19: Comirnaty Pfizera i BioNTech i mRNA-1273 od Moderny (ponad 90 proc. skuteczności). W piątek tydzień temu Europejska Agencja Leków (EMA) dopuściła również szczepionkę AstryZeneki.

Według pierwotnych informacji EMA, skuteczność tej ostatniej jest najmniejsza, a wynosi 59,5 proc., czyli o tyle mniej osób zachorowało w grupie zaszczepionych w porównaniu z grupą kontrolną, dostającą placebo.

AstraZeneca w komunikacie prasowym podkreślała, że dwa tygodnie po podaniu drugiej dawki nikt z zaszczepionych nie zachorował ciężko ani nie był hospitalizowany. A prezes firmy zapewniał: – Nasza szczepionka daje 100 proc. ochrony przed ciężkim przebiegiem COVID i hospitalizacją.

Ale te informacje nie dotarły zdaje się do wszystkich. ZNP zamierza zebrać najważniejsze potwierdzone dane na temat szczepionki AstraZeneca i opublikować je na stronie. – Żeby nikt nie musiał zastanawiać się czy woli Maybacha czy BMW, bo takie porównania też się pojawiały – mówi rzeczniczka ZNP, nawiązując do słów profesora Horbana, głównego doradcy premiera ws. walki z covid-19. Ten z kolei powołał się na porównanie wirusologa dr Tomasza Dzieciątkowskiego.

Wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zapewnia, że każda z dopuszczonych szczepionek przeciw covid-19 jest bezpieczna, ta AstryZeneki również, choć jej skuteczność jest najniższa.

– Szczepionka przeciwko grypie sezonowej ma 60 proc. skuteczność, a nikt nie mówi, że nie należy się nią szczepić. Szczepionka przeciwko gruźlicy zabezpiecza w 60 proc. przeciwko formie płucnej, a przecież przez cały czas ją wykorzystujemy. Są państwa w Unii Europejskiej, które zamówiły wyłącznie szczepionkę AstryZeneki, jak np. Holandia. I tam nie ma tak absurdalnej dyskusji jak teraz w Polsce – zauważa dr Tomasz Dzieciątkowski.

Wirusolog podkreśla także, że przez cały czas na temat dostępnych w Polsce szczepionek wypływają nowe dane.

– Europejska Agencja Leków początkowo trochę zaniżyła nazwijmy to "wyniki" AstryZeneki, mówiąc o 60 czy 60 kilku procentach jej skuteczności. W tej chwili jest publikacja, która ma się ukazać na łamach "The Lancet", z której wynika, że pierwsza dawka AstraZeneca ma działać mniej więcej w 76 proc., a podanie drugiej dawki podbija to do 82-83 proc. – zaznacza dr Dzieciątkowski.

Wątpliwości budził także fakt, że szczepionka tej firmy ma być podana wyłącznie osobom w wieku od 18 do 60. roku życia, nie starszym. – Wynika to z tego, że osoby powyżej 65 roku życia w grupie badanej AstraZeneca stanowiły mniej niż 8 proc. W związku z tym nie ma jednoznacznych wyników dla tej grupy i to jest zupełnie inna para kaloszy – stwierdza dr Dzieciątkowski.

Na koniec wirusolog zaznacza: – Witamy w polskiej rzeczywistości, gdzie mamy teraz kolejnych 38 mln specjalistów od badań klinicznych i farmakologii. Ludzie powinni zająć się swoją robotą, a nie czytać – czasami sztucznie medialnie nakręcane – bzdury, bo później mamy właśnie tego rodzaju zupełnie niepotrzebne dysputy.