Osadzeni w Gostyninie głodowali przez 10 dni. 28-latek: "Jak mam się tak męczyć, to wolę umrzeć"

Daria Różańska
– Gostynin to więzienie po więzieniu, nawet gorsze niż samo więzienie. Nie mamy żadnej realnej możliwości obrony naszych praw. Traktują nas tak, jakby nas nie było, jakbyśmy byli kolejnym numerkiem. Były dyrektor generalny Służby Więziennej nazwał to miejsce "gettem". I tak właśnie tu jest. Tu prawo przestaje działać, a nas się traktuje jak śmieci – mówi naTemat osadzony w ośrodku w Gostyninie.
Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Fot. Piotr Augustyniak / Agencja Gazeta (montaż naTemat)
1 lutego osadzeni w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie zaczęli głodówkę. W ten sposób domagali się zmian i poprawy warunków, jakie od lat panują w placówce.

Ośrodek w Gostyninie jest mocno przepełniony, co stanowi zagrożenie i dla pacjentów, i dla personelu. Niektórzy mieszkają w salach 8-osobowych. Do tego non stop każdemu z nich towarzyszy pracownik ochrony. W zdecydowanej większości przebywający w ośrodku są to groźni przestępcy, którzy wcześniej wiele lat spędzili w więzieniu. A teraz wręcz za tym więzieniem tęsknią, bo twierdzą, że za kratami było im lepiej niż w placówce stworzonej z myślą o "bestiach". Czytaj więcej

Na podobny krok przebywający w Gostyninie zdecydowali się w czerwcu ub.r. Ale wtedy najważniejszy powód ich buntu, czyli wadliwa ustawa, która powołała ośrodek do życia, nie został nawet poruszony. Jeszcze w lutym resort zdrowia ma przedstawić projekt nowelizacji ustawy.

– W środę po dziesięciu dniach – na prośbę profesor Moniki Płatek – czasowo zawiesiliśmy nasz protest – tłumaczy Marek, który od kilku lat przebywa w ośrodku w Gostyninie. Prosi, by zmienić mu imię. – Nie chcę mieć problemów z powodu rozmowy z panią – zaznacza.


Od lat o osadzonych w KOZZD upomina się Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar i profesor Monika Płatek. "Cywilizowane społeczeństwo nie może nawet największych zbrodniarzy traktować w sposób niezgodny z prawem" – interweniował w piśmie do ministra sprawiedliwości RPO.

Ilu z Was dołączyło do protestu głodowego?

– Zaczynaliśmy 1 lutego w 40 osób, w tej chwili jest nas 24 (poniedziałek 8.02 – red.). W mojej sali protestował 70-letni kolega po dwóch zawałach, z cukrzycą. I przez cały czas mówił pani oddziałowej, że jeśli zależy jej na jego zdrowiu, to niech dzwoni do pana ministra. I niech ten przyjeżdża do Gostynina na rozmowy.

Od pierwszego dnia protestu pani oddziałowa, jaki i inne pielęgniarki próbują wywierać na nas naciski. Pani ordynator mówi, że postara się, żebym nigdy stąd nie wyszedł. Widać totalny brak znajomości prawa i konstytucji. Artykuł 57. jasno określa prawo do protestów.

W środę na prośbę profesor Moniki Płatek czasowo zawiesiliśmy nasz protest.

Na co szczególnie chcecie zwrócić uwagę?

Domagamy się zmian ustawowych, nie godzimy się na bezterminowe pozbawianie nas wolności pod pozorem terapii. Nie godzimy się również na łamanie naszych praw przez administrację placówki i jednocześnie bezkarność jej pracowników.

Proszę o przykład.

Prosty przykład: eksperci wypowiedzieli się, że niedopuszczalna była cenzura prasy, a nikt z ośrodka nie poniósł za to odpowiedzialności.


Na co liczycie?


Domagamy się konkretnych zmian w ustawie. Bo w tej chwili to nic innego, jak tworzenie więzienia po więzieniu.

Tak się mówi o Gostyninie. A Was porównuje się do Trynkiewicza.

Nie każdy z nas popełnił takie przestępstwa jak Trynkiewicz. W ogóle go już tutaj nie ma. Wmawia się nam, że nie mamy empatii, ale na przykład nie mogę koledze, który jest po zawałach, przynieść zakupów.

Dlaczego?

Bo to niedopuszczalne. Personel wielokrotnie pokazał, że nie ma wobec nas żadnej empatii. Traktują nas z butą, arogancją, jakbyśmy nie byli ludźmi. Pani psycholog potrafi powiedzieć, że byłem i zawsze będę zbrodniarzem. Mówi, że jestem skazanym, więźniem, nie pacjentem.


W mediach przewija się taki cytat jednego z pacjentów ośrodka: "Marzeniem dla wielu jest powrót do więzienia". Podpisałby się pan pod tym?


Tak. Po pierwsze w więzieniu osadzony ma zagwarantowane prawa na mocy ustawy. Żaden dyrektor nie może wdrażać swojego widzimisię. Do tego musi być tylko odpowiedni przepis prawny. Skuteczne są też organa nadrzędne, które rzeczywiście kontrolują placówki, zakłady karne.

Nie jest tak jak w KOZZD-zie. Tu sąd wydaje zalecenia, ale dyrektor się do nich nie stosuje. Jednocześnie nikt tego nie sprawdza, nie egzekwuje.

Mimo że już kilka lat temu CPT (Europejski Komitet ds. Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu – red.) wydał jasne zalecenia, że mamy mieć zapewniony swobodny dostęp do pola spacerowego, to wciąż go nie mamy.

Mówi się, że to nie więzienie, a okna mamy praktycznie pancerne. Możemy tylko uchylić lufcik. Latem jest tu strasznie ciepło, zaduch, smród na salach, bo nie można wywietrzyć. A jednocześnie we wszystkich pomieszczeniach, gdzie przebywają pracownicy, są klimatyzacje.

Ilu Was jest w pokojach?

Na mojej sali aktualnie jest osiem osób, a była to sala przystosowana dla jednej-dwóch osób. Ośrodek jest na 60 osób, a mieszka tu więcej osób – ponad 90.

Na co jeszcze narzekacie?

Mamy mało miejsca na przechowywanie rzeczy. Mamy dwie szafki na osiem osób. Krzesła są plastikowe. Dwóch kolegów na mojej sali ostatnio prawie się o nie zabiło, bo krzesła pod nimi pękły.

Stół też mamy plastikowy, ogrodowy. Jak postawię kawę, a kolega kroi wędlinę, to wszystko lata, a kawa się rozlewa. Gdy prosimy o jakąś półkę, to słyszymy, że nie ma funduszy. A jednocześnie pan dyrektor wydał pieniądze na remont ogrodzenia.

W Gostyninie nie mogę mieć normalnej szklanki, bo jest niebezpieczna. Do niedawna nawet 1,5 litrowa butelka była niebezpieczna. Nie mogę używać rzeczy, których używałem w zakładzie karnym, np. igły do szycia, płyty CD.

Kłopotem jest także to, że sami nie możemy nawet zarejestrować karty SIM. Jesteśmy praktycznie zmuszani do tego, by brać umowy na abonamenty.

Może pan spotkać się z rodziną, bliskimi?

Aktualnie nie.

Przez pandemię covid-19?

Niby tak.

Na pogrzeb może pan pójść?

Zapomni pani o jakichkolwiek przepustach i pogrzebach. Nie ma na to szans.

Jak długo jest pan w ośrodku?

Drugi rok. Przyjechałem, zabrano mi wszystko, łącznie z dokumentami sądowymi.

Jak pan zareagował na wieść, że trafi do Gostynina?

To zniszczyło mi wszystkie plany, a to miejsce wręcz odbiera chęci do życia. Wszystko jest niedopuszczalne. Pracy nie wolno, edukacji nie wolno. Pan dyrektor wszelkimi sposobami próbuje nas ograniczać.

Gdyby nie protest w 2020 roku, to do dziś nie mielibyśmy dostępu do internetu, cenzurowano by nam prasę.

Jeden z pacjentów umarł na covid, 33 osoby były zakażone. Media pisały: ośrodek w Gostyninie to tykająca bomba covidowa.

Tak jest. Eksperci mówili, żeby trzymać minimum dwa metry odległości. A ja dwa metry nie mogę zachować nawet do kolegów na sali. Sam byłem zakażony. Nie ma możliwości, by wywietrzyć pomieszczenia, a to się wszędzie zaleca.

RPO upominał się wówczas o was w uporczywy sposób. Czy przyniosło to jakiś skutek?

Dwaj ministrowie: sprawiedliwości i zdrowia wzajemnie się przepychają. A nawet wręcz sugerują, że problem ośrodka w Gostyninie powinien rozwiązać minister rolnictwa.

Europejska Rzecznik Praw Obywatelskich z przykrością przyjęła informację o tragicznej sytuacji, która u nas panuje. Dodatkowo, należy zwrócić uwagę, że CPT jasno wydała zalecenie, które do dziś dnia nie zostały wprowadzone.

A administracja bardzo często administracja prowokuje konflikty.

Na przykład?

Na przykład rozmawiam sobie na spokojnie z terapeutką i strażnik zaczyna się wtrącać. Prowokując. Nie mamy tu żadnej intymności. Mogę tylko rozmawiać np. przez telefon na sali, gdzie jest osiem osób.

Profesor Płatek mówiła, że strażnik jest nawet przy spowiedzi.

Nie jestem katolikiem, tylko protestantem. Odwiedziny pastora w więzieniu były normalnie w cztery oczy. Tutaj nie dość, że są kamery, to rozmawia się w obecności strażnika.

Administracja ośrodka wielokrotnie ingeruje w nasze prawa.

Na przykład?

Na przykład kontroluje naszą korespondencję. Nawet w zakładach karnych to było niedopuszczalne.

Ma pan poczucie, że Was resocjalizują?

Tu nie ma ani resocjalizacji, ani terapii, ani przygotowania do wyjścia na wolność. Jak mam się przygotować, skoro nie mogę się uczyć, pracować? Na wszelkie sposoby podcinają nam skrzydła.

Ale bierzecie udział w terapii.

Nie jestem specjalistą od terapii, ale jeśli sam pan minister przyznaje się, że nie ma tu żadnych warunków do prowadzenia terapii, to jak ma się ona odbywać?

Zresztą, nie mogę nazwać tego nawet terapią. To rozmowy, gdzie pani psycholog bawi się w prokuratora i za każdym razem mówi nam wyłącznie o przestępstwie. Wychodzi i trzaska drzwiami. Nie ma rozmowy. Jeżeli przejawem osobowości dyssocjalnej w ośrodku jest powtarzanie tego, co mówi sąd, krytykowanie warunków...

Protest głodowy – zdaniem personelu ośrodka – też jest osobowością dyssocjalną. Chcą oni egzekwować i karać tych, którzy przystąpili do protestu.

W jaki sposób?

Mówią nam, że nigdy stąd nie wyjdziemy, że będą wyciągać konsekwencje. Chociaż i tak nie wierzę, że jest jakakolwiek możliwość wyjścia stąd. Jak przyjechałem do ośrodka, to dyrektor zapowiedział mi, że tutaj umrę.

Gostynin to więzienie po więzieniu, nawet gorsze niż samo więzienie. Nie mamy żadnej realnej możliwości obrony naszych praw.

Traktują nas tak, jakby nas nie było, jakbyśmy byli kolejnym numerkiem. Były dyrektor generalny Służby Więziennej nazwał to miejsce "gettem". I tak właśnie tu jest. Eksperci jasno krytykują to, co się dzieje.

Proszę sobie wyobrazić, że nawet jak robimy coś na terapii zajęciowej, to żadna z prac nie może trafić na licytację, np. na WOŚP.

Dlaczego?

Mówią nam, że to niedopuszczalne. Chodzi im o to, by społeczeństwo nie wiedziało, że mamy normalne uczucia, że jesteśmy ludzcy. Tu się dzieją parodie.

Duża część osób mówi o Was "bestie z Gostynina". Co im by pan odpowiedział?

Zacytuję słowa dowódcy zakładu karnego w Barczewie, gdzie siedziałem, który powiedział do młodego przyjętego: uważaj, co robisz, może się zdarzyć, że tutaj trafisz.

Kiedy pan się dowie, kiedy może wyjść z ośrodka?

Nie wiem. Niby zależy to od postępów w terapii, której de facto nie ma. Mi w zakładzie karnym wmówili, że nie mam wyjścia. Że nie mam dokąd pójść, że będę bezdomny, dlatego tutaj trafiłem.

Mam dokąd pójść. Mam miejsce zapewnione w Fundacji Dom Ojca, gdzie pracują ludzie, którzy chcą pomagać. Mówili mi, że nie będę chciał kontynuować terapii. Robiłem wszystko i powtarzałem, że będę ją kontynuował. Zamknęli mnie, żebym był kolejnym numerkiem w statystykach. Nawet nie byłem jednego dnia na wolności, ani godziny.

To miejsce gorsze niż więzienie. Europejska Rzecznik Praw Człowieka stwierdziła ostatnio, że pacjenci z KOZZD zrobili wszystko, by bronić swoich praw.

W czerwcu też był protest i co nieco wywalczyliście.

Tak, trochę nam się udało. Bo tu dzieją się bardzo dziwne rzeczy. 70-letni kolega, który przyjechał do Gostynina, był w systemie dozoru elektronicznego. Non stop przyjeżdżali policjanci i go gnębili, że nie ładuje urządzenia i znika z GPS-u.

Dlaczego więc trafił do Gostynina, skoro miał być pod nadzorem elektronicznym?

Bo taki jest tu bałagan.

Słyszałam też, że dochodziło do sytuacji, że pacjenci z Gostynina mogli już wyjść, ale np. przez cztery miesiące nikt ich o tym nie informował.

Tak się dzieje. Mamy świadomość, że jeśli dojdzie do zmiany Rzecznika Praw Obywatelskich, to dla nas zacznie się tragedia. Bo Rzecznik Praw Pacjenta nas olewa.

Jedyną osobą w państwie, która broni Waszych praw jest RPO.

I RPO ma realną możliwość kontroli tego miejsca. Bo tutaj dziennikarze nie mogą wejść. Dyrektor utrudniał wchodzenie do środka nawet prawnikom. Tu prawo przestaje działać. A nas traktuje się jak śmieci, nie jak ludzi.

Na co ma pan nadzieję, nie wiedząc, jak długo będzie musiał pan tutaj zostać?

Nic nie planuję, bo nie mam po co. Znajomi, którzy prowadzą Fundację Dom Ojca, dzwonią non stop, pytają kiedy wyjdę, kiedy ich odwiedzę. Czasami nawet z tego miejsca pomagam im zdalnie. Państwo uniemożliwia nam cokolwiek.

O czym pan marzy?

Marzenia? To miejsce zabija również wszelkie marzenia. Mam teraz 28 lat. Ale na razie zupełnie nie widzę, żebym miał przed sobą jakiekolwiek życie. Cały czas jestem tłamszony, pomiatany przez administrację ośrodka przy aprobacie ministerstwa.

Pacjenci piszą do ministra, a resort odpowiada, że oni nie mają pojęcia, co się dzieje w ośrodku. Bo jak mogą mieć pojęcie, skoro nie przyjeżdżają tu na kontrole?

Niby nam mówią, że był jakiś konsultant na kontroli, ale poszedł sobie na kawkę do dyrektora. Z nami nikt nie rozmawia. Jedynie RPO przyjeżdża i widzi, co się dzieje. Ba, nawet zaczynają się nieprawdziwe pogłoski, że to rzecznik doprowadził do protestu głodowego w ośrodku.

A kto był inicjatorem protestu?

Nie było tutaj inicjatora. Podczas rozmów wychodziło, że mamy pewnych rzeczy dosyć i stwierdziliśmy, że jedyną formą protestu jest strajk głodowy. Powstało pismo, w którym ujęliśmy o co dokładnie walczymy, na czym nam zależy.

Czego panu życzyć?

Nie mam już marzeń, planów. Niejednokrotnie modlę się do Boga, żeby jak najszybciej mnie stąd zabrał. Jak mam się tak męczyć, to wolę umrzeć. Taka prawda. Tutaj prawie każdy tak ma.

Śmierć zamiast siedzenia w Gostyninie?

Tak. Nie mamy tu żadnych praw. O wszystko trzeba walczyć, ścierać się na najwyższych szczeblach, by było tak jak w więzieniu, normalnie.

To jest miejsce, w którym pracownicy ochrony potrafili dziecku, które przyszło do taty z balonikiem i kawałkiem tortu, zabrać wszystko. Dzieciak w płacz. To miejsce, gdzie niby nie powinno być chorych psychicznie. A te osoby są i się tutaj męczą. Kadra nie jest wykwalifikowana, nie mają odpowiednich szkoleń, a często mają tylko jedno zadanie: prowokować konflikty.

Wszyscy mają nas w nosie. Kiedy zaczął się nasz protest, to politycy pojechali na pielgrzymkę do Częstochowy, zamiast przyjechać do Gostynina i zobaczyć, co tu się dzieje. Jeśli ministrowi zależy na zdrowiu podopiecznych, to niech wsiada w samochód i przyjeżdża do Gostynina. Niech sam zobacz, jak to wygląda, a nie umywa ręce. Nikt go nie zabije. Bo my jesteśmy normalnymi ludźmi.

Czytaj także: Tęsknią za więzieniem, bo tam mieli lepiej. Tak wygląda życie "bestii" w Gostyninie