Coś dla fanów "Dziewczyny z pociągu". "Co kryją jej oczy" to serial o groźnym trójkącie miłosnym

Zuzanna Tomaszewicz
"Co kryją jej oczy" to serial na podstawie bestsellerowego thrillera autorstwa Sarah Pinborough, który przedstawia losy samotnej matki wplątanej w miłosny trójką ze swoim szefem oraz jego żoną. Można pomyśleć, że to romans jakich wiele. Otóż nie! Zakończenie jest tak nieprzewidywalne, że fani książki "Dziewczyna z pociągu" będą nim zachwyceni.
Fot. kadr z serialu "Co kryją jej oczy"

Sytuacja bez wyjścia

Louise sama wychowuje syna, choć relacje z byłym partnerem układają jej się całkiem dobrze. Pewnego razu postanawia nieco zaszaleć i delikatnie wstawiona całuje się w pubie z dopiero co poznanym Davidem. Wszystko wskazywałoby na to, że ten wieczór zakończy się dla niej niezobowiązującym one night standem. Nieznajomi poprzestali jednak wyłącznie na pocałunku.

Kolejnego dnia Louise rozpoczyna nową pracę jako sekretarka u cenionego psychiatry. Szybko wychodzi na jaw, że pracodawcą kobiety jest mężczyzna, z którym dzień wcześniej flirtowała w barze. Na domiar złego David ma żonę.
Fot. kadr z serialu "Co kryją jej oczy"
Od tamtego momentu samotną matkę zaczynają nawiedzać koszmary senne. W kontrolowaniu złych snów pomaga jej Adele - nieszczęśliwa małżonka psychiatry, którą Louise zaczyna traktować jak swoją przyjaciółkę. Ich sekretna przyjaźń przeplatana jest romansem Louise z szefem.


Jakby tego było mało, bohaterka czuje się winna na myśl o tym, że jest kochanką Davida, ale z czasem zauważa, iż jego małżeństwo z Adele skrywa wiele toksycznych tajemnic.

Byleby dotrwać do zakończenia

Oglądając pierwsze odcinki "Co kryją jej oczy" widz może odnieść wrażenie, że gdzieś już widział coś podobnego. W końcu każdą z początkowych scen miniserialu Netflixa łatwo jest przewidzieć, ale im dalej w las, tym więcej wątków typowych dla trójkątów miłosnych ulega dekonstrukcji.

Nijaka w tym wszystkim pozostaje jedynie Louise, której przypięto łatkę bezbarwnego protagonisty. Popycha fabułę do przodu i pod pretekstem romansu wyciąga na wierzch brudy z przeszłości Davida i Adele.

To żona psychiatry, w którą wcieliła się Eve Hewson, gra w tej historii pierwsze skrzypce i to właśnie ze względu na nią widz nie chce wyłączyć serialu w połowie odcinka. Do tego dochodzą retrospekcje z życia Adele, w którym niegdyś ważną rolę odgrywał jej przyjaciel Rob. Razem z nim eksperymentowała ze świadomym śnieniem.

Serial "Co kryją jej oczy" jest więc utkany obrazami, w których rzeczywistość stapia się z fantazją, i nieraz możemy złapać się na tym, że do końca nie wiemy, czy to co widzimy na ekranie jest prawdą czy zwykłym złudzeniem. Oniryczna otoczka raz przypomina mroczną scenerię rodem z "Twin Peaks", a raz tę przesyconą kolorami jak u Tima Burtona.
Fot. kadr z serialu "Co kryją jej oczy"
Produkcja Netflixa mogłaby okazać się klapą, gdyby nie rola Hewson i jej zmieniający się co sekundę wzrok. I tu właśnie na szczególną uwagę zasługuje zakończenie miniserialu, którego z wiadomych powodów nie mogę nikomu zdradzić.

Finał "Co kryją jej oczy" nie bez powodu przypomina mi ostatnie strony powieści "Dziewczyna z pociągu". Kończąc serial widz zrozumie, że każdy element fabularnej układanki nareszcie łączy się w całość. Na zakończenie warto było czekać, nawet jeżeli nużyło nas już patrzenie na pozbawiony chemii związek Davida i Louise. Tyle mogę tylko powiedzieć: nie będziecie rozczarowani!