"Policjantki. Kobiece oblicze polskich służb", czyli cała prawda o kobietach w mundurach
Co tak naprawdę kryje się za owymi pojęciami? Lektura tej książki przenosi nas do świata wypełnionego smrodem, narkotykami, alkoholem i śmiercią (często w jej najbrutalniejszych postaciach), a także najrozmaitszymi formami agresji – nierzadko skutkującej poważnymi urazami, których konsekwencje zdrowotne odczuwa się do końca życia.
Czy warto? Odpowiedź na to pytanie otrzymujemy dzięki naprawdę szczerym rozmowom Marianny Fijewskiej z kobietami, dla których powyższe rzeczy są na porządku dziennym. Dlaczego osoba mająca na koncie książki poświęcone tajemnicom lekarzy i pielęgniarek tym razem postanowiła zainteresować się osobami noszącymi mundury, a nie kitle?
– Choć pasjonuje mnie medycyna, to poczułam chwilowe zmęczenie tym tematem. Zaczęłam natomiast zastanawiać się, co dzieje się z kobiecością w mundurze i uświadomiłam sobie, że o policjantkach nie wiem prawie nic. Przecież dla człowieka z zewnątrz obraz tej grupy zawodowej jest pełen luk, niedomówień i sprzecznych ze sobą informacji. A więc postanowiłam dotrzeć do źródeł. Poszłam tropem ciekawości – mówi nam autorka książki, w której głos zabrały kobiety… bardzo rzadko mające prawo głosu.
Fakty są bowiem takie: mówimy o formacji nie tylko hierarchicznej, lecz i bardzo mocno zmaskulinizowanej. Jak uświadamiają nam rozmówczynie Marianny Fijewskiej, najrozmaitsze przejawy seksizmu pojawiają się już na etapie szkoły policyjnej. Po jej ukończeniu zaczyna się służba, w trakcie której kobieta po prostu musi liczyć się z dyskryminacją płciową – począwszy od braku jasnej drogi awansu, a skończywszy na przejawach otwartej niechęci; zarówno ze strony przełożonych, jak i kolegów z pracy, zwłaszcza gdy odbywa służbę w niewielkiej miejscowości. Dziewczyna w mundurze? Przecież to jakiś dziwoląg! Osoba, która miała czelność wedrzeć się do męskiego świata!
– To rzeczy, o których mówi się naprawdę rzadko. Policjantki wiedzą, że skutki wypowiadania się w pewnych kwestiach mogą skończyć się naprawdę niefajnie. Począwszy od jeszcze gorszego traktowania ich przez szefostwo oraz współpracowników, a skończywszy na postępowaniach dyscyplinarnych, włączając w to wydalenie ze służby. Nie było łatwo dotrzeć do tego środowiska, ale gdy tak się stało, otworzyła się puszka wypełniona szokującymi wręcz ilościami żalu i frustracji – w ten sposób Marianna Fijewska wspomina pracę nad książką."Alicja, która w drogówce przepracowała osiem lat, nie ma wątpliwości, że kobieta, by dowieść swojej wartości jako policjantka, na służbie musi starać się kilka razy bardziej niż mężczyzna. – Chodzi o to, by pokazać jaja, mimo że się ich nie ma – tłumaczy. – Gdy zaczynałam pracę, wielokrotnie słyszałam, że nie podołam. Kumple bombardowali mnie złośliwościami. «Już takie tu były, co kozaczyły, a później zamykały się w radiowozie i bały wyjść» – mówili. Musiałam się nieźle postarać, żeby zdobyć ich zaufanie".
Słowo, mamy tutaj do czynienia z lekturą naprawdę szokującą. Wręcz trudno uzmysłowić sobie determinacją oraz siłę tych osób – bądź co bądź reprezentujących tzw. słabą płeć – opowiadających o codziennym mierzeniu się nie tylko z uzbrojonymi w tasaki psychopatami oraz widokiem zmasakrowanych zwłok, lecz również wrogością, która atakuje zewsząd; zarówno ze strony przestępców, jak i Polaków, którzy, choć żyją w zgodzie z literą prawa, to jednak na mundur policyjny reagują otwartą niechęcią. Przecież kojarzy im się wyłącznie z negatywnymi emocjami oraz złymi wieściami; takimi jak te, które dotyczą nagłej śmierci bliskiej osoby.
Kto jeszcze wystrzykuje w ich stronę jad? Chociażby tzw. BMW ("brzydcy, mali, wredni" czyli szefowie-mobberzy) oraz inne panie. Okazuje się bowiem, że gdy dziewczyna zakłada mundur, musi liczyć się z jeszcze jednym problemem: w wielu sytuacjach pojęcie tzw. babskiej solidarności z automatu przestaje dotyczyć jej osoby.
– Starałam się rozgryźć motywacje stojące za kobietami, które pomimo obciążenia fizycznego i psychicznego codziennie zakładają mundur. Idealizm? Na pewno. Przynajmniej do pewnego momentu, ponieważ z biegiem lat go ubywa. Dziewczyny, z którymi rozmawiałam, bardzo często podkreślały poczucie misji – tej budującej satysfakcji, która pojawia się po zatrzymaniu osoby łamiącej prawo czy też uratowaniu czyjegoś zdrowia albo życia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna rzecz, którą znam doskonale jako dziennikarka (choć oczywiście nie na taką skalę): uzależnienie od adrenaliny. Chodzi o ten dreszczyk emocji, dla którego można poświęcić naprawdę wiele; o emocje, które towarzyszą zarówno policjantom, jak i przestępcom – mówi Marianna Fijewska."Nikt nigdy nie był wobec mnie tak agresywny jak druga kobieta (…). Najgorsze są te, które wieziemy do wytrzeźwiałki. Pijane. Wulgarne. Bez zahamowań komentują mój wygląd: «Jaką ty masz grubą dupę w tym mundurze, nie wstyd ci?», «Ile ty ważysz, że masz tyle siły?!». To wszystko nic. Później przychodzi czas przeszukania. Chłopaki wychodzą, ja zostaję sama. Niektóre z nich za wszelką cenę chcą mnie sprowokować i wywołać moją agresję. Inne cała sytuacja wyraźnie podnieca – zaczynają się wdzięczyć, rzucają podteksty seksualne i chcą mnie nakłonić do zbliżenia. Robią striptiz i rzucają swoją garderobą. Stanik – we mnie, majtki – we mnie, buty – we mnie. Jak raz odwróciłam wzrok od tego cyrku, to po chwili dostałam podpaską w twarz".
Jak wygląda wsparcie tych osób? Mizernie. Uświadamiamy sobie to w momentach, gdy autorka oddaje głos psychologowi policyjnemu, bądź też Kasi (byłej operatorce jednostki GROM) i Asi (służyła w Żandarmerii Wojskowej), które założyły #SayStop – pierwszą w Polsce fundację zapewniającą pomoc prawną i psychologiczną kobietom, które doświadczyły nierównego traktowania, mobbingu i molestowania seksualnego. Na szczęście mamy tutaj do czynienia z tunelem, w którym pojawia się światełko…
– W strukturach mundurowych wciąż rządzi "beton", który systemowo krzywdzi kobiety. Jednak dzięki zmianom pokoleniowym na horyzoncie widać zmiany na lepsze. O ile wiele policjantek w wieku 40+, a nawet 30+, wychodzi z założenia, że musi godzić się na pewne patologie, "bo tak po prostu być musi", to młode funkcjonariuszki coraz rzadziej dają sobie w kaszę dmuchać. Czekajmy na to, czego dokona świeża krew – mówi Marianna Fijewska, a wtóruje jej kolejny z rozmówców, którzy pojawiają się na kartach książki. To Krzysztof Łaszkiewicz, czyli pełnomocnik Komendanta Głównego Policji do spraw Ochrony Praw Człowieka, deklarujący, że wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka staje się coraz istotniejszą kwestią w owej formacji. Cóż, trzymamy za słowo.
Które z wątków poruszonych w tej książce były najtrudniejsze dla samej pisarki? Gdy zadaję owo pytanie, słyszę, że chodziło o sytuację byłych milicjantek, w które uderzyła tzw. ustawa dezubekizacyjna oraz to, z czym funkcjonariuszki musiały zmierzyć się niedawno, w październiku ubiegłego roku, po ogłoszeniu przez Trybunał Konstytucyjny wyroku w sprawie przesłanek dopuszczających wykonanie legalnej aborcji."– Pamiętam taką scenę: stoję pod blokiem, obładowana torbami, w tych torbach ubrania, kosmetyki, książki, laptop, ulubiony kubek, no, całe moje życie. Myślę, jak zmieszczę się do taksówki, a później, że nie mam gdzie tą taksówką pojechać. Wtedy przypominam sobie, że następnego dnia zaczyna się turnus antystresowy. Takie trzydniowe warsztaty z psychologiem za miastem dla chętnych funkcjonariuszy. «Zajebiście – myślę – zostawię graty u koleżanki i pojadę odpocząć, w międzyczasie ogarnę jakieś lokum». Dzwonię do przełożonego, mówię, że mi się życie prywatne posypało, i proszę o możliwość skorzystania z wyjazdu. On pyta, czy mnie pojebało. Odpowiadam: «Nie, jestem po prostu bardzo zestresowana». «To się zwolnij» – mówi”.
–To niesamowicie wręcz trudny i bolesny wątek. Tworząc książkę, mimo osobistych przekonań na temat wielkiego zła, jakie niesie za sobą wyrok TK i działania partii rządzącej, musiałam w sposób całkowicie obiektywny podejść do funkcjonariuszek, których obecność na manifestacjach wywołuje ogromne emocje. Wiele osób krzyczy: "Policjantko, nie chcesz wysługiwać się PiS-owi? No to po prostu zrzuć mundur", a mi zależało na pokazaniu, że z perspektywy tych dziewczyn wszystko nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Nie, nie usprawiedliwiam pewnych zachowań, pokazuję drugą stronę medalu – wyjaśnia Marianna Fijewska, gdy rozmawiamy o najbardziej aktualnym – i zarazem najbardziej kontrowersyjnym – z rozdziałów owej książki.
Jak wyjaśnia, podczas rozmów z funkcjonariuszkami bardzo często okazywało się, że mają mocno lewicowe poglądy i naprawdę boli je to, czego dokonuje władająca naszym krajem partia. Tak, mają świadomość faktu, iż Policja to jedyne narzędzie, przy pomocy którego politycy mogą kontrolować obywateli oburzonych (bardzo często absurdalnymi) decyzjami. Jednak wyjście z tego błędnego koła, w którym słyszą okrzyki w stylu "policyjna suko, jak ci nie wstyd? Historii się naucz", bardzo często nie jest możliwe.
– Nierzadko to panie grubo po trzydziestce, które ukończyły szkoły policyjne i nigdy nie zajmowały się niczym innym. Wiele z nich ma na utrzymaniu dzieci, a niektóre również mężów, którzy w czasie pandemii potracili pracę. Do tego kredyty, lekarstwa, psycholog, bo przecież praca policjantki rzadko kiedy służy zdrowiu. Przebranżowienie się w czasach pandemii jest niezwykle trudne, dlatego panie zaciskają zęby. Wybierają strategię przeczekania i liczą na to, że podczas kolejnych wyborów rodacy wreszcie się opamiętają – mówi autorka książki, którą powinien przeczytać każdy. Niezależnie od tego, co czuje na widok granatowego munduru.
"– Pojęcia nie masz, jakie to uczucie, gdy idzie na ciebie tłum stu kobiet – mówi Marta, policjantka z Warszawy – a sześćdziesiąt z nich pluje na twoje buty i wrzeszczy, że cię historia rozliczy. Żebyś mundur zdjęła i matkę przeprosiła. Dramat. Nie reaguję. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby taką kobiecinę, co splunie, z tłumu wyciągać i za łeb łapać. Baletnicą nie jestem, dużo zniosę. A po służbie buty wyczyszczę".
Artykuł powstał z W.A.B.