Wstrząsające rezultaty dziennikarskiego śledztwa. Taka jest prawda o "Wampirze z Zagłębia"

Tomasz Ławnicki
O sprawie Wampira z Zagłębia napisano już wiele artykułów, książek, nakręcono też niejeden film. Dziś właściwie jasne jest, że istnieją co najmniej poważne wątpliwości, czy w 1975 r. skazano właściwego człowieka. Najnowsza książka dziennikarza, reportażysty i pisarza Przemysława Semczuka odsłania prawdę, jak doszło do tego, że Zdzisław Marchwicki i jego bliscy zostali zatrzymani i skazani.
Proces Zdzisława Marchwickiego
Seria zabójstw zaczęła się 7 listopada 1964, na obrzeżach Katowic została zamordowana Anna Mycek. Od imienia pierwszej ofiary nadano kryptonim specjalnej grupy milicyjnej, która miała za zadanie schwytać mordercę.

Tymczasem zbrodni przybywało. Kobiety w różnym wieku, od 16 do 57 roku życia, były zabijane w Będzinie, Czeladzi czy Sosnowcu. Najwięcej zabójstw miało miejsce w roku 1965. Aż ludzie zaczęli mówić, że wampir realizuje plan "tysiąc kobiet na tysiąclecie Polski". I to wcale nie był żart. Strach panował ogromny.

Czytaj także: Wampir z Krakowa. Historia nastolatka, który w mieście wywołał psychozę strachu

W sumie na konto "Wampira z Zagłębia" zapisano 14 zabójstw i 7 usiłowań zabójstw kobiet. Nie brakowało podejrzeń, że sprawca działa z pobudek politycznych. Jedna z ofiar nazywała się Maria Gomółka, czyli gdyby zamienić "ó" na "u" dokładnie tak samo jak ówczesny I sekretarz KC PZPR. Kolejna to Jolanta Gierek, spokrewniona z Edwardem Gierkiem, wtedy sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.

W pewnym momencie w poszukiwania wampira (wtedy nie istniało pojęcie seryjnego zabójcy) zaangażowanych było 10 proc. wszystkich mundurowych. Około stu milicjantek wystawiono na ulice jako "kusicielki", by zwabić wampira. A on wpadł dlatego, że doniosła na niego żona. Maria Marchwicka powiedziała milicjantom, że mieszka pod jednym dachem z wampirem.

Początkowo prasa w ogóle milczała o zabójstwach, wiadomości rozchodziły się pocztą pantoflową. Później, gdy już o wampirze pisano, to bez żadnego cienia wątpliwości, że milicja zatrzymała właściwą osobę.

Aresztowano Zdzisława Marchwickiego oraz jego braci: Jana Marchwickiego i Henryka Marchwickiego. Jan był homoseksualistą. Na ławie oskarżonych zasiadł też jego kochanek. Zarzuty usłyszała także siostra "wampira" Henryka Flak oraz jej syn.

Zdzisław i Jan Marchwiccy zostali skazani na karę śmierci. Orzeczenie utrzymał w mocy Sąd Najwyższy, Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok wykonano. A po latach wszystko wskazuje na to, że stracono niewinnych ludzi.

Czytaj także: Skazany na szubienicy umierał zazwyczaj około kilkunastu-kilkudziesięciu sekund. Zgodnie z procedurami musiał wisieć jeszcze przez dwadzieścia minut

Przemysław Semczuk w książce "Wampir z Zagłębia. Nowe wydanie uzupełnione" wydanej przez "Świat Książki" z niezwykłą precyzją dokumentuje to, w jaki sposób Zdzisław Marchwicki i jego rodzina trafili przed oblicze sprawiedliwości, jak wiele zrobiła milicja, by zamaskować swoją bezradność wobec seryjnego mordercy i jaką rolę w tym wszystkim odegrały ówczesne media.

– I tak jak mówimy, że to jest czarna karta dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, to myślę, że i w historii dziennikarstwa jest to również czarna karta, która powinna zostać zapisana w podręcznikach: jak dziennikarze wtedy postąpili. Bo odegrali w tej sprawie ogromną rolę – mówi autor "Wampira z Zagłębia".

Przemysław Semczuk jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe". Zapraszamy do słuchania, oglądania i komentowania.



Program dostępny również na:

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.