"Nie zrobiłam nic złego". 17-latka z Limanowej skazana za organizację protestu w obronie praw kobiet

Daria Różańska
– Wszyscy tutaj głosowali na PiS, Limanowa jest miastem, w którym jest bardzo dużo katolików, którzy błędnie uważają, że protestujemy, bo jesteśmy "za zabijaniem dzieci". A mi chodzi o prawo do wyboru. I o to, że każdy ma prawo ogłaszać swoje zdanie publicznie – mówi naTemat 17-letnia Małgorzata, którą sąd skazał za organizację protestu po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.
Zdjęcie ilustracyjne Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta (montaż naTemat)
Sąd Rejonowy w Limanowej (woj. małopolskie) uznał, że 17-letnia Małgorzata złamała prawo, organizując protest w obronie praw kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.

Nastolatkę ukarano naganą za naruszenie przepisów zakazujących organizowania zgromadzeń powyżej pięciu osób w czasie epidemii i niezgłoszenie manifestacji w urzędzie. Zwolniono ją także z pokrycia kosztów sądowych. Wyrok wydano bez udziału stron.

– Sąd skorzystał ze szczególnego trybu postępowania i wydał wyrok nakazowy w sprawie. Nam jako stronie przysługuje prawo do złożenia sprzeciwu, co zostało przez nas uczynione. Teraz sprawa zostanie skierowana na tzw. tryb zwykły i wyznaczony zostanie termin rozprawy – mówi nam adwokat Sylwia Kurek, która reprezentuje Małgorzatę.

W jaki sposób dowiedziała się pani o wyroku?



Małgorzata: – Jakieś dwa-trzy tygodnie temu do domu przyszedł list z sądu. Napisano w nim o karze nagany za złamanie prawa. Wydaje mi się, że chodziło o to, że nie zgłosiłam do gminy strajku, jaki zorganizowałam w Limanowej. Ale to tylko moje przypuszczenia.

Czyli skazano panią za organizację protestu w obronie praw kobiet?

Tak. To był pierwszy protest, w jakim brałam w życiu udział.

Co pani poczuła, kiedy usłyszała, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego zmusza kobiety do rodzenia płodów z ciężkimi wadami genetycznymi?

Poczułam niesprawiedliwość i brak wsparcia ze strony rządu. Wtedy postanowiłam, że wyjdę na ulicę i przeciwko temu zaprotestuję. Ze względu na to, że byłam jeszcze niepełnoletnia, a mama nie pozwalała mi jechać na manifestację do większego miasta, to chciałam wziąć udział w proteście w Limanowej.

Najpierw stworzyłam wydarzenie na Facebooku. Wraz z koleżanką napisałyśmy do kilku organizacji, w tym do Strajku Kobiet, z pytaniem czy mogłyby nam pomóc w przygotowaniu takiego protestu.

Odpisało nam kilka pań, dwie z nich pojawiły się na strajku i go poprowadziły. One odegrały w tym największą.

Wyjście na ulice w małym mieście – mateczniku PiS – wymaga większej odwagi niż np. w Warszawie?

Tak, to wymaga odwagi. Zwłaszcza, że Limanowa jest małym miastem, w którym wszyscy się praktycznie znają i mają wiadome poglądy polityczne.

Jak mieszkańcy reagowali na protesty?

Ludzie, którzy uczestniczyli w strajku, wspierali nas. Natomiast ci, którzy zrobili kontrmanifestację przed kościołem, zachowywali się okropnie.

Lokalne media pisały, że nie reagowali oni na nasze hasła, a po prostu stali i śpiewali pieśni, a wyglądało to inaczej. Np. jeden z mężczyzn pociągnął idące w strajku dziewczyny za włosy. Albo kiedy szliśmy wokół rynku, to zaczęli nas wyzywać, krzyczeli, żebyśmy szli do domu, bo źle postępujemy.

Od znajomej z Limanowej słyszałam, że osoby, które brały udział w strajku w obronie praw kobiet mają opinię tych, którzy "chcą dzieci mordować".

Niestety tak jest. Ale jakoś staram się o tym nie myśleć. Choć na początku bardzo się stresowałam, bałam się, że sobie nie poradzę. Ale z biegiem czasu zaczęłam rozumieć, że nic złego nie zrobiłam. Każdy ma prawo do wyboru i każdy ma prawo ogłaszać swoje zdanie publicznie.

Wszyscy tutaj głosowali na PiS, Limanowa jest miastem, w którym jest bardzo dużo katolików, którzy błędnie uważają, że protestujemy, bo jesteśmy "za zabijaniem dzieci".

Co by im pani odpowiedziała?

Odpowiedziałabym im, że każda kobieta powinna mieć wybór i samodzielnie decydować o tym, co się stanie z jej ciałem i w jej ciele. I to nie jest morderstwo, to jest właśnie wybór.

Czy w szkole spotkały panią jakieś komentarze z powodu udziału w strajkach?

W mojej szkole akurat takie sytuacje nie miały miejsca. Ale w innej placówce jedna z uczennic musiała wypisać się z samorządu po tym, jak brała udział w strajku.

Nie żałuje pani?

Nie, choć rodzice na początku byli źli. Ale w końcu zrozumieli, że ich wsparcie jest dla mnie bardzo ważne. Bardzo pomaga mi też Strajk Kobiet.

Po tym wszystkim na pewno stałam się dojrzalsza. Przykro mi tylko, że protestujących przed kościołem nie spotka żadna odpowiedzialność, a ja za podobny manifest będę odpowiadać przed sądem.

Czytaj także:

17-letnia Amelia w małym mieście wychodziła na ulicę w obronie praw kobiet. Teraz ściga ją policja

Takich scen małe miasta jeszcze nie widziały. Powiem wam, jak się strajkuje w "pisowskiej pipidówie"