Tęsknisz za podróżami? Oto 5 filmów o niezwykłych wyprawach, które naprawdę się odbyły

Alicja Cembrowska
Okręty, bójki, hektolitry rumu, lądy, które dopiero zaczynają pojawiać się na mapach świata, niezwykłe odkrycia, dzikie i odległe puszcze. A do tego wielkie ambicje, ciekawość i odkrywanie często mrocznej strony człowieczeństwa. Polecam 5 filmów o dalekich podróżach, które mają fascynującą historię.
Filmy o niezwykłych podróżach Kadr z filmu "Wyprawa Kon-Tiki" (2012)
Chociaż zdaję sobie sprawę, że fabularyzowane filmy o odkryciach geograficznych są estetyzowane i często pokazują jedynie historie "wielkich bohaterów", a nie tych, którzy przez tych "wielkich bohaterów" zostali uciemiężeni, to nadal polecam oglądać takie produkcje. Głównie dlatego, że, w moim przypadku, każda z nich była trampoliną do poszukania informacji, poczytania "co się tak naprawdę wydarzyło" i skonfrontowania tego z filmem, który, nie oszukujmy się, powstał raczej w celach rozrywkowych.
Jeżeli zatem macie ochotę poczuć się jak na XVII-wiecznym statku, wznieść się w powietrze balonem, przedrzeć się przez dżunglę, która białego człowieka jeszcze nie widziała, to te filmy są idealną propozycją.


Wyprawa Kon-Tiki (2012)

Dla mnie "Wyprawa Kon-Tiki" to opowieść o wierze i ciekawości, dla których granice nie istnieją. Film oglądałam z zapartym tchem, z początku nie wierząc, że oparty jest na prawdziwej historii Thora Heyerdahla, który na tratwie Kon-Tiki przepłynął przez Ocean Spokojny, by dowiedzieć się, czy zasłyszana przez tubylca na wyspie Fatu Hiva legenda może być prawdą.

Wynikało z niej bowiem, że ludność Polinezji mieszkała kiedyś w Ameryce Południowej. Wódz Inków, zasiedlających brzegi jeziora Titicaca miał przeprowadzić ich przez wielką wodę w drewnianych łodziach. Heyerdahl chciał potwierdzić teorię, że tak naprawdę Polinezyjczycy pochodzą z Ameryki – odkrył, że porozumiewali się podobnym dialektem, co południowoamerykańskie ludy, a także wznosili podobne monumenty.

Podróżnik przedstawił swoje tezy w Nowym Jorku przed komisją antropologiczną, jednak nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem, nie dowierzano, że da się pokonać ocean na niewielkiej tratwie. Jeden z ekspertów powiedział: "Doskonale, proszę spróbować odbyć kiedyś podróż z Peru na wyspy Oceanu Spokojnego na tratwie z balsy!". Więc Thor Heyerdahl spróbował.

Każdy, kto przed wyprawą oglądał Kon-Tiki, wróżył katastrofę. Robiono zakłady, po ilu dniach tratwa zatonie, a jeden z marynarzy zobowiązał się płacić za whisky dla całej załogi do końca życia, w przypadku gdy tratwa cało dopłynie do Oceanii.

Warto dodać, że podczas podróży Thor nakręcił film dokumentalny, który w 1951 roku zdobył Oscara w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny" – to jedyny norweski film uhonorowany tą nagrodą.

W syberyjskich lasach (2016)

Głównie za sprawą filmu "Wszystko za życie" (a wcześniej reportażu Jona Krakauera) świat poznał historię Christophera McCandlessa, który chciał uciec od cywilizacji i odnaleźć siebie na dzikich terenach Alaski. "W syberyjskich lasach" to również opowieść o szukaniu wolności i innego życia, o powrocie na łono natury. O wgłębianiu się w swoją duszę.

To nie jest film ze zwrotami akcji, fajerwerkami i dynamiczną akcją. To film, w którym bohater przedziera się przez wielkie zaspy, słucha lasu, uczy się żyć, mając niewiele. Czyta, myśli, pracuje, łowi ryby, jeździ na łyżwach, spaceruje, pije wódkę. Przez pół roku tak właśnie żył francuski pisarz Sylvain Tesson, który w 2010 roku mieszkał w wiejskiej chacie na brzegu jeziora Bajkał, około 50 km od Irkucka. Chciał sprawdzić, czy faktycznie "okno na Bajkał i stolik przy oknie" to przepis na szczęście.

Tesson był mniej kategoryczny niż McCandless – utrzymywał kontakt z mieszkańcami po drugiej stronie jeziora – jednak podobnie, jak młody Amerykanin, odizolował się, szukając ucieczki od absurdów życia. Pisał: "Istnieje z piętnaście gatunków sosów marki Heinz (…) Piętnaście rodzajów keczupu. Właśnie z tego powodu zapragnąłem uciec od tego świata".

Bunt na Bounty (1984)

W przypadku tego filmu miałam odwróconą kolejność i najpierw przeczytałam reportaż Macieja Wasilewskiego "Jutro przypłynie królowa" (o tym, co współcześnie dzieje się na wyspie Pitcairn) i "Buntowników mórz południowych: reporter na tropie buntu na okręcie Jego Królewskiej Mości "Bounty" Lucjana Wolanowskiego, a dopiero później sięgnęłam po sfabularyzowaną historię.

"Bunt na Bounty" z Melem Gibsonem i Anthonym Hopkinsem musiałam zatem oglądać z przymrużeniem oka, nadal jednak uważam, że jest to dobry film. Głównym wątkiem jest oczywiście rebelia na statku, do której doszło na pokładzie brytyjskiego okrętu w 1789 roku. Dowodził jej Fletcher Christian (Mel Gibson). Kapitan William Bligh (Anthony Hopkins) wraz z osiemnastoma innymi marynarzami został zmuszony do opuszczenia "Bounty". Buntownicy wrócili na Tahiti, a następnie osiedlili się na wyspie Pitcairn.

Film z 1984 roku to jednak coś więcej niż zapis tych wydarzeń. Uwadze zasługuje głęboka psychologia bohaterów, trudno właściwie jednoznacznie oceniać ich zachowanie, gdy w grę wchodzi podróż w nieznane, ryzyko, ambicje, a także miesiące spędzone na oceanie.

Aguirre, gniew boży (1972)

Ten film Wernera Herzoga wzbudza niepokój od pierwszych minut. Mgła, mroczna, a jednocześnie podniosła muzyka i kamera, która z lotu ptaka pokazuje nam grupę przedzierającą się przez dziki, wilgotny las. Przenosimy się do XVI wieku, do peruwiańskiej dżungli wraz z grupą hiszpańskich konkwistadorów, którzy chcą dotrzeć do mitycznego Eldorado.
Czytaj także: W te wakacje nici z dalekich podróży. Zostaje kino – dzięki tym 10 filmom uciekniesz w nieznane
Film oparty jest na rzeczywistych wydarzeniach. Może dlatego reżyser, pomimo tego, że jest to film fabularny, nie zrezygnował z ujęć, które kojarzą się z dokumentami. Uwaga Herzoga skupia się jednak na postaci Lope de Aguirre'a (Klaus Kinski), który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć wielkie bogactwo.

To duszny, oniryczny, hipnotyczny obraz napędzany zuchwałością, butą i zachłannością XVI-wiecznych bezwzględnych zdobywców. Równie interesujące, co sam film są opowieści z jego powstawania (cała ekipa podjęła niełatwe zadanie nagrywania w trudnych warunkach). Na planie nieustannie dochodziło do spięć pomiędzy głównym aktorem a reżyserem. Ten pierwszy groził odejściem, więc drugi w odpowiedzi groził mu użyciem broni.

Efekt tej współpracy jest jednak oszałamiający – fascynujący i przerażający zarazem. W filmie obserwujemy bowiem postępujący obłęd Aguirre'a, którego coraz bardziej pochłaniają wizje stworzenia idealnego państwa i rojenia o swojej potędze.

Wielu uważa, że "Aguirre, gniew boży" zasługuje na miano dzieła wybitnego, arcydzieła i trudno się z tym nie zgodzić.

The Aeronauts (2019)

Film Toma Harpera nie należy do najwybitniejszego kina. To raczej luźna propozycja na nudną niedzielę, gdy nie chcemy przemęczać mózgu głębokimi analizami. "The Aeronauts" z Felicity Jones i Eddiem Redmayne'm w rolach głównych, to opowieść o pilotce Amelii Wren i pionierze meteorologii Jamesie Glaisherze, którzy w 1862 roku chcą wznieść się balonem tak wysoko, jak jeszcze nikt w historii.

Film jest tylko luźnym nawiązaniem do prawdziwych wydarzeń. Amelia jest postacią fikcyjną, Glaisher natomiast rzeczywiście istniał i pobił rekord wysokości, ale zrobił to z innym naukowcem Henrym Tracym Coxwellem. Mężczyźni spakowali do kosza gołębie (żeby wypuszczać je z przypiętymi do nóżek pomiarami) i narzędzia do pomiarów.

Historyczny lot odbył się 5 września 1862 roku. Naukowcy, jeszcze bez świadomości istnienia stratosfery, zamierzali osiągnąć 11.300 m. Nie spodziewali się jednak, co ich czeka na takiej wysokości. Glaisher zaczął tracić wzrok, Coxwell tracił kontrolę nad ciałem, obaj zemdleli.

Jak pisze autor strony feniks.fm: "Z aktualnych badań neurologicznych wynika, że mogli oni cierpieć ze względu na zbyt szybki wzrost wysokości. [...] Panowie oszacowali, że wznieśli się na odległość 37.000 stóp, co zgodnie z europejskim standardem pomiarowym daje 11 kilometrów".

W kryzysowym momencie mężczyźni chcieli obniżyć lot, ale kotwica zaplątała się w inne liny. Coxwell wyszedł z kosza i wspiął się na balon, żeby rozplątać linę. Cudem udało im się przeżyć. Glaisher nie ustawał jednak w swoich badaniach. Odbył jeszcze ponad dwadzieścia lotów, podczas których dokonał przełomowych odkryć meteorologicznych.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl