“Raczej nie dostanę roli dla 30-stki”. Sandra Drzymalska opowiada o filmie “Każdy ma swoje lato”
Sandra Drzymalska to paradoks: dziecięcą urodą wygrywa castingi do ról nastolatek, ale tylko takich, które właściwie nigdy nie miały czasu pobyć typowymi chichoczącymi podlotkami. Jej najnowszy film - “Każdy ma swoje lato” - nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Kolejnym etapem w jej błyskawicznej karierze była włoska produkcja pod tytułem “Sole”, z którą Drzymalska pojechała do Wenecji. Film o ciężarnej emigrantce, która decyduje się sprzedać swoje dziecko zdobył na kultowym Lido dwie nagrody.
Jak zostanie przyjęty jej kolejny projekt pod tytułem “Każdy ma swoje lato”? Fani talentu Drzymalskiej nie będą rozczarowani: jej bohaterka, Agata, swoim niepokornym charakterem i brakiem zgody na zwyczajowe: “bo tak wypada” mocno zamiesza w głowach mieszkańcom małego miasteczka.
Dlaczego wybiera trudne, wymagające role? Czy nie męczy jej wizerunek “wiecznej nastolatki”? Czy ma problem z przyjmowaniem komplementów, którymi od kilku lat jest niemal nieustannie obsypywana? O tym wszystkim porozmawiamy z Sandrą Drzymalską, ale najpierw….
... proszę mi zdradzić, jak na zawsze zachować urodę nastolatki? W czym tkwi sekret? [śmiech]
Jestem świadoma, że mam delikatną, dziecięcą nawet urodę. Ale jestem też dość plastyczna, da się mnie “zrobić” na starszą.
Dla aktorki taki typ urody to przekleństwo czy błogosławieństwo?
Nie wiem, czy można kategoryzować w ten sposób. Nigdy nie czułam, żeby moja uroda była barierą. Jestem w pełni świadoma, że bliżej mi do 30-stki niż do 20-stki, ale to jest dla mnie mniej ważne, niż to żeby moje bohaterki, niezależnie od wieku, miały coś do powiedzenia, były wolne i odważne, nie bały się mieć swojego zdania.
Nie myślę więc o swoim wyglądzie, chociaż…. jak widzę, że rola jest napisana dla 30-stki, to jednak podejrzewam, że mogę nie zostać obsadzona [śmiech].
A jak to, że gra pani bardzo młode dziewczyny przekłada się na pracę na planie? Zdarza się przecież, że w pozostałych rolach grają “prawdziwi” nastolatkowie, tak jak w “Każdy ma swoje lato” gdzie partneruje ci dziewiętnastoletni Nicolas Przygoda.
Mam dwóch młodszych braci, więc jeśli chodzi o relację z Nicolasem to nie mieliśmy problemu, żeby zburzyć tę wiekową barierę. Mentalnie oczywiście już czuję, że nie mam 18 lat, ale dzisiejsza młodzież bardzo mi imponuje: są bardzo odważni, świadomi, wychodzą na ulice, walczą o swoje prawa - to piękne.
Jeśli chodzi o postacie, które gram: człowiek to człowiek, zawsze staram się go zrozumieć, być jak najbliżej, niezależnie od tego, ile ma lat.
Moim zdaniem to film o spotkaniach, które po pierwsze, zmieniają perspektywę na życie, na relacje, a po drugie, pozwalają lepiej poznać siebie. Każdy z bohaterów filmu coś takiego przeżył. To również opowieść o tym, że należy dawać sobie szansę, pozwolić sobie na doświadczanie.
I na marzenie, bo ten wątek również mocno wybrzmiewa. Agata, główna bohaterka, która nagle pojawia się w miasteczku, marzy o podróży do Nepalu. Inni bohaterowie też marzą - o miłości, o innym życiu. I w teorii to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, ale z perspektywy małomiasteczkowej Trzebini praktyka wygląda nieco inaczej….
Z mojej perspektywy ci bohaterowie nie mają w sobie nic z małomiasteczkowości, ale może rzeczywiście ciężko jest im pokonywać pewne granice. Z Agatą jest inaczej. To jest dziewczyna, która granicę poznawania ma przesuniętą zdecydowanie dalej, niż reszta postaci. Wydaje mi się jednak że wszyscy bohaterowie mają odwagę chcieć, mają odwagę pragnąć i to jest piękne. Ich pragnienia są duże i ważne.
Tomasz Jurkiewicz do tej pory tworzył dokumenty. “Każdy ma swoje lato” to jego fabularny debiut. Czy ten fakt miał przełożenie na pracę na planie?
Tomek jest reżyserem, który bardzo ufa aktorom i daje im wolność tworzenia postaci. Pozwala szukać, a przy tym jest bardzo spokojny, nienachalny, niczego nie narzuca.
Nie czułam też, że pracujemy z debiutantem. Wydaje mi się nawet, że praca dokumentalisty jest czasami dużo cięższa niż przy filmie fabularnym: jest sporo wyczekiwania na odpowiedni moment.
Może stąd wynikało to przyzwolenie Tomka na improwizację, ten brak strachu przed tym, żeby to aktorom powierzyć rolę. Był bardzo blisko nas i jednocześnie dawał komfort tworzenia, a to bardzo ważne.
"Każdy ma swoje lato"•Fot. materiały prasowe
Czytając scenariusz wiedziałam, jaka Agata jest i co chcę jej dać od siebie. Nie chciałam na pewno, żeby była jednowymiarowa. To jest dziewczyna, która lubi zabawiać się chłopakami, żyje chwilą i generalnie niewiele ja interesuje. Zależało mi, żeby jednak uwypuklić jej dramat wewnętrzny, żeby była czuła i wrażliwa, ale jednocześnie miała swoje zdanie.
W filmie to właśnie Agata inspiruje do zmian, burzy ten zastany w miasteczku porządek, zaburza rytm życia ludzi, których tam poznaje.
Agata nie jest postacią jednoznacznie pozytywną - mamy wrażenie, że przed czymś ucieka. To skomplikowana postać, a pani chyba takie lubi.
Tak, staram się żeby moje postaci były wielowymiarowe. Tak wygląda życie: nie jesteśmy cały czas “do rany przyłóż”, mamy swoje słabe strony, lęki, niepokoje.
Agata się boi. Boi się zaangażować, boi się zostać, boi się, że ktoś ograniczy tę jej wolność do ucieczki w dowolnym momencie. Boi się głębokich relacji, bo to właśnie one mogą zburzyć tę jej “stabilność”. W efekcie tylko ucieka - głównie przed sobą samą.
W obsadzie “Każdy ma swoje lato” znaleźli się naturszczycy. Jak ich obecność wpłynęła na waszą pracę?
W rolach głównych mamy oczywiście profesjonalnych aktorów, może oprócz Nicolasa, który nie jest po szkole, ale jednak na paru planach już był, więc raczej nie można go nazwać naturszczykiem. Co do reszty mniejszych epizodycznych ról - to tak, sporo mieszkańców Trzebini wzięło udział.
Tomek nie bał się z nimi pracować. Jako dokumentalista wiedział, jak rozmawiać z ludźmi bez doświadczenia aktorskiego i bardzo pięknie ich uruchamiał.
"Każdy ma swoje lato"•Fot. materiały prasowe
Nie, ja z resztą bardzo chronię się przed tym, żeby nie mieć żadnej maniery - prawda i naturalność jest dla mnie najważniejsza. Widzę, jeśli ktoś na ekranie kłamie i takich filmów po prostu nie oglądam.
Jestem blisko postaci. Moje postaci muszą być prawdziwe, muszą czuć. Zależy mi na tym, aby moje bohaterki były ludźmi. Po prostu. Nie muszę ”grać”, udawać. Muszę pokazać ich emocje i uczucia.
Która z dotychczasowych ról była dla pani najbardziej wymagająca? Obstawiam, że ta w “Sole” musiała być sporym wyzwaniem: psychicznie, bo temat niełatwy, fizycznie, bo bohaterka w ciąży, technicznie, bo na potrzeby roli musiała pani nauczyć się włoskiego. Trafiłam?
Może to będzie zaskoczenie, ale największym wyzwaniem była jednak postać Ulki z “Powrotu” Magdaleny Łazarkiewicz. To był mój debiut i od razu rola dziewczyny naprawdę zmasakrowanej wewnętrznie.
Po tym filmie dostała jeden z największych komplementów: podeszła do mnie jakaś pani i zapytała, czy ja naprawdę tego doświadczyłam. To szalenie miłe, jeśli widz tak mocno wchodzi w postać i wierzy, że mogłam coś takiego przeżyć. To uskrzydla.
Skoro o komplementach mowa: “Młoda, zdolna, ambitna” - to tytuł jednego z artykułów o pani. W biogramie przesłanym przez dystrybutora możemy z kolei przeczytać “Najzdolniejsza aktorka młodego pokolenia”. Czy idąc do szkoły aktorskiej miała pani z tyłu głowy, że kiedyś tak właśnie będzie postrzegana?
Nigdy tak o sobie nie myślę. Aktorstwo to moja praca, którą można oceniać bardzo subiektywnie, zresztą jak każdą inną.
Komplementy uskrzydlają, ale nie skupiam się na nich. Uczę się za nie dziękować, a nie mówić “Nie, no, co ty”, jak to było do tej pory [śmiech]. Moim celem jest tworzenie pięknych postaci. Robię to dla siebie i dla widzów, bo kino ma taką cudowną sprawczą moc: wzrusza, uruchamia pewne emocje. Cały czas jednak pamiętam, że to również moja praca, a nie tylko sztuka.
Jaki komplement najbardziej chciałaby pani otrzymać po “Każdy ma swoje lato”?
Chciałabym, żeby ten film uruchomił ich do myślenia o swoich marzeniach - żeby nie bali się ich mieć.
Artykuł powstał we współpracy z Aurora Films.