Każda z nas może być Sarah Everard. Sześć Polek o tym, jak wygląda powrót nocą, gdy jesteś kobietą
Dwa lata temu pisaliśmy o tym, jak kobiety boją o swoje bezpieczeństwo, gdy wracają nocą do domów. Od tego momentu nic się zmieniło: wciąż musimy z lękiem rozglądać się za siebie, trzymać klucze w dłoni jak kastet i kupować gaz pieprzowy. Wiemy, że każdą z nas może spotkać los Iwony Wieczorek, Ewy Tylman czy Sarah Everard, mieszkanki Londynu, która została porwana i zamordowana, gdy wracała po zmroku z mieszkania kolegi.
"Wracałam z dyskoteki, nagle zatrzymał się tir"
Marta, 31 lat: Od czasu liceum okropnie boję się wracać późnymi wieczorami czy nocą sama do domu. Zaczęło się od powrotu z dyskoteki, która była zlokalizowana wzdłuż drogi krajowej. Wracałam do domu około 1 w nocy. Miałam blisko, może 500 metrów. Było lato, miałam na sobie krótką sukienkę. Wracałam wolnym krokiem, byłam zupełnie spokojna, ale niespodziewanie zatrzymał się tir. Mężczyzna zaparkował i szedł za mną. Biegiem uciekłam do domu.Podobne obawy miałam na studiach. Często zdarzało się, że w nocnych autobusach pijani mężczyźni się do mnie kleili, straszyli spojrzeniami czy głupimi tekstami. Kiedy wychodziłam na swoim przystanku, zawsze przyspieszałam i nerwowo oglądałam się za siebie.
Na pierwszym roku studiów w nowym mieście, z dala od domu rodzinnego, miałam dziwnego adoratora. Facet pracował w sklepie spożywczym nieopodal mojego bloku. Wydawał się niegroźny, kiedy podczas płatności za zakupy odczytywał z karty płatniczej moje imię.
Pewnego dnia pod drzwiami wynajmowanego mieszkania znalazłam kopertę zaadresowaną na moje imię i nazwisko (bez adresu) i dostarczoną pod drzwi. W środku były majtki. W tym miejscu mieszkałam dopiero 2-3 tygodnie, więc wiedziałam, że to sprawka typa z marketu. Szybko się wyprowadziłam na drugi koniec miasta, ale strach pozostał.
Właściwie od czasu studiów nie wychodzę sama wieczorami, nie wracam z imprez komunikacją miejską, unikam nocnych podróży pociągami czy autobusami. Zawsze staram się brać taksówkę (choć i tu mam pewne obawy) albo zapraszam do siebie koleżanki, z którymi wychodzę na noc. Wtedy wracamy w kilka osób i strach jest dużo mniejszy.
"Mówił, że weźmie mnie pod drzewem"
Asia, 25 lat: Kilka lat temu wyszłam z psem na spacer. Było tuż po godzinie 23, mieszkałam w blokowisku, w którym wcześniej czułam się w miarę bezpiecznie. Gdy szłam chodnikiem, nagle podszedł do mnie młody mężczyzna.Miałam słuchawki na uszach, więc zdjęłam je, bo coś do mnie mówił. Myślałam, że pyta o drogę albo papierosa, ale on powiedział do mnie z lubieżnym uśmiechem, cytuję: "chętnie bym zerżnął taką dupę". Nie zareagowałam, zaczęłam iść dalej. On ruszył za mną, serce zaczęło mi mocniej bić. Mówił, że mnie weźmie pod drzewem i mój kundel mnie nie obroni, że mu staje.
Myślałam, że zwymiotuję, zaczęłam biec. On biegł za mną, mój pies (mały, nie jest obronny) zaczął szczekać. Facet wykrzykiwał za mną zbereźne hasła, wyzywał mnie od dziwek. Myślałam, że dostanę zawału, że zginę. Nie miałam gazu, noża, nic.
W końcu dobiegłam do klatki, szybko wcisnęłam kod, weszłam i zatrząsnęłam drzwi. Gonił mnie pod same drzwi do bloku. W mieszkaniu zaczęłam płakać, miałam atak paniki, całą noc nie mogłam spać, bo myślałam, że do mnie wejdzie, a mieszkałam sama. Miałam do siebie pretensje, że pokazałam mu, gdzie mieszkam, ale nie myślałam wtedy trzeźwo. Byłam śmiertelnie przerażona.
Po tym zdarzeniu zaczęły się u mnie ataki paniki i stany lękowe. Zaczęłam chodzić na terapię, wynajęłam inne mieszkanie. Od tej nigdy nie wychodzę sama po zmroku. Albo zamawiam taksówkę pod sam blok, albo wracam z partnerem. Nocą z psem zawsze wychodzi mój facet.
"Patrzyłam pod nogi, żeby nikogo nie zaczepiać wzrokiem"
Ewa, 30 lat: Za czasów liceum mieszkałam na warszawskiej Ochocie w starych blokach. Rosło tam dużo drzew, więc nocą robiło się tam szczególnie ciemno. Zawsze bałam się wracać po zmroku do domu, szczególnie że jedną z bram upodobała sobie grupa starszych ode mnie facetów. Nocami stali w niej i gadali.Zwykle gdy wracałam nocą, pogłaśniałam muzykę w słuchawkach i patrzyłam pod nogi, żeby nikogo nie "zaczepić wzrokiem". Jednak gdy byłam ładniej ubrana – miałam sukienkę lub buty na lekkim obcasie, a nie zwyczajne dżinsy i tenisówki – szłam przecznicę dalej, gdzie nikt nie stał i było kilka otwartych sklepów. Mój powrót do domu trwał więc 10 minut dłużej, ale chociaż mniej się bałam.
Gdy wracałam na weekend do domu rodzinnego pod Warszawę, to zwykle musiałam jechać ostatnim pociągiem, który czasem był o godzinie 23, a czasem o północy. Gdy przyjeżdżał na miejsce, miałam jeszcze kwadrans do przejścia, a połowa drogi to była taka długa i prosta ulica prowadząca przez osiedle domków jednorodzinnych.
Wtedy nie bałam się raczej, że ktoś mnie zgwałci, bardziej, że da mi w twarz i okradnie. Dlaczego? Myślałam, że... nie jestem dość ładna, co dzisiaj jest i zajebiście smutne, i śmieszne. Tak jakbyś musiała "zasłużyć na gwałt" urodą... Jeszcze kiedyś pokutowało takie idiotyczne przekonanie.
W liceum zawsze odrzucałam też zaproszenia na domówki czy imprezy sylwestrowe, które były w dalekich dzielnicach, a nie było komu odwieźć mnie samochodem. Bałam się szukać nocnych autobusów w nieznanych, wyludnionych miejscach ciemną nocą.
Od kilku lat już się tak nie boję. Po setkach nocnych powrotów to już dla mnie zwyczajny tryb. Myślę jednak, że ten brak strachu wynika też z tego, że mam świetną nocną komunikację miejską w miejscu, gdzie obecnie mieszkam. Od wyjścia z autobusu do wejścia na teren osiedla mam około 3 minuty drogi. Kolejna sprawa to smartfony. Gdy byłam w liceum, nie było w nich internetu, a teraz mam jakieś poczucie podpięcia do znajomych 24 godziny na dobę.
"Biegłam całą drogę do domu"
Małgosia, 32 lata: Gdy mieszkałam jeszcze u rodziców i nocą wracałam do domu autobusem, to zawsze byłam potwornie zestresowana. Nieważne, czy nikt ze mną nie wysiadał i ulica była pusta, czy, co gorsza, razem ze mną wychodził na przystanek jakiś podejrzany facet – zwykle przebiegałam cały odcinek do mojej bramy.Miałam kilka niebezpiecznych sytuacji, wszystkie gdy wracałam nocnym autobusem z Dworca Centralnego w Warszawie. Raz przysiadł się do mnie jakiś mężczyzna i nie chciał mnie wypuścić z autobusu. Przestraszyłam się, ale na szczęście zareagował jakiś chłopak. Szybko wysiadłam i pędem biegłam do domu, bo bałam się, że ten człowiek za mną pójdzie.
"Wsiadł ze mną do autobusu"
Karolina, 29 lat"Zawsze się stresuję, gdy wracam sama do domu po ciemku. Gdy wracałam późną nocą z imprez – jeszcze przed pandemią, bo obecnie rzadko wychodzę nocami – tak często zdarzał mi się catcalling (red. uliczne molestowanie), że zawsze modliłam się, żeby nikt nie podchodził i żebym nie musiała w żaden sposób reagować.Kilka razy zdarzyło się, że jakiś koleś podbijał do mnie w nocy na przystanku. Raz nieznany chłopak zaczął ze mną rozmawiać i przysunął się bardzo blisko mnie, co było dla mnie wyjątkowo niekomfortowe. Kiedy przyjechał mój autobus, on... wsiadł ze mną, chociaż wcześniej mówił, że czeka na inny numer. Od razu napisałam sms-a do kolegi, z którym właśnie gadałam i wiedziałam, że nie śpi. Szybko do mnie zadzwonił i rozmawiał ze mną, dopóki mu nie powiedziałam, że tamten koleś wysiadł.
Zawsze podejmuję środki ostrożności. Mówię bliskim gdzie idę i skąd, do jakiego autobusu wsiadam. Odkąd mam więcej pieniędzy, częściej biorę Ubera, bo tak po prostu czuję się pewniej. Kiedy w samochodzie mam wątpliwości do kierowcy, udostępniam komuś trasę. Jestem wątła, niewysportowana i zdecydowanie nie jestem szybka, więc wiem, że w bezpośredniej konfrontacji, nie miałabym raczej szans.
"Ciągły strach przed innymi ludźmi"
Basia, 22 lata:Nie zawsze się boję, gdy wracam nocami, ale bywają takie momenty, że wolę mieć na słuchawce mamę, chłopaka lub kogokolwiek mi bliskiego. Na przystanek zawsze wychodzi po mnie mój partner.Czytaj także: "Otwarty nóż w jednej kieszeni, gaz pieprzowy w drugiej". Kobiety opowiadają, jak wracają nocą do domu
Paradoksalnie nigdy nie zdarzyło mi się, aby ktoś zaczepiał mnie nocą. Za dnia natomiast tak. Kiedyś wracałam z uczelni i po drodze do domu zahaczyłam o lokalny sklep. Gdy weszłam do środka przy ladzie stało dwóch robotników, którzy minęli mnie później w przejściu, a ich spojrzenia wywołały u mnie spory niepokój. Kiedy już skończyłam zakupy i wyszłam z budynku, zorientowałam się, że ci sami robotnicy czekają przed drzwiami i z obleśnym uśmiechem patrzą się na moją twarz i ciało. Pamiętam, że miałam na sobie słuchawki, w których leciała muzyka, więc nie słyszałam, co do siebie mówią. Postanowiłam ich olać i skręcić w alejkę prowadzącą do mojego bloku.
Niepokój znowu się pojawił, kiedy zorientowałam się, że mężczyźni ze sklepu cały czas idą za mną. Wyłączyłam więc muzykę w telefonie i usłyszałam, jak na głos komentują (cytuję) "moją dupę". Skręciłam w jedną uliczkę, w drugą, a oni wciąż za mną szli.
Kiedy wracam nocą zmuszam siebie do wyjątkowej czujności, obserwuję precyzyjnie otoczenie wokół mnie. Staram się ustalić jakiś charakterystyczny punkt, o którym mogłabym w razie czego krzyknąć do słuchawki, gdyby ktoś mnie napadał. Trochę jak w "Uprowadzonej" z Liamem Neesonem.
Dla niektórych może wydawać się to paranoją, ale – niestety – takie są realia bycia kobietą. Cis-kobiety, trans-kobiety, trans-mężczyźni, osoby niebinarne i osoby nieheteroseksualne to zrozumieją. Bo tak wygląda nasze życie: w ciągłym strachu przed innymi ludźmi.