Foliarze piszą o Teksasie, bo nie ma tam obostrzeń, a liczba zakażeń spada. Sprawdziliśmy to

Adam Nowiński
Polscy koronasceptycy mają nowy argument mówiący o światowej "plandemii". Piszą o amerykańskim stanie Teksas, w którym tydzień temu zniesiono obostrzenia. Ludzie bawią się tam w klubach i barach, a liczba zakażeń z dnia na dzień spada. Sęk w tym, że to tylko wycinek z całego obrazu pandemii koronawirusa w USA.
W Teksasie zniesiono obostrzenia i spada liczba zakażonych. Czy tak można zrobić w Polsce? Zrzut ekranu z YouTube.com / KHOU 11
Wśród polskich koronasceptyków zawrzało. W sieci udostępniany jest przez nich wpis o amerykańskim stanie Teksas, który tydzień temu zniósł obowiązek zakrywania ust i nosa oraz otworzył wszystkie biznesy zamknięte przez obostrzenia epidemiczne. Szokujące jest dla nich to, że w ciągu tygodnia bez obostrzeń liczba zakażonych koronawirusem Teksańczyków nie wzrosła, lecz z dnia na dzień maleje. Porównują to zjawisko do Polski i stawiają Teksas jako przykład odejścia od obostrzeń, które ich zdaniem – jak można domniemywać – nie spowoduje wzrostu liczby zakażeń.


Ale czy sytuację w Teksasie da się w ogóle porównać do Polski? Czy taki model działania miałby jakiekolwiek przełożenie? Żeby odpowiedzieć na te pytania, trzeba najpierw pokazać cały obraz pandemii w USA, a nie jej mały wycinek.

Gubernator otworzył wszystko

Na początku marca gubernator Teksasu, Greg Abbott poinformował, że od 10 marca znosi nakaz noszenia maseczek oraz odbiera prawo burmistrzom z jego stanu do nakładania kar za ich brak. Co więcej, Abbott zniósł też lockdown wszystkich firm i otworzył je w 100-procentach.
– Zbyt wielu Teksańczyków odsunięto od możliwości zatrudnienia. Zbyt wielu właścicieli małych firm ma problemy z opłaceniem swoich kosztów. To się musi skończyć. Czas otworzyć Teksas na 100 proc. – mówił dwa tygodnie temu republikański gubernator Teksasu.

Tym samym przerwał trwające 8 miesięcy ograniczenia w usługach i gastronomii. Zaznaczył jednak, że liczy, że mieszkańcy jego stanu zachowają zdrowy rozsądek.

– Zniesienie stanowych nakazów nie oznacza, że nie ma potrzeby osobistej odpowiedzialności i troski o członków rodziny, znajomych i innych członków społeczności. Tyle że ludzie i przedsiębiorcy nie potrzebują, by stan mówił im, jak się zachowywać – zastrzegł Abbott.
Czytaj także: Koniec z maseczkami w Teksasie. Amerykański stan w 100 proc. zrywa z obostrzeniami dla firm
W rzeczywistości gubernator podjął bardziej polityczną niż medyczną czy gospodarczą decyzję. Od miesięcy prawica ciosała mu kołki na głowie za wprowadzenie nakazu noszenia maseczek. Ponadto jego stan był jednym z najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa. Jest na drugim miejscu za Kalifornią z 2735152 zakażonymi i 46749 zmarłymi na covid-19.
Zrzut ekranu z Worldometer.com
Ponadto krzywa zakażeń w Teksasie nie wygląda tak, jak w całych Stanach Zjednoczonych, w których od początku stycznia widać wyraźną tendencję spadkową. U Teksańczyków jest inaczej – pod koniec lutego, czyli parę dni przed ogłoszeniem przez Abbotta zniesienia obostrzeń, miał miejsce wzrost dobowej liczby przypadków koronawirusa.

Do tego należy zwrócić uwagę na stosunkowo małą liczbę wykonanych testów na milion mieszkańców w porównaniu do innych stanów (838898) i wysoki współczynnik ich pozytywnych wyników, który od początku marca wynosi ok. 11 proc.

Cała ta sytuacja mocno niepokoi miejscowych lekarzy, którzy boją się masowego wzrostu liczby zakażeń, szczególnie podczas przerwy wiosennej.

– Chcę, aby wszyscy pamiętali, że wirus cały czas jest naszym wrogiem. Noszenie maski to strategia, bardzo skuteczna strategia minimalizowania rozprzestrzeniania się wirusa – powiedział parę dni temu podczas wideoczatu na antenie ABC doktor David Persse, szef medyczny Houstońskiego Departamentu Zdrowia.

– Spróbujmy uciec od upolitycznienia tego tematu. Chodzi o to, że ten wirus nie dba o to wszystko. Ten wirus jest jednostką oportunistyczną. Jeśli dasz mu szansę, wykorzysta ją i zakazi cię – dodał doktor Persse.

Sytuacja w kraju napawa optymizmem, ale...

Polityczność decyzji Abbotta widać także na tle jego kolegów z innych stanów. Demokraci dość zachowawczo zareagowali na spadek zakażeń.

Na przykład gubernator Roy Cooper z Karoliny Północnej zniósł jedynie godzinę policyjną oraz złagodził przepisy dot. przyjmowania i obsługi gości w gastronomii. Politycy tej opcji politycznej bardziej słuchają lekarzy, a ci jak mantrę powtarzają, że nadmierne luzowanie obostrzeń w obecnej sytuacji nie prowadzi do niczego dobrego.

Amerykanie przerabiali już to w święta, kiedy to właśnie wielkie zjazdy rodzinne i migracja między stanami o mało nie zniszczyły całego systemu opieki zdrowotnej w USA wywołując rekordowe dobowe wzrosty liczby zakażonych koronawirusem. Od tego szczytu minęły dwa miesiące, ale medycy nadal apelują, żeby zachować czujność.

– Jeśli nie będziemy organizować tych wielkich rodzinnych spotkań, żadnych wyjazdów wakacyjnych i czegokolwiek w tym rodzaju, myślę, że szansa na rozprzestrzenianie się wirusa zmniejszyła się – powiedział w rozmowie z magazynem "Healthline" Chris Thompson, profesor biologii z Uniwersytetu Loyola w Maryland.

Zwrócił jednak uwagę, że trzeba bacznie obserwować nowe mutacje koronawirusa, gdyż to one obecnie mogą drastycznie zwiększyć liczbę zakażonych w bardzo krótkim czasie.

Tak stało się w Kalifornii. W stanie tym odkryto niedawno mutację podobną do wariantu brytyjskiego, która rozprzestrzeniła się po całym stanie. Obecnie Kalifornia jest regionem z najwyższą dobową liczbą zakażeń w całych USA.

– Ryzykujemy kolejny wzrost zakażeń, jeśli ludzie będą zachowywali się tak, jakby pandemia się skończyła – powiedziała pod koniec lutego portalowi Vox.com profesor Tara Smith z Kent State University.

– Martwię się o to samozadowolenie wynikające ze zmniejszania się liczby przypadków - wydaje się, że jeszcze nie wyciągnęliśmy wniosków z pandemii i jeśli zaczniemy próbować wrócić do "normalności" zbyt wcześnie, liczba zakażeń znowu wzrośnie – dodała.

Wtóruje jej doktor Elizabeth Beatriz, epidemiolog z Departamentu Zdrowia Publicznego Massachusetts. Twierdzi, że obecny spadek liczby zakażonych jest wynikiem tego, że Amerykanie przestraszyli się wirusa i zaczęli się stosować do obostrzeń. Nadal jednak sytuacja jest poważna.

– Wskaźnik zachorowań jest nadal wysoki - mimo że odnotowaliśmy znaczny spadek w ostatnim miesiącu, jest on nadal wyższy niż w szczytowym okresie pandemii zeszłej wiosny – podkreśla w rozmowie z magazynem "Healthline" doktor Beatriz.

Jak porównać to do Polski?

Jakby nie patrzeć, to widok zapchanych barów, klubów i tętniących życiem ulic w Austin, Phoenix czy innych miastach Teksasu musi na razie poczekać, gdyż Polska znajduje się w zupełnie innym położeniu, niż USA. Tam przeważa tendencja spadkowa od stycznia. W Polsce idziemy w kierunku szczytu zakażeń III fali koronawirusa.
Ponadto to nie jest tak, że Teksańczycy jak jeden mąż rzucili maseczki w kąt i wylecieli do kina czy baru. Nawet na materiałach z Teksasu widać, że wielu mieszkańców nadal nosi maski. Robią to sami z siebie, bo pewnie boją się o najbliższych. Temat zluzowania obostrzeń w Polsce jest ważny, ale warto do niego wrócić wtedy, gdy naszej służbie zdrowia nie będzie groziła zapaść i zator spowodowany III falą pandemii.
Czytaj także: Alarmujące doniesienia ze szpitali. Tam najbardziej widać wzrost liczby nowych zakażeń