Nie ma żadnej nagonki na Tymoteusza Szydło. To ofiara kariery matki [FELIETON]
Tymoteusz Szydło po zrzuceniu sutanny teoretycznie mógłby zacząć normalne, świeckie życie. Mógłby, gdyby jeszcze jako ksiądz nie był wystawiany na błysk fleszy. Pozornie ma szczęście, bo jest synem byłej premier. Tyle że stał się ofiarą jej kariery na szczytach władzy.
Dlaczego? Bo nie każdy młody ksiądz jest synem premiera, albo byłego premiera. Nie każdy może liczyć też na transmisję ze swojej prymicyjnej mszy w TVP. I nie za każdym w obronie staje szef rządu, a także czołowi politycy partii rządzącej.
Dziś zabrzmi to groteskowo, ale przypomnijmy, kto pojawił się na prymicyjnej mszy księdza Tymoteusza na Jasnej Górze. Agata Kornhauser-Duda, Mariusz Błaszczak, Anna Zalewska, Zbigniew Ziobro, Beata Kempa i oczywiście Jarosław Kaczyński – to tylko część listy honorowych gości. To wszystko mogli obejrzeć widzowie publicznej telewizji.
Takie obrazki były lukrem na serce wyborców PiS. Ktoś zdecydował, że z mszy młodego księdza zrobiło się niemal wydarzenie państwowe. Prawicowe media też podłapały przekaz o pobożnej rodzinie. Były okładki, wzniosłe nagłówki. Nikt nie przewidział, że takie rysowanie laurki może kiedyś odbić się czkawką.
Fot. Okładka tygodnika "Do Rzeczy" z lipca 2017 r.
Tymoteusz Szydło już dwa lata temu narzekał na presję mediów. Nie wspomniał jednak, kto uczynił go de facto pierwszym księdzem narodu. Był jednak moment, w którym już doskonale wiedział, w co się wpakował. Można to wywnioskować z fragmentu jego oświadczenia dla KAI z 2019 r.
"(…) Oczywiście dziś zdaję sobie sprawę, że sam także popełniłem szereg błędów w kontaktach z mediami, zwłaszcza tuż po święceniach, kiedy nie oponowałem, gdy próbowano skojarzyć mnie z określoną opcją polityczną" – tłumaczył.
Jak sam przyznał, nie oponował. Zapewne już widział konsekwencje tej całej otoczki, która wokół niego powstała. I powiem wam, że nawet trochę mi go szkoda. Jeszcze jako młody chłopak stał się ofiarą kariery swojej matki. To mocne stwierdzenie, ale Beata Szydło, jako doświadczona polityczka musiała wiedzieć, jakie mogą być skutki takiej gry. W porę nie zareagowali też ludzie z otoczenia władzy.
Oczywiście Szydło raczej nie mogła przewidzieć nieprawdopodobnego wręcz scenariusza, że jej syn zrezygnuje z posługi w Kościele. Dlatego pojawiała się z nim przed kamerą, chociaż on sam niechętnie zabierał głos. To też pokazuje, kto mógł grać pierwsze skrzypce w tej układance.
Medialną opowieść o idealnej rodzinie Tymoteusz Szydło przerwał sam, odchodząc z kapłaństwa. Życzę mu zwykłej "normalności", ale trudno będzie zerwać z wizerunkiem "księdza z okładki". Mógłby być po prostu "byłym księdzem", gdyby nie fakt, że został wykorzystany politycznie. Zaproszono go do show, którego skutków prawdopodobnie on sam nie przewidział.