To widzowie stworzą "Króla dopalaczy". O filmie innym niż wszystkie rozmawiamy z jego producentką

Julia Łowińska
10 lat temu problemem dopalaczy żyła cała Polska. Teraz problem jakby przycichł, ale to wcale nie znaczy że zniknął. Niedługo znów może się o nim zrobić głośno, a to za sprawą filmu "Król dopalaczy". O projekcie, który jest jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowej kampani, rozmawiamy z jego producentką dr Katarzyną Samson.
Mocny temat, gwiazdorska obsada, nowatorski model produkcji – taki ma być film "Król dopalaczy". Fot. kadr z filmu "Król Dopalaczy"
W filmie zobaczymy iście gwiazdorską obsadę. W główną rolę wciela się Tomasz Włosok ("Boże Ciało"), a towarzyszyć mu będą Łukasz Simlat ("Drogówka"), Weronika Rosati ("W Ciemności") oraz Adam Wietrzyński ("W głębi lasu"). Za reżyserię odpowiada Pat Howl, a muzykę skomponuje Hania Rani.

Ten projekt zdaje się być trochę inny niż wszystkie, które mieliśmy okazję oglądać do tej pory. I to pod wieloma względami. Crowdfunding, odpowiedzialność społeczna…. To wszystkie działania sprowadzają się do tego, że widownia będzie bardziej zaangażowana – zarówno w efekcie końcowym, jak i podczas samego procesu powstawania filmu.


Świat filmowców zdaje się być niedostępny, zamknięty dla zwykłych "śmiertelników". To takie elitarne grono. A tu nagle powstaje projekt, do którego chcecie zaangażować ludzi. Skąd ten pomysł?

Katarzyna Samson: – Świat się zmienia i uważam, że warto z tego korzystać. Robienie filmu to jest praca zespołowa. Pewnie mało kto zdaje sobie sprawę, ale w taką produkcję zaangażowane są tysiące osób. Odkąd zaczęliśmy kampanię promocyjną filmu, zgłosiło się do nas wiele osób związanych z dopalaczami oraz tych, którzy chcą wesprzeć ten projekt, ponieważ uważają, że ten temat musi trafić na ekrany.

Historie i wiedza, którymi się z nami podzielili, wzbogaciły scenariusz, a zaangażowanie w innych obszarach pomoże nam jeszcze lepiej zrealizować projekt. Moim celem jest zrobienie naprawdę dobrego filmu i czuję, że angażując w ten projekt innych, ten cel się przybliża. A poza tym filmy robi się przede wszystkim dla ludzi i wydaje mi się, że z takim właśnie otwartym podejściem mamy szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

Powiesz coś więcej o crowdinvestingu? Skąd taki pomysł?
Podczas trwających kilka lat przygotowań do realizacji filmu przekonaliśmy się, że zarówno skala problemu związanego z dopalaczami, jak i chęć zaangażowania się ludzi w ten projekt, jest znacznie większa, niż się spodziewaliśmy. Chcieliśmy dać możliwość wzięcia udziału w projekcie także osobom spoza branży filmowej i tutaj pojawił się crowdinvesting.
W zeszłym roku na platformie crowdway.pl zobaczyliśmy kampanię filmu "Rój" i wiedzieliśmy, że właśnie znaleźliśmy to brakujące ogniwo. Dlatego też szykujemy naszą kampanię właśnie z nimi. Crowdinvesting to w obszarze kultury coś bardzo nowego i zupełnie innego, niż zbiórka crowdfundingowa, do których ludzie już mieli szansę się przyzwyczaić.

W kampanii crowdinwestycyjnej spółka będąca producentem emituje akcje, zaś inwestorzy kupując je, stają się udziałowcami we wszystkich przychodach spółki. Zarabiają na emisji filmu w kinach, na platformie internetowej, w telewizji czy na DVD. Ale dla nas crowdinvesting to znacznie więcej niż tylko źródło finansowania – to przede wszystkim społeczność zaangażowanych inwestorów, którzy wierzą w projekt, są jego ambasadorami, i w równym stopniu jak nam, zależy im na jego sukcesie.

To projekt bardzo społeczny. Nie tylko porusza ważne kwestie, ale też sposób w jaki go realizujecie różni się od innych filmów. Odpowiedzialny społecznie – to pięknie brzmi, ale co to właściwie znaczy?

"Król dopalaczy" jest pierwszym w Polsce filmem realizowanym w duchu społecznej odpowiedzialności biznesu, czyli z dobrowolnym uwzględnieniem interesów społecznych oraz aspektów środowiskowych. Na świecie podobne inicjatywy funkcjonują już od jakiegoś czasu, dlatego mamy wzorce, którymi możemy się inspirować.
Czytaj także: Powstaje film o królu dopalaczy. Scenariusz napisało życie
Te wzorce to chociażby brytyjskie standardy systemu zarządzania zrównoważonym rozwojem filmu BS8909:2011 pokazujące, jak firmy z branży filmowej mogą w swoich działaniach uwzględniać czynniki społeczne, środowiskowe oraz ekonomiczne. W przypadku "Króla dopalaczy" odpowiedzialność społeczna opiera się na trzech filarach.

Pierwszym z nich jest ważny społecznie temat i prawidłowy wydźwięk moralny. Produkcja przedstawia dopalacze jako zjawisko, wraz z jego otoczeniem społeczno-prawnym oraz konsekwencjami. To nie jest kolejna historia fascynacji używkami; nasz film będzie pokazywał, że dopalacze niszczą - zarówno tych, którzy je biorą, jak i tych, którzy zrobili z nich biznes.

Drugi filar to działania proekologiczne, czyli nakierowane na wartości zrównoważonego rozwoju i gospodarki w obiegu zamkniętym. W praktyce oznacza to przede wszystkim dobre planowanie, aby nie marnować zasobów i nie podejmować niekorzystnych decyzji na ostatnią chwilę. Są to również takie działania jak optymalizacja transportu, wybieranie z lokalnych towarów i usług, korzystanie z surowców z odzysku i dawanie drugiego życia elementom scenografii, rekwizytom czy kostiumom, wprowadzenie elektronicznego obiegu dokumentów i ograniczenie zużycia papieru. To także wegetariański catering na planie, niekorzystanie z plastiku jednorazowego użytku, segregacja i odpowiednia utylizacja śmieci, oraz edukacja uczestników projektu.

Trzeci filar to działania nakierowane na zmianę społeczną. Dobieramy partnerów wśród firm, którym ufamy i które wyznają bliskie nam wartości. Wspieramy kobiety oraz mniejszości społeczne, dbamy o prawa człowieka i mówimy "nie" dyskryminacji, działając zgodnie z Kodeksem Etyki i Dobrych Praktyk Branży Filmowej. Ponadto, zależy nam na tym, aby ten projekt przyczynił się do normalizacji różnorodności. We współpracy z fundacją AVALON działamy na rzecz zmiany postrzegania osób z niepełnosprawnością. Naszą konsultantką ds. odpowiedzialności społecznej jest Maria Ibisz z Deloitte Polska, która od kilkunastu lat jest ekspertką w zakresie zrównoważonego rozwoju na całą Europę Centralną.

Na swoim live zachęcaliście publiczność do udziału w projekcie. Mówiliście, że jesteście otwarci na współpracę. Wygląda na to, że chcecie naprawdę stworzyć coś z ludźmi, którzy mają zajawkę. Czy odzew był duży i czy czerpiecie z niego jakieś inspiracje?

Odkąd wyszliśmy z tym projektem, odzew przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Od użytkowników dopalaczy, którzy opowiadają nam "śmieszne" imprezowe historie, przez bliskich tych, którym te używki zniszczyły życie, po osoby głęboko zaangażowane od strony biznesowej.

Uważnie słuchamy każdej historii i wszystkie razem utwierdzają nas przekonaniu, że ten film jest potrzebny. I dają nam energię, żeby dalej działać. To jest ogromnie ważne. Podczas kilkuletnich przygotowań zrobiliśmy rzetelny research, ale i tak niektóre informacje wciąż nas zaskakują. Inne z kolei pozwalają lepiej zrozumieć mechanizmy, które umożliwiły biznesowi "dopalaczowemu" tak dynamiczny rozwój.

Jest też dużo "smaczków", którymi chcemy wzbogacić scenariusz. Bardzo wiele osób chce się zaangażować w projekt od strony produkcyjnej – oferują swój czas, umiejętności, zasoby. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wszystkie wiadomości, które dostajemy, za cały odzew. Jestem przekonana, że dzięki zaangażowaniu ludzi ten film będzie jeszcze lepszy i inny niż wszystkie do tej pory.

Film nie tylko z misją społeczną, ale też taki, który faktycznie angażuje otoczenie. Mamy faktyczną możliwość zainwestowania w produkcję, a Wy w mediach społecznościowych dzielicie się z publicznością prawie każdym krokiem, który podejmujcie. Ludzie Was obserwują. Czujecie z tego powodu większą presję społeczną?

Na pewno nie jest to standardowe podejście. Zazwyczaj w Polsce jakąkolwiek szerzej zakrojoną kampanię informacyjno-promocyjną zaczyna się dużo później, kiedy film jest już właściwie gotowy. W naszych działaniach opieramy się na wzorcach amerykańskich, gdzie kampanie w mediach zaczyna się średnio na 2-3 lata przed premierą kinową.

Już teraz, na kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć i na półtora roku przed planowana premierą, kilka tysięcy osób śledzi nasze kroki, a sumaryczny zasięg naszych dotychczasowych działań to ok. 2 mln osób. Jednak największą presję czuję ze strony swoich własnych oczekiwań, ta poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Od zaangażowanych ludzi bardziej niż presję, czuję ogromne wsparcie. I względem nich mam poczucie odpowiedzialności, żeby z jednej strony być bardzo blisko tego, co faktycznie się wydarzyło, ale z drugiej nikogo tym filmem nie skrzywdzić.

Powołujesz się na wzorce amerykańskie, gdzie oprócz walorów artystycznych filmu liczy się również wynik frekwencyjny. W kontekście kampanii crowdinvestingowej zastanawia mnie – czy na "Królu dopalaczy" będzie można faktycznie zarobić?

Projekt ma solidny fundament biznesowy. Budżet filmu został skonstruowany w oparciu o potencjał frekwencyjny i zoptymalizowany w taki sposób, że jest ok. 30 proc. niższy niż przeciętny budżet polskiego filmu. Produkcja ma też jednego z najlepszych w Polsce dystrybutorów – Next Film. Podstawę finansowania stanowi wkład koproducentów – silnych partnerów działających od lat w branży filmowej, takich jak Heliograf, Coloroffon czy Ucho Studio. Kampania crowdinvestingowa to ostatni etap, którym zamierzamy zamknąć finansowanie projektu. Uważam, że oferta, która przedstawimy inwestorom jest bardzo interesująca, a film ma spory potencjał komercyjny. Ale szczegóły będziemy mogli zdradzić dopiero na starcie kampanii.

Na koniec pytanie z przymrużeniem oka. Nie mogę go jednak nie zadać śledząc, co dzieje się w sekcji komentarzy. Czy film finansowany jest przez… samego króla dopalaczy?

(śmiech) Gdyby faktycznie tak było, to zapewne nie robilibyśmy zbiórki crowdinwestingowej. Nie, produkcja absolutnie żaden sposób nie angażuje tytułowego "króla dopalaczy". To film przede wszystkim o zjawisku, a nie laurka dla samego króla.

Chcecie stać się częścia projektu? Niedługo rusza kampania crowdinwestycyjna. Na alert inwestora można zapisać się tutaj.
W filmie "Król dopalaczy" będziemy mogli zobaczyć doborową obsadę. Na zdjęciu od lewej: Łukasz Simlat, Tomasz Włosok, Weronika Rosati.Fot. M. Straszewski / Ł. Saturczak / G. Gudejko