"Widziałem, że było źle". Przyjaciel Krawczyka wspomina muzyka i mówi, gdzie postawiłby mu pomnik
— Jego twórczość jest ponadczasowa. Robił to, co chciał w muzyce. Było go stać, aby się przemieszczał w różne przestrzenie. I to było piękne. Trzeba być wybitnym muzykiem, aby takie rzeczy robić — mówi o Krzysztofie Krawczyku Marian Lichtman, muzyk i przyjaciel zmarłego artysty.
Jak wspomina pan wspólną przygodę w zespole Trubadurzy?
Byliśmy jak bracia. Trubadurzy to była rodzina, byliśmy z jednego podwórka. To był nie tylko zespół, ale grupa przyjaciół. Zespół, który urodził się na pięknych zasadach.
Pamięta pan pierwsze spotkanie z Krzysztofem Krawczykiem?
Poznałem go w Łodzi, podczas koncertu “Spotkania z piosenką”. Przyszedł do mnie taki szczupły facet, zapytałem, co będzie robił. “Będę śpiewał”- opowiedział. “A co będziesz śpiewał? Rock and rolla?”. Odpowiedział: “Nie, panie Marianie, będę śpiewał piosenkę aktorską”. Bardzo mnie wtedy rozśmieszył, bo wziął ręcznik, owinął go wokół głowy, przyłożył rękę do policzka i śpiewał “Ząb, boli mnie ząb”. Tak mnie rozbawił, od tej pory go pokochałem.
Trubadurzy spędzili wiele czasu w trasach koncertowych po Polsce i świecie. Jaki wyjazd Pan najlepiej wspomina?
Najciekawsze wyjazdy były do Związku Radzieckiego. Kiedyś w Doniecku strasznie pokłóciliśmy się z Krzysztofem. Po koncercie piliśmy piwo, wódeczkę i w pewnym momencie obrażony wyszedł z pokoju, już nawet nie wiem, o co poszło. Wychodząc powiedział, że nie chce mieć nic więcej wspólnego ze mną, z zespołem. Wyszedł i zaginął.
Szukałem go po całym Doniecku. Zapadł się pod ziemię. Aż w końcu patrzę jest - śpi w klombie w centrum miasta. Też byłem troszeczkę na rauszu, więc położyłem się obok niego i w dwójkę spaliśmy w tym klombie. A byliśmy na tyle popularni, że przechodnie mówili: “o, Trubadurzy tam śpią”. Potem tak zaczęliśmy się śmiać z tego, że zapomnieliśmy o naszej kłótni. Ten klomb to legendarne miejsce, powinni tam jego pomnik postawić!
Jakim artystą był Krzysztof Krawczyk?
Krzysztof poruszał się w każdej przestrzeni muzycznej. Może być przykładem dla obecnych artystów. Jego twórczość jest ponadczasowa. Robił to, co chciał w muzyce. Było go stać, aby się przemieszczał w różne przestrzenie. I to było piękne. Trzeba być wybitnym muzykiem, aby takie rzeczy robić. Był bardzo zdolnym człowiekiem, wielka osobowość.
Co wyjątkowego było w Krzysztofie Krawczyku, że podbił serca ludzi w każdym wieku?
Każdy kraj ma swojego Elvisa Presleya. Polska ma Krawczyka. Krzysio potrafił wszystko zaśpiewać. Był bardzo lubiany, jak wychodził na scenę to publiczność szalała. Szczególnie lubiła go młodzież. Potrafił zbudować niezwykłą więź z publicznością. A był przy tym taki naturalny, taki jaki był na co dzień. Nie gwiazdorzył. W ogóle nie lubił słowa “gwiazda”, śmiał się z tego określenia.
Co dla niego było najważniejsze w życiu?
Muzyka i rodzina. Powtarzał, że na pieniądzach mu nie zależało.
Krzysztof Krawczyk w ostatnich latach był gwiazdą wielu juwenaliów, na jego koncerty przychodziły rzesze studentów. Rozmawialiście panowie kiedyś o tym? Czy Krzysztof Krawczyk lubił występować przed studentami?
Kiedyś odebrałem telefon od jego żony Ewy: “Marian przyszło 20 tys. ludzi na juwenalia! To nieprawdopodobne. Gramy na wszystkich juwenaliach w Polsce!” To była czysta, naturalna miłość, ci ludzie byli wpatrzeni w niego. Znakomity wokal, znakomity człowiek. Miał w sobie tyle pozytywnej energii. Odnajdywał się w każdym stylu, śpiewał z młodzieżą. Udowodnił, że można wszystko, dzięki swojej pracowitości, no i oczywiście talentowi.
Na Twitterze pojawił się wpis prezydenta Andrzeja Dudy, w którym napisał:
“Odszedł Krzysztof Krawczyk. Młodzi może lekceważą taką muzykę albo nawet nie znają” Wpis zszokował wiele młodych osób, w sieci pojawiły się filmiki z koncertów, na których rzesza młodych śpiewa piosenki Krzysztofa Krawczyka.
Nie wiem, dlaczego prezydent tak napisał. Oczywiście, że młodzi znają Krzysztofa Krawczyka. Każdy go zna.
Czytaj także: Znają "piosenki Krawczyka lepiej niż Duda konstytucję". Dzięki młodym artysta przeżył odrodzenie
Krzysztof Krawczyk śpiewa, że przemierzył cały świat od Las Vegas po Krym. Gdzie było mu najlepiej, w jaki miejscu?
Oczywiście w Polsce. Jak zaczęliśmy być wolnym krajem, to nie mógł wytrzymać na emigracji i wrócił. Chciał mieszkać tylko w Polsce.
Czego świat nie wiedział o Krzysztofie Krawczyku? Jaki był prywatnie?
Krzysiek był człowiekiem otwartym, nie miał nic do ukrycia. Śpiew, rodzina, zabawa, dopóki kondycja była! On się nigdy nie zmieniał. Kochał życie! Szkoda, że takie krótkie, ale zostawił nam duży majątek, ponad 100 płyt, będziemy mieli co słuchać. A ja nie będę miał do kogo zadzwonić.
Czy udało się panom porozmawiać przed jego odejściem?
Rozmawialiśmy dwa miesiące wcześniej.
Czy jest coś, czego nie zdążył pan powiedzieć panu Krzysztofowi?
Zawsze mieliśmy sobie wiele do powiedzenia i to jest straszne, że odkładaliśmy to nasze spotkanie na później. W naszym wieku nie można tak odkładać. Nie chcieliśmy się spotykać, z powodu pandemii, a teraz Krzysia nie ma.
Wiadomość o śmierci Krzysztofa Krawczyka była szokiem dla nas wszystkich. Jak pan się dowiedział o śmierci przyjaciela?
Widziałem, że było źle, ale nie dopytywałem o jego kondycję. O śmierci dowiedziałam się od przyjaciół, Ryszarda Poznakowskiego i Sławka Kowalewskiego.
Czy wraz ze śmiercią Krzysztofa Krawczyka kończy się pewna epoka?
Ależ oczywiście. Kończy się epoka w polskiej muzyce. Nie ma drugiego Krzysztofa Krawczyka. Możemy tylko śpiewać jego piosenki. Piękny życiorys. Za krótki, ale piękny.