"Bo wilka dostaniesz". Tych 10 tekstów rodziców nie znosiliśmy, a teraz... sami je powtarzamy

Ola Gersz
Teksty naszych rodziców prześladowały nas przez całe dzieciństwo. Post blogera PigOut o tym, jak bezwiednie je powtarzamy, zrobił na Facebooku furorę, a internauci wymieniali się rodzicielskimi zwrotami, które – jak z przerażeniem odkryli – wychodzą również z ich ust. Takich słynnych rodzicielskich sentencji, które słyszeliśmy w dzieciństwie, a które teraz słyszą również nasze dzieci, jest dużo i... jeszcze więcej. Oto 10 absolutnych klasyków.
Ani się obejrzeliśmy, a sami jesteśmy dorośli i powtarzamy po swoich rodzicach nasze znienawidzone w dzieciństwie teksty Fot. Kadr z filmu "Kevin sam w domu"
1. "Przyjdzie pani i cię zabierze". Jak wyżej. Ewentualnie pan, dziad albo Baba Jaga. Takich tekstów nasłuchaliśmy się od rodziców oraz dziadków i – co udowodnił PigOut – teraz sami je powtarzamy, gdy nasze dzieci nie chcą wziąć nas za rękę i posłusznie wracać z placu zabaw do domu. Na szczęście millenialsi stosują bezpieczną wersję tego klasyka bez rasowych przytyków, bo i takie pamiętamy.

2. "Nie jestem twoją koleżanką". Teksty naszych rodziców byłyby niepełnego bez tego, który wyjątkowo upodobały sobie nasze mamy. Stosowany, gdy za bardzo "spoufaliliśmy" się z naszą rodzicielką, na przykład gdy wymknęło nam się przy niej, o zgrozo, brzydkie słowo. Jeśli powiesz tak do córki, naprawdę kierujemy wyrazy współczucia.


3. "Nie siadaj na zimnym, bo wilka dostaniesz". Król rodzicielskich tekstów, który tylko czeka, aż sami będziemy mieć dzieci i kierować go pod adresem niczego nierozumiejących pociech. Bo powiedzmy sobie szczerze: czy ktokolwiek tego mitycznego wilka kiedyś dostał?

4. "(Kiedy będzie obiad?) Jak się ziemniaki ugotują". Albo ryż, makaron czy inne obiadowe cuda. Najgorsza sytuacja w codziennym życiu z rodzicami? Przychodzisz do stołu, a ziemniaki nadal się gotują. Najgorsze, że też gotujemy te ziemniaki przez całą wieczność.

5. "Traktujesz ten dom jak hotel". Tekst z lubością używany, gdy bałaganiliśmy, całe dnie spędzaliśmy na podwórku albo chodziliśmy po szkole do kolegów i wracaliśmy wieczorem, żeby oznajmić, że na jutro potrzebujemy do szkoły kilogram kasztanów, kolorowy papier i wyhodowaną samodzielnie pleśń. Z powodzeniem używany również do... partnera albo partnerki, którzy nie są skorzy do podziału domowych obowiązków.

6. "A jak kolega skoczy z okna, to ty też skoczysz?". Jeśli usłyszysz siebie, gdy mówisz to do swojego dziecka, ewentualnie młodszego rodzeństwa czy kolegów, mrugnij dwa razy. Przyślemy pomoc.

7. "Jeszcze tylko dziada z babą brakuje". Łagodniejsza wersja kultowego "Jeszcze tylko nasr*ć na środku", które podirytowany rodzin kierował do nas, gdy wchodził do naszego zabałaganionego pokoju. Skąd taka rodzicielska inwencja z fekaliami/dziadem z babą w centrum? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że upodobaliśmy sobie te słowa, gdy bałagan (albo artystyczny nieład) zaczyna wymykać się spod kontroli.

8. "Ty nie jesteś wszyscy". "Tato, ale wszyscy mają Game Boya", "Ty nie jesteś wszyscy" – ten dialog (z wymiennym obiektem dziecięcego pożądania) znamy na pamięć. Mówisz to samo do dziecka? Gratulacje, jesteś dorosły.

9. "Zostaw tę łyżkę, bo oko sobie wydłubiesz". Mamy nadzieję, że nikt naprawdę nie wydłubał sobie oka, ale ten tekst jest nieśmiertelny i będzie trwał przez pokolenia. Instynkt pozostał. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy tego nie powiedział do kogokolwiek, kto pił herbatę z łyżeczką w kubku.

10. "Zaraz to taka bakteria" / "Nie zaraz, tylko już". Każde dziecko wie, że lepiej nie mówić do rodzica "zaraz", gdy o coś prosi (albo ewentualnie czegoś żąda). A jeśli nie wie, to szybko się tego dowie, bo te dwa wymienne teksty są ulubieńcami każdego pokolenia. Wiedzą o tym również niekiedy nasi współlokatorzy, w tym nasze zwierzęta, gdy uparcie nie chcą wejść do pokoju i stoją w otwartych drzwiach przez pół godziny.

11. "Liczę do trzech". Po wszelkich zarazach (patrz punkt wyżej) zawsze przychodził czas na "Liczę do trzech". Nie chcieliśmy dowiedzieć się, co następowało po trzech – biegliśmy w te pędy. Słynne "liczę do trzech" wychodzi także z naszych ust, nawet jeśli nie mamy dzieci – do naszych zwierząt albo... partnerów.