Domy we Włoszech za 1 euro to nie oszustwo. Polka z Sycylii wyjaśnia, jak wygląda ich zakup

Aneta Olender
Paulina Wojciechowska mieszka na Sycylii, jest agentką nieruchomości. Ostatnio zgłasza się do niej coraz więcej Polek i Polaków zainteresowanych kupnem domu we Włoszech. Tym bardziej, że w ofercie są także domy za 1 euro. Nasza rozmówczyni podpowiada, czy rzeczywiście opłaca się inwestować w takie nieruchomości i jakie koszty z tym związane tak naprawdę trzeba ponieść.
Paulina Wojciechowska jest agentką nieruchomości we Włoszech. Od roku zgłasza się do niej coraz więcej klientów z Polski. Fot. Lillo Lo Cascio
Dom za jeden euro to nie mit?

To nie jest mit, ten dom tyle kosztuje. Mówimy o programie "Dom za 1 euro", ważne jest więc zrozumienie tego, dlaczego ta akcja się pojawiła, dlaczego została wymyślona. Nie chodzi o rozdawanie za darmo lub za półdarmo domów, chodzi o to, żeby przyciągnąć do miasteczek nowych mieszkańców, którzy pomogą je odremontować.

Te miasteczka się wyludniają, nie ma w nich pracy, a społeczeństwo się starzeje. Włosi się przemieszczają, a jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu nagminnie kupowali, jako inwestycję, drugi, trzeci dom.


Poza tym, jeśli ktoś miał dom rodzinny w takiej małej miejscowości, to zazwyczaj przeprowadzał się bliżej morza lub do większego miasta, jednocześnie nie pozbywając się tej rodzinnej nieruchomości. Dom stał, bo czasami rodzina przyjeżdżała na wakacje, bo nadal mieszkała w nim babcia. Gdy zmarła nie było już komu się nim zajmować.

Jak działa program "Dom za 1 euro"?

Jest strona internetowa casea1euro.it, na której można znaleźć mapę włoskich gmin, które przystąpiły do tego programu. Każda gmina ma swój własny regulamin, więc w każdej kwestia kupna domu trochę inaczej wygląda.

Ja wybrałam się do gminy Itala położonej w sąsiedztwie miejscowości, w której mieszkam. Ta gmina nie przejmuje nieruchomości od właścicieli. Pośredniczy w sprzedaży, chociaż podkreśla, że nie jest pośrednikiem, ani też agencją nieruchomości

Ułatwia właścicielom znalezienie chętnego na dom i sprzedanie go. Są też takie miejsca, w których gmina najpierw przejmuje domy na własność, a później je oddaje lub odsprzedaje.

Właściciele domów zgłaszają się do projektu, bo chcą pozbyć się problemu, za który tylko płacą podatki. Bywa też i tak, że gminy same szukają właścicieli, jeśli jest jakiś zaniedbany, walący się dom, który znajduje się w centrum miasteczka i nikt nim się nie interesuje.

Gdzie są te domy? Zazwyczaj gdzieś na uboczu?

Niekoniecznie trudno jest do nich dojechać i niekoniecznie są oddalone od miejsc, w których żyje więcej ludzi. Gmina Itala leży 3 km od morza, a dojazd do niej jest bardzo dobry, więc nie jest to wioska zagubiona w górach. Trzeba jednak powiedzieć, że są to miejsca, które są mniej atrakcyjne turystycznie lub komercyjnie. Włoch się nimi nie zainteresuje.

A jeśli chętnych na kupno takiego domu będzie więcej?

Zależnie od regulaminu konkretnej gminy – niektóre przeprowadzają licytację i dom kupuje ten kto da więcej, czyli od 1 euro cena może wzrosnąć do kilkuset, a bywały przypadki, że i kilku tysięcy euro.

W niektórych gminach wybór w takim wypadku pozostawia się sprzedającemu: może on preferować jakąś kategorie np. rodziny z małymi dziećmi, młodych przedsiębiorców z ciekawym projektem do zrealizowania w danej nieruchomości.

Jakie to są domy?

Zazwyczaj są to domy do kompletnego remontu. W przypadku tych, które obejrzałam do tej pory, pojawiała się jeszcze jedna trudność, wynikająca z tego, że nieruchomości te położone były przy wąskiej uliczce i prowadziły do nich schodki. Oznacza to, że odnawianie takiego domu trzeba przeprowadzić "ręcznie". Tam ciężarówka nie dojedzie, żeby np. zebrać gruz, czyli koszty zdecydowanie rosną, bo rosną koszty robocizny.
Zostańmy przy kosztach. Czy są jeszcze jakieś poza tym symbolicznym 1 euro?

To, z czym na pewno trzeba się liczyć w każdej gminie, to koszty notarialne, ale to jest normalne nawet jeśli kupuje się dom poza jakimś projektem, tradycyjnie. Jednak w przypadku tego programu dochodzą inne koszty, które też są specyficzne dla każdej gminy.

Tam, gdzie ja byłam, kupuje się dom bezpośrednio od właścicieli. Gmina nie zajmowała się dokumentacją. Sprawdzała, czy czegoś brakuje, ale nic z tym nie robiła. Jako że są to stare budynki, może brakować np. planu domu, który powinien być złożony w odpowiednim urzędzie.

Zgodnie z prawem włoskim, aby podpisać akt notarialny, taki plan musi być. Nie dość, że musi istnieć, to musi dokładnie odpowiadać stanowi faktycznemu. Jeśli takiego planu nie ma, to trzeba zatrudnić architekta, który nam wszystko wymierzy, wyrysuje, złoży w urzędzie i zarejestruje.

Gdy normalnie kupuje się dom, to sprzedający musi zadbać o całą dokumentację. Tu jest inaczej. Poza tym wszelkie koszty z tym związane musi ponieść kupujący.

Innym problemem są akty własności. Domy często pochodzą z sukcesji. Był to dom prababci, który później odziedziczyła babcia itd. Teraz ja mam tę ruinę i nie jest mi ona do niczego potrzebna. Często okazuje się, że postępowania spadkowe nie zostały przeprowadzone, ale nawet nie te ostatnie, tylko np. dotyczące kilku pokoleń.

Ktoś przychodzi, zgłasza się do programu i mówi, że ma dom po pradziadku, ale go nie chce. A przecież w świetle prawa, dopóki nie przeprowadzę postępowania spadkowego ten dom nie jest mój, nie powinnam nim dysponować. I co teraz robi gmina Itala? Gmina postępowanie spadkowe także scedowuje na kupującego, to on ponosi koszty. To budzi moje wątpliwości. Jednak nie we wszystkich miejscach tak jest.

Jest też określony czas, w którym musimy wyremontować dom?

Podpisujemy umowę i zobowiązujemy się wyremontować dom. Zwykle trzeba to zrobić w ciągu trzech lat. Niektóre gminy wymagają od kupującego wpłacenia kaucji, która ma zabezpieczyć warunki umowy i jest to np. 5 tys. euro.
Fot. Lillo Lo Cascio
Czy po przeliczeniu kosztów nadal opłaca się kupno takiego domu?

To się może opłacać, jeśli interesuje nas ta konkretna miejscowość lub ten konkretny dom. Tak naprawdę w takiej miejscowości koszt zakupu domu znajdującego się przy małej uliczce, gdybyśmy chcieli go normalnie kupić za cenę rynkową bez żadnego programu, nie jest wysoki.

Można było kupić takie domy za 10 czy 15 tys. euro, bo nikt ich nie chciał. W przypadku "Domu za 1 euro" dochodzimy do podobnych kosztów, ale od innej strony. Jeśli regulamin to zakłada, robimy przysługę sprzedającemu, który nie musi zajmować się dokumentacją i wszelkimi komplikacjami.

Bardziej opłacać może się poszukanie zwykłej oferty, domu, za który trzeba zapłacić trochę więcej, ale nie trzeba wypełniać wszystkich warunków regulaminu programu "Domu za 1 euro"?

Zdecydowanie tak. Są miasteczka, które do projektu nie przystąpiły, a są w nich domy wystawione na sprzedaż. Jeden z moich klientów kupił na początku tego roku dom w miejscowości oddalonej od morza jakieś 40 km.

Dom był wystawiony na sprzedaż za około 25 tys. euro, ale dzięki targowaniu się cena spadła do 16 tys. euro. Dom był do remontu, ale nie była to ruina. Była w nim działająca kuchnia i łazienka, więc jeśli ktoś by się tym zadowolił, mógłby nawet od razu tam zamieszkać.

A jeśli ktoś ma np. 50 tys. euro?

To już ma wybór. Może znaleźć coś bliżej morza. Sycylia nie jest wielka, ale są tu miejsca dużo droższe i dużo tańsze. Zawsze im bliżej morza, tym drożej. W niektórych miejscowościach za 50 tys. euro można kupić malutkie mieszkanie w bloku 500m od morza, w innych można już kupić domek w mieście czy dom na wsi z kawałkiem działki.

Nie jest tak, jak ktoś mógłby sobie wyobrażać, rzucam wszystko i jadę, ale w tym przypadku nie w Bieszczady, tylko na Sycylię, bo na pewno zmienię życie lepsze?

Nagrałam film, w którym mówię o minusach życia na Sycylii. Przeprowadzenie się tutaj tak na hurra z myślą, że zaraz znajdę sobie jakąś pracę, może być problematyczne. Znalezienie pracy było trudne już kilkanaście lat temu, kiedy ja przeniosłam się do Włoch, a teraz jest jeszcze trudniejsze.

Skończyłam biotechnologie w Poznaniu. Po studiach przyjechałam tutaj z przetłumaczonymi dokumentami i myślałam, że gdzieś się zaczepię. Co prawda wiedziałam, że nie ma wielkiego przemysłu, ale są uniwersytety. Taka opcja może i była, ale dopiero po wielu latach bezpłatnych staży itd., dlatego musiałam się przekwalifikować.

Trzeba albo mieć pomysł na siebie, albo brać, co jest, albo pracować zdalnie. Trudno jest znaleźć legalne zatrudnienie na umowę o pracę, gdzie płacą takie pieniądze, które pozwolą się z tego utrzymać.

W tych małych miejscowościach, w których są domy za 1 euro, też pewnie nie ma co liczyć na wiele ofert?

Są to zazwyczaj małe miejscowości, w których wszyscy się znają, gdzie większość populacji to starsi ludzie. Zapotrzebowanie może być ewentualnie na opiekę nad kimś chorym lub właśnie starszym, na sprzątanie, zajmowanie się czyimś domem. Choć do takiej pracy często zatrudnia się na czarno.

W takim miejscu są podstawowe sklepiki, jakiś warzywniak, jakiś spożywczy, poczta. Można otworzyć pensjonat i dobrze go zareklamować za granicą i tym samym trafić do tych, którzy chcą spędzić trochę czasu w małym sycylijskim miasteczku, które nie jest turystyczne. Jednak zakładanie działalności i liczenie na to, że miejscowi dadzą nam zarobić, może się dobrze nie skończyć.
Bo dla turystów to są urokliwe miejscowości?

Zakładając, że pandemia pozwoli podróżować i wszystko trochę ruszy, to tak. Jest wielu turystów, którzy nie chcą jeździć do kurortów, szukają miejsc autentycznych.

Zgłasza się do pani dużo osób z Polski czy są to głównie Włosi?

Ten zawód wykonuję od wielu lat i do tej pory właściwie byli to sami Włosi. Raz na jakiś czas zdarzał się jakiś Polak, bo ktoś mu mnie polecił. W zeszłym roku, kiedy zaczęła się pandemia, zaczęłam dostawać mnóstwo zapytań, ludzie zaczęli się interesować nieruchomościami we Włoszech.

W pełnym lockdownie pomogłam kupić dom na Sycylii pewnej kobiecie – zrobiliśmy wszystko zdalnie i pojechaliśmy tylko na podpisanie aktu – i właściwie od niej się zaczęło.

Zainteresowanie jest. Po tym, jak wpadłam na pomysł założenia kanału na YouTube, prowadzenia profilu na Facebooku, posypały się wiadomości, maile. Ile będzie z tego czegoś konkretnego, trudno powiedzieć. Na razie mam kilkoro klientów z Polski, którzy kupują nieruchomości jeszcze w tym roku. Zobaczymy, co będzie dalej.

Jak żyje się na Sycylii?

Wszystko zależy od tego, jaki tryb życia się prowadzi. Tu są i duże miasta i małe miasteczka. Można żyć w centrum Palermo, gdzie dzieje się więcej, gdzie jest bardziej europejsko niż np. w Santa Teresa di Riva, gdzie mieszkam ja.

Ale już samo słońce przemawia do wielu...

Tak. Słońce wiele rekompensuje, bo czegokolwiek tutaj nie robimy, to robimy to w pięknych okolicznościach przyrody.

Są jednak różnice kulturowe, które widoczne są szczególnie w poważniejszych sytuacjach, takich jak np. kupno domu, i bywają uciążliwe. Inaczej jest kiedy przyjeżdżamy na wakacje, wtedy ten Sycylijczyk, który jest inny niż my, jest uroczy, zabawny i tyle.

Nigdy bym nie powiedziała, przyjeżdżajcie wszyscy, bo każdy będzie zadowolony. Znam ludzi, którzy byli tutaj, a później z ulgą wrócili do Polski. Chociaż ja nie mam ochoty wracać.

Czytaj także: "Syn ciągle pyta, kiedy jedziemy do Afryki". Katarzyna Werner o swojej przeprowadzce z rodziną na Zanzibar