Real Madryt nie był sobą w półfinałach LM. I zapłacił srogą cenę za morderczy sezon

Krzysztof Gaweł
Real Madryt w półfinale Ligi Mistrzów przegrał 0:2 (0:1) z Chelsea Londyn i nie zagra o swój czternasty tytuł w rozgrywkach. Królewscy w środę nie byli sobą, nie zagrali tak, jak potrafią. Problemy, z którymi zmagał się klub przez cały sezon, skumulowały się w kluczowym meczu rozgrywek. I właśnie za nie zapłacili cenę piłkarze Zinedine'a Zidane'a.
Real Madryt w starciu z Chelsea Londyn był po prostu bezradny Fot. UEFA
Real Madryt cierpiał w pierwszym meczu z Chelsea Londyn w półfinale LM, ale zdołał w Valdebebas sięgnąć po remis 1:1. Gdy wydawało się, że Los Blancos rzucą na kolana rywali na ich terenie, nie zadziałało nic. Albo prawie nic, bo w środę bohaterem drużyny był bramkarz Thibaut Courtois. Bez Belga Anglicy mogli rozbić Królewskich 4:0 albo i 5:0.
Czytaj także: Bezradny Real Madryt nie zagra w finale Ligi Mistrzów. Angielski koszmar stał się faktem

Jak wyliczyli dziennikarze, drużyna Zinedine'a Zidane'a zmagała się w tym sezonie już z 58. różnymi kontuzjami. Najlepszym dowodem na to, jaki urazy miały wpływ na zespół, niech będzie Sergio Ramos. Przez cały sezon kapitan grał znakomicie, bronił, trafiał, zagrzewał drużynę do walki. W Londynie wrócił po urazie, był chaotyczny, źle się ustawiał, nie przypominał sam siebie.


Tak samo jak Real Madryt, który chaotycznie atakował, tracił kolejne piłki i raz po raz był kontrowany przez pracowitych i pełnych energii - na tle Królewskich było to bardzo widoczne - piłkarzy Chelsea Londyn. Co ciekawe, Real Madryt przegrał po raz pierwszy od stycznia 2021 roku, gdy w LaLiga uległ 1:2 Levante UD. W półfinale LM poniósł pierwszą porażkę od 2015 roku i pamiętnego meczu z Juventusem Turyn (1:2).

Marzeniem Królewskich był powrót do finału po 1100 dniach nieobecności, ale licznik będzie pracował dalej i pokaże przynajmniej dodatkowych 365 dni. Cóż, bohaterowie są po prostu zmęczeni. Wielu wytykało wiek piłkarzom Realu, ale to nie tutaj trzeba upatrywać przyczyn porażki. Te są zupełnie prozaiczne i wiążą się z pandemią COVID-19.

Liczne kontuzje, nagromadzenie gier w tegorocznym terminarzu, brak transferów i słabe zaplecze - wystarczy zerknąć na ławkę rezerwowych - to prawdziwe przyczyny porażki. Piłkarze Los Blancos byli po prostu potwornie zmęczeni i widać to było gołym okiem na tle naładowanych energią Anglików. Swoją drogą Thomas Tuchel wybrał dla Królewskich okrutną taktykę, jego ludzie zabiegali madrytczyków w sposób popisowy.

– Jestem dumny z moich zawodników. Z tego, że udało im się dotrzeć aż tutaj. Byliśmy o jeden krok od finału Ligi Mistrzów, ale Chelsea rozegrała naprawdę wielki mecz. I zasłużyła na ten awans, dlatego chcemy jej pogratulować i życzyć powodzenia w finale – mówił po meczu "Zizou". Zawiedziony, ale świadomy braków, jakie ma jego zespół w tym roku.

Cóż, sport bywa okrutny i czasem nie wynagradza mimo wielu przeciwności i ciężkiej pracy wykonanej na murawie. Tymczasem Królewscy jeszcze nie kończą sezonu, mają jeszcze szansę na mistrzostwo Hiszpanii, o które toczy się zażarty bój. To może być jedyne trofeum Realu Madryt w ciężkim sezonie 2020/2021.