"Rozdwojenie lewicowej jaźni". Profesor Majcherek rozkłada polską lewicę na czynniki pierwsze

Janusz A. Majcherek
Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.
Lewica socjalna podeptała lewicę obyczajową w drodze do współdzielenia z PiSem unijnych pieniędzy. Środowiska LGBT, feministki i zwolennicy sekularyzacji mogą co najwyżej zagryzać z wściekłości zęby lub urągać bezradnie niedawnym sprzymierzeńcom. A PiS już rozdaje nieistniejące jeszcze pieniądze pod swoim szyldem partyjnym.
Profesor Janusz Majcherek z gościnnymi felietonami w naTemat.pl. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Lewica zawsze wyróżniała się postulatami emancypacyjnymi, obejmującymi zarówno wyzwolenie społeczne, klasowe, jak i obyczajowe. Gdy powstawała jako zorganizowana siła polityczna, czyli w epoce ekspansywnego kapitalizmu fabrycznego i triumfującej obyczajowości wiktoriańskiej, miały one realne uzasadnienie. Z czasem okazały się niekompatybilne.

Lud pracujący miast i wsi życzliwie przyjmował propozycje 8-godzinnego dnia pracy i urlopów wypoczynkowych, ale niekoniecznie równych praw kobiet, a tym bardziej homoseksualistów („zboczeńców”) czy ateistów („bezbożników”). Klasa ludowa, jak dzisiaj się ją nazywa, pozostawała na ogół religijna, konserwatywna, patriarchalna, mizoginiczna.


Wyobrażenie silnych społecznych wpływów lewicy opierało się na tym samym co dzisiaj złudzeniu, wynikającym z jej nadreprezentacji w kręgach opiniotwórczych – intelektualnych, artystycznych, dziennikarskich. Największa polska partia tradycyjnej lewicy demokratycznej, czyli Polska Partia Socjalistyczna, w pierwszych po odzyskaniu niepodległości wyborach sejmowych otrzymała 12,5 proc. głosów i na tym się skończyło. Lud wybrał endecję i przy niej pozostał, co widać do dziś.

Jedno z badań poparcia dla partii politycznych sprzed kilku lat, gdy jeszcze Razem występowała osobno, w grupie robotników dawało jej poparcie... 0 proc.. Po prostu żaden robotnik na nią nie wskazał jako swoją potencjalną reprezentację. Całkiem niedawno, gdy lewica występuje już jako zjednoczona, wśród osób z wykształceniem podstawowym uzyskała... 0 proc..

Odkąd lewica zaczęła głośniej upominać się o gejów, lesbijki, prawa kobiet i mniejszości oraz świeckie państwo, jej elektorat ograniczył się do wielkomiejskich wykształciuchów. A to oznaczało marginalizację.

W tych swoich emancypacyjnych programach zresztą się pogubiła, bo przeciwstawiając się religianctwu i klerykalnemu obskurantyzmowi, opowiadała się za szacunkiem dla muzułmańskich imigrantów, okazujących obskurantyzm znacznie silniejszy, a prawa kobiet mających w jeszcze większym lekceważeniu. Ale to były już wewnętrzne spory czy konfuzje lewicowej bańki, które ludu nie obchodziły nic a nic, podobnie jak feministyczne kłótnie o trans-kobiety i cis-kobiety.

Lud polubił PiS, szermujące hasłami narodowo-klerykalnymi, a jednocześnie rozdające rozliczne prezenty socjalne. A ponieważ to drugie było zgodne z zamiarami lewicy, więc pojawiły się propozycje jej współdziałania z PiS. Głośno ją sformułował Rafał Woś, za co został wyrzucony z „Polityki”, do której wówczas pisywał. Jego pomysł właśnie się urzeczywistnia.

Lewica socjalna uznała, że skoro wielbiony przez nią lud poszedł do PiS, to trzeba podążyć za nim. A po drodze podeptać lewicę obyczajową, spod znaku błyskawicy, LGBT, świeckiej szkoły i neutralności światopoglądowej państwa. Owszem, to często ci sami ludzie, ale ten rodzaj wewnętrznych zmagań z samym sobą i pokonywania jednej części własnej jaźni przez inną jest znany psychologii i językowi potocznemu, który operuje właśnie zwrotem o „rozdwojeniu jaźni”. Najbardziej znany literacki opis tej przypadłości to „dr Jekyll i Mr Hyde”.

Przywódczynie Strajku Kobiet zawyły, feministki zwiesiły nos na kwintę, a środowiska LGBT wpadły w dezorientację, bo alians z PiS firmował Robert Biedroń. A kilka dni później reprezentacja Lewicy, złożona z samych kobiet, wystąpiła z programem socjalnym, nie zająknąwszy się o prawach mniejszości, kobiet, osób nieheteronormatywnych, niereligijnych… Razem zatriumfowało nad Wiosną.

Lewica socjalna zapewnia, że obyczajowej nie podeptała i nie zdradziła, ale bilans jest nieubłagany: nacjonalistyczno-klerykalna prawica uległa wzmocnieniu i otrzymała możliwość dysponowania ogromnymi kwotami na wspieranie swojego elektoratu. Na stałych i obwoźnych banerach nie ma ani emblematów Unii Europejskiej – faktycznego fundatora, ani lewicy – współratyfikatora.

Faktyczne i propagandowe transfery pieniężne do wyborców PiS wzmocnią obóz rządzący w sposób, który wykluczy zarówno pokonanie jej przez lewicę obyczajową, w dowolnej konfiguracji, jak i ustępstwa na jej rzecz. Legalizacja aborcji, związków partnerskich i tabletki „dzień po” odwlecze się w niewiadomą przyszłość, ale lud będzie bardziej syty. A w straży granicznej niedługo zaczną się sposobić do kontroli Polek w wieku rozrodczym powracających zza południowej i zachodniej granicy. Ordo Iuris już planuje jak to zrobić.

Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.