Spotkanie Dudy i Bidena na korytarzu rozpaliło emocje Polaków. Wyjaśniamy, co tak naprawdę zaszło

Katarzyna Zuchowicz
Nie było poprzedzone konsultacjami ani wcześniej zaplanowane, odbyło się w kuluarach, na korytarzu i w ocenie komentujących Polaków było kompromitacją dla polskiej dyplomacji, choć strona rządowa oczywiście przedstawia je inaczej. Spotkanie prezydentów Andrzeja Dudy i Joe Bidena trwało tylko kilka minut, ale emocje aż buzują. Oto, co najbardziej poruszyło w nim Polaków.
Do spotkania prezydentów Polski i USA doszło podczas szczytu NATO w Brukseli. Fot. Screen/Twitter/Kancelaria Prezydenta
Przypomnijmy, że przede wszystkim spotkania Andrzeja Dudy z Joe Bidenem miało nie być przed szczytem USA-Rosja, które odbędzie się 16 czerwca. Osobiście poinformował o tym szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, który w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że Amerykanie nie znaleźli dla nas czasu. "Nie jest więc także planowane spotkanie prezydenta Dudy z prezydentem Bidenem" – dowiedziała się cała Polska.


I nagle ze szczytu NATO w Brukseli internet obiegły zdjęcia prezydenta Dudy z Bidenem, a prezydencki minister Krzysztof Szczerski ogłosił, że do rozmowy doszło, że odbyła się ona na zaproszenie strony amerykańskiej i dotyczyła współpracy polsko-amerykańskiej w zakresie szeroko rozumianego bezpieczeństwa militarnego i ekonomicznego naszego regionu.
Zobaczyliśmy prezydentów na korytarzu, przy oknie, w miejscu, w którym internauci szybko doszukali się identycznej scenerii, jak podczas podobnego spotkania z Donaldem Trumpem kilka lat temu. Były też nagrania, jak prezydent Duda podąża za Bidenem, co również zwróciło uwagę. Wiele elementów wokół tego spotkania szybko poddano gruntownej analizie.

Zdjęcia zaczęły żyć swoim życiem, zwolennicy opozycji grzmią o wstydzie i kompromitacji polskiej dyplomacji. Politycy i publicyści zabrali głos, nie zabrakło kpin. Z kolei strona prorządowa dowodzi, jak spotkanie Duda-Biden było ważne i krzyczy o kompromitacji tych, którzy przewidywali katastrofę w relacjach Polska-USA. Bo przecież odbyło się na zaproszenie strony amerykańskiej. A Biały Dom potwierdził, że do spotkania doszło. Tylko co z niego wynika? I co warto o nim wiedzieć?

Biden i przywódcy państw bałtyckich


Można się cieszyć, że do spotkania prezydentów Polski i USA w ogóle doszło. Ale porażającą różnicę widać zwłaszcza w zestawieniu ze zdjęciami z przywódcami państw bałtyckich, którzy całą trójką – prezydenci Litwy, Łotwy oraz premier Estonii – spotkali się z Joe Bidenem w zupełnie innej scenerii. W oddzielnym pomieszczeniu, na siedząco, nie w kuluarach. I bez Polski, która kiedyś – w takich sytuacjach – grała w naszym regionie główne skrzypce. – Patrząc na te zdjęcia czułem totalną porażkę. To jest symbol totalnej porażki polskiej dyplomacji, która jest na wszystkich frontach. Ambicją Polski od 1989 roku było, aby być postrzeganym przez państwa regionu jako lider, który niesie na sobie ciężar odpowiedzialności za region wobec głównych sojuszników. Spotkanie liderów państw bałtyckich z prezydentem Bidenem pokazało, że Polska już takim liderem nie jest – reaguje w rozmowie z naTemat poseł Paweł Zalewski, od wielu lat komentujący w polską politykę zagraniczną.

Formułę spotkania z polskim prezydentem nie tylko on nazwał kompromitującą. "Na otarcie łez zostały tylko rozmowy kuluarowe. Nie było dla nas miejsca obok Litwy, Łotwy i Estonii", "Zostały nam kuluary. Właściwy format, do którego nie zostaliśmy zaproszeni, to rozmowy trzech państw bałtyckich" – komentował na Twitterze Janusz Sibora, historyk dyplomacji i badacz dziejów protokołu dyplomatycznego.

Jak powinno wyglądać spotkanie


Paweł Zalewski zauważa najpierw, że Polska jako kluczowy sojusznik amerykański na wschodniej flance w Europie powinna mieć taką pozycję, aby najpierw być konsultowanym we wszystkich kwestiach istotnych z punktu widzenia polityki sojuszu na Wschodzie oraz polityki amerykańskiej, która dotyczy interesów Polski. A takich konsultacji nie było, co przyznał minister Rau w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

– Takie konsultacje odbywają się najpierw na poziomie dyplomatycznym, następnie powinno odbyć się zaplanowane z pewnym, nawet krótkim, wyprzedzeniem spotkanie obu prezydentów, którego miejsce i przeznaczony czas, powinien omówić zaplanowaną przez obie dyplomacje agendę. Takie spotkanie nie powinno trwać 5 minut. Nie powinno odbyć się na korytarzu. I nie na stojąco. To nie jest formuła, w której rozmawiają poważni przywódcy. To jest kolejny przykład korytarzowej dyplomacji prezydenta Dudy – uważa.

Jak donosił Paweł Żuchowski, korespondent RMF FM w USA, "rozmowa trwała około 3-4 minut, na stojąco, w miejscu, gdzie zrobiono zdjęcie". Tak anonimowo w rozmowie z nim przyznała osoba z kręgów polskiej dyplomacji. Sam dopytywał się prezydenckiego ministra o więcej szczegółów.
"Panie Ministrze, prosimy więcej szczegółów. Spotkania, w czasie których jest coś więcej, niż stuknięcie łokciem, wyglądają tak, jak pokazuje zdjęcie z rozmowy prezydenta Bidena z prezydentem Litwy" – reagował na Twitterze. Do dziś wciąż niewiele więcej wiemy. – Cieszę się, że prezydentem USA jest ponownie człowiek, który zna sprawy naszej części Europy – powiedział Andrzej Duda.
Prezydent Andrzej Duda

"Jeśli chodzi o spotkanie z prezydentem Joe Bidenem, to mocno chcę podkreślić, że z mojego punktu widzenia dobre posunięcie pana prezydenta i dyplomacji amerykańskiej, że przed spotkaniem z prezydentem Władimirem Putinem, spotkał się i z przedstawicielami państw bałtyckich, spotkał się ze mną, spotkał się także z prezydentem Rumunii Klausem Iohannisem". Czytaj więcej

Na zaproszenie Amerykanów


Prawica cieszy się ze spotkania, w komentarzach podkreślają, że doszło do niego na zaproszenie Amerykanów. Ale nasz rozmówca zwraca uwagę na jedną rzecz, związaną z dramatycznym – za jaki uważa – tonem wypowiedzi ministra sprawa zagranicznych Zbigniewa Raua z wywiadu dla "Rzeczpospolitej". I przedstawia następujący, możliwy scenariusz, który pokazuje, dlaczego do tego spotkania mogło dojść.

– Minister ujawnił kompromitującą dla Polski sytuację, w której Amerykanie pomijają Polskę w procesie konsultacji w ważnych kwestiach dla sojuszu i stosunków polsko-amerykańskich. To pokazało, że wszystkie kanały dyplomatyczne nie działają. Ale ten jego protest zapewne wywołał pewne poruszenie w Waszyngtonie i interwencję osób, dla których Polska jest bliska. Chwała Bogu, że Polska jeszcze ma tam przyjaciół i niezależnie od tego, co się dzieje w Polsce, uznano, że prezydent amerykański powinien dać sygnał, że Polska nie jest pomijana – uważa Paweł Zalewski.

Dodaje: – W związku z tym doszło do upokarzającego dla autorytetu Rzeczpospolitej – jako dużego państwa na wschodzie Sojuszu – spotkania, naprędce, w którym prezydent Duda nie mógł poruszyć wszystkich poważnych kwestii, bo nie było na to miejsca. To spotkanie pokazało miejsce, w którym znajdują się rządzący Polską w hierarchii zainteresowania i wagi administracji amerykańskiej.

Komunikat Białego Domu


Biały Dom opublikował komunikat, w którym potwierdził, że do spotkania przywódców doszło. Zanim to zrobił, polski internet zalała fala komentarzy. – Dobrze, że Biały Dom wystosował ten komunikat. W jakimś sensie potwierdził on, że spotkanie, choć przygotowane naprędce, w trybie alarmowym, jednak zostało uznane przez stronę amerykańską za konsultacje z polskim sojusznikiem – zauważa Paweł Zalewski. W komunikacie napisano:

"Prezydent Biden rozmawiał dziś na marginesie szczytu NATO z prezydentem Polski Andrzejem Dudą. Prezydent potwierdził swoje poparcie dla programu wzmocnionej obrony i odstraszania NATO oraz zdecydowane zaangażowanie w obronę sojuszników na wschodniej flance NATO, w tym Polski. Omówił swoje plany na zbliżający się szczyt z prezydentem Putinem".

– Ja ten komunikat odbieram bardzo pozytywnie, bo on tak naprawdę buduje powagę i rangę tego spotkania. Samo spotkanie, sposób jego przeprowadzenia i zaaranżowania, miejsce i czas na nie poświęcony, wskazywał na brak powagi – mówi polityk. Dodaje, że tak naprawdę strona amerykańska uratowała nim rangę tego spotkania. To, że pojawiło się w nim sformułowanie, że do rozmowy doszło na marginesie szczytu NATO, nie jest niczym złym.

Jak zaznacza nasz rozmówca, Joe Biden pokazał w ten sposób, że Polska jest dla niego ważna. Ale dziś znajduje się ona na marginesie sojuszu demokracji, który teraz buduje prezydent. – Dopóki polski rząd nie wróci na drogę rządów prawa i demokracji, nie będzie traktowany przez prezydenta Bidena jak pełnoprawny partner. To nie oznacza, że interesy Polski będą naruszane, bo nie będą. Ale w ważnych sprawach Polski, a pobocznych dla Sojuszu, Polska nie będzie miała siły przebicia, aby przekonywać do naszych racji. To prezydent Ukrainy został zaproszony do Białego Domu. A ja nie sądzę, aby w krótkim czasie doszło do wizyty prezydenta Dudy w Waszyngtonie – uważa.
Czytaj także: Duda rozmawiał z Bidenem w Brukseli. Wiadomo, kto zaproponował spotkanie