"Pipa i życiowa niedorajda". Brak prawa jazdy u faceta to dla wielu kobiet wciąż oznaka niemęskości

Ola Gersz
Czy mężczyzna musi mieć prawo jazdy? Wydaje się, że w 2021 roku seksistowski koncept, że motoryzacyjne umiejętności są atrybutem "męskości", jest już passé. Tymczasem wiele kobiet – i samych mężczyzn – jest zupełnie innego zdania. Dlaczego tak wielu z nas wciąż uważa, że facet bez prawa jazdy to... niepełnowartościowy facet? Zapytaliśmy o to cztery kobiety i jednego mężczyznę.
Prawo jazdy dla wielu kobiet oraz mężczyzn wciąż jest atrybutem męskości Fot. Mathias P.R. Reding z Pexels
– Nie mam i nie będę mieć prawa jazdy – mówi 35-letni Adam, mąż i ojciec. Do zrobienia "prawka" rodzina zmuszała go, od kiedy skończył 18 lat. Po dwóch oblanych egzaminach, Adam zarzucił próby zostania kierowcą.

– Mam zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i pewnie przez to panicznie bałem się prowadzić samochód. Miałem jednak ogromne wyrzuty sumienia, że przeze mnie rodzice wyrzucili w błoto pieniądze na kurs – mówi.


Jak podkreśla Adam, niektórzy traktują zrobienie prawa jazdy jak rytuał przejścia. Nie ukrywa więc, że nie raz słyszał niewybredne komentarze, mimo ze jako mieszkaniec centrum Warszawy jest zdania, że posiadanie samochodu w stolicy jest głupotą.

– Kilkakrotnie usłyszałem wprost teksty o "prawdziwym facecie". Raz koleżanka z pracy powiedziała mi w twarz: "Co to za facet, co nie ma prawa jazdy". Niektóre kobiety zupełnie nie krępują się wypowiadać swoich seksistowskich przekonań o prawie jazdy. Mężczyźni-seksiści przynajmniej starają się zawoalować swoje poglądy – zauważa gorzko.

Kiedy przeglądamy grupy dla kobiet na Facebooku czy rozmawiamy z koleżankami, faktycznie często rzuca się w oczy (lub uszy) przekonanie, że facet bez prawa jazdy jest słabym kandydatem na partnera. Dlaczego w 2021 roku tak wiele z nas broni archaicznego konstruktu "męskości", której jednym z atrybutów ma być właśnie umiejętność prowadzenia samochodu oraz – co równie częste – własne auto? Czy za tym stereotypem kryje się jakakolwiek logika?

Pipa i niedorajda

25-letnia Monika nie owija w bawełnę. Mężczyzna bez prawa jazdy jest dla niej "pipą i życiową niedorajdą". Jej bezwzględne stanowisko wzięło się z… życiowego doświadczenia.

– Mało to poprawne politycznie, ale mam to gdzieś. Mieszkam w małej miejscowości, nie mamy tutaj metrów, tramwajów, uberów i innych bajerów. Prawo jazdy jest tutaj po prostu konieczne do przetrwania, chyba że masz czas czekać godzinę na PKS, który jeździ jak chce – opowiada.

Co ciekawe, Monika sama prawa jazdy… nie ma. Do i z pracy wozi ją brat, zawsze może też liczyć na ojca i sąsiadów. Na pytanie, dlaczego wymaga od mężczyzny prawa jazdy, podczas gdy nie wymaga tego od siebie, odpowiada: – Nigdy nie miałam pieniędzy i czasu za kurs. Zwyczajnie boję się też siadać za kierownicą, bo uczestniczyłam kiedyś w wypadku – tłumaczy.
Fot. Craig Adderley z Pexels
28-latka była kiedyś z mężczyzną bez prawa jazdy. Na początku jej to nie przeszkadzało, ale pewien kryzysowy wieczór zweryfikował jej związkowe oczekiwania. – Mieszkam z rodzicami. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, gdy nagle usłyszałam huk. Wypadłam na korytarz i okazało się, że moja mama spadła ze schodów. Odkleiła jej się i podwinęła podeszwa kapci – relacjonuje.

Na szczęście skończyło się "tylko" na złamanej nodze. Mama Moniki nie mogła się podnieść, płakała z bólu. Ojciec wypił wcześniej kilka piw, brata nie było w domu, a kobieta kategorycznie odmawiała wezwania karetki, bo panicznie boi się szpitali. Monika chciała oszczędzić jej więc dodatkowego stresu związanego z przybyciem ratowników medycznych.

– Ktoś musiał zawieźć ją do szpitala. Mój ówczesny facet nie miał prawa jazdy, więc musiałam dzwonić po sąsiadach. Mama płakała na podłodze, a ja dobijałam się do ludzi i dopiero po pół godziny załatwiłam, że podjedzie moja koleżanka. Wszystko dobrze się skończyło, ale od tego momentu nie wyobrażam sobie bycia z mężczyzną bez prawa jazdy – zaznacza.

Zdaniem Moniki, podczas gdy kobieta jeszcze "obejdzie się" bez prawka, to mężczyzna musi być "odpowiedzialną głową rodziny". – Sama zrobiłabym prawo jazdy, ale nie mogę. Nie wyobrażam sobie posiadania dzieci z mężczyzną bez auta. A gdyby coś się stało, a karetka nie przyjechałaby na czas? Co z wożeniem dzieci do szkoły? A ciężkie zakupy? – wylicza.

Monika podkreśla, że "oczywiście to indywidualna sprawa", ale dla niej osobiście brak prawa jazdy mężczyzny dyskwalifikuje kandydata na partnera. – Muszę mieć kogoś odpowiedzialnego i mobilnego, na kim mogę polegać. Zresztą w mojej miejscowości większość facetów ma własne auta. Być może w miastach inaczej się na to patrzy, ale na prowincji mężczyzna musi mieć prawo jazdy i koniec – konstatuje.

"Prawko idzie w parze z troskliwością i zaradnością"

– Brak prawa jazdy nie sprawia, że się nie zakocham i nie będę z mężczyzną – nie jest to wyznacznik – mówi 28-letnia Ania.

Ania była w związkach zarówno z facetami z prawem jazdy oraz autem, jak i bez nich. Sama ma papiery, ale nie jeździ. – Dopiero niedługo będę mieć swój pierwszy samochód, bo zachciało mi się niezależności. Nigdy nie dyskwalifikowałam faceta za brak prawka, ale im bardziej dorastałam, to zaczęło być dla mnie ważne, aby facet poruszał się samochodem Brak prawa jazdy okazał się problemem – opowiada.

Dlaczego? Podobnie jak w przypadku Moniki kluczową rolę odegrały doświadczenia. Przeważający stał się również argument podróżniczy. – Zrozumiałam, że jest to dla mnie istotny detal po związkach z kilkoma mężczyznami, którzy nie tylko nie mieli prawka, ale również nie chęci, żeby podróżować alternatywnie. A nawet nie tyle podróżować, ile wyjechać na weekend za miasto – tłumaczy.

Ania dodaje, że jej ostatni partner nie miał prawa jazdy, a przy okazji był "nieporadny życiowo". – Wciąż mówił, że chce zrobić kurs i kupić auto, ale nic nie robił w tym kierunku. Było to bardzo ograniczające i w tym przypadku dopełniło mi obraz człowieka, który dużo planuje, ale niestety niewiele robi – podkreśla.

Obecnie Ania jest z mężczyzną, który potrafi prowadzić samochód. – Zaimponował mi tym, że mu się chce i że ma inicjatywę, co szło w parze z posiadaniem auta. Doceniam to, że po prostu pisze mi, że jedziemy na weekend w miejsce X, że nie jest dla niego problemem, żeby podjechać ze mną do IKEI po regał albo zawieźć mnie do rodziny na święta, żebym w pandemii nie jechała pociągiem. W tym konkretnym przypadku prawko łączy się więc z troskliwością i zaradnością – ocenia.

Ania precyzuje, że nigdy nie zrezygnowałaby z człowieka tylko dlatego, że nie ma prawa jazdy. – To rzecz, którą można zmienić i zdobyć. Rozumiem jednak też kobiety, dla których to ważne. Dla mnie auto jest sygnałem, że ktoś szuka niezależności oraz chce być mobilny – zaznacza.

"Na porodówkę wiozła mnie mama"

32-letnia Karolina ma prawo jazdy. Kobieta jest świeżo po rozwodzie z ojcem jej 5-letniego syna. Mimo że zaznacza, że nie był to powód rozstania, to brak prawa jazdy u jej męża – wraz z kilkoma innymi codziennymi elementami, jak brak stałej pracy czy długi – dolały oliwy do ognia.

– Jestem niezależna, samodzielna i obrotna, wiec tego wymagam od partnera. Niestety wiem to dopiero teraz, czyli po związku z mężczyzną, który był zupełnym przeciwieństwem tych cech – mówi.
Fot. Taryn Elliott z Pexels
Karolina opowiada, że wszystko było jej na głowie. Swojego byłego męża nazywa "zwykłym leniem". – Naprawdę przymknęłabym oko na brak prawa jazdy, gdybym miała w nich oparcie w innych kwestiach. Niestety był taki okres, kiedy to tylko ja pracowałam, robiłam zakupy, woziłam syna do lekarzy i moich rodziców – wylicza.

32-latka nie ukrywa, że była zmęczona. – Wszystkim musiałam zajmować się sama albo wiercić mu dziurę w brzuchu, żeby coś ogarnął. Niczym nie zainteresował się sam z siebie, zaciągnął długi, nie potrafił się ustatkować i wziąć w garść. Ja potrzebuję mężczyzny i partnera. Jedno dziecko już mam – zauważa.

Karolina zaznacza, że rozumie, że nie każdy ma predyspozycje do jazdy samochodem albo zwyczajnie może tego nie lubić. – Sama uwielbiam jazdę autem i nie wyobrażam sobie być uwiązana do komunikacji miejskiej albo drugiej osoby. Świetnie daję radę, ale chciałabym po prostu mieć kogoś z kim będę dzielić troski, obowiązki i codzienne sprawy. Nie ukrywam też, że byłoby milo być z kimś, kto sam w razie czego zawiezie mnie na porodówkę, bo ostatnim razem wiozła mnie mama… – kończy.

"Gdyby to kobiecie postawiono takie kryterium, zaraz by podniesiono larum"

Nie dla wszystkich kobiet prawo jazdy jest kluczowe. 29-letnia Kasia nie posiada tego dokumentu, jeździć nie potrafi również jej mąż. Zupełnie jej to nie przeszkadza.

– Nie jestem królewną, którą trzeba wszędzie wozić. Gdybym miała taka potrzebę, sama zrobiłabym prawo jazdy, ale nie jest mi to potrzebne do życia. Mój mąż również nigdy nie miał parcia na robienie prawka. Rozmawialiśmy jeszcze przed ślubem, czy któreś z nas powinno zrobić prawo jazdy na wszelki wypadek, ale "przeciw" było więcej, niż "za" – wyjawia.

Co Kasia z mężem wpisali w rubrykę "przeciw"? – Ogromne koszty utrzymania samochodu, opłaty za garaż w bloku oraz opłaty za parkowanie w mieście, korki, zanieczyszczanie środowiska spalinami i brak umiejętności – wylicza. Zaznacza, że ani ona, ani jej mąż nie mają orientacji w terenie, a prowadzenia samochodu uczył kiedyś jej partnera jego ojciec na pustej, wiejskiej drodze. Bez oczekiwanych rezultatów.
Czytaj także: Zapytaliśmy kobiety, z kim nie mogłyby się umówić. Oto 25 typów nierandkowalnych facetów
– Mój mąż wspomina, że to była katorga. Stresował się, pocił, cały czas bał się, że ktoś wyjdzie mu nagle na drogę, myliła mu się prawa strona z lewą. W takim przypadku lepiej nie mieć prawa jazdy, niż mieć i spowodować wypadek – zaznacza.

Jak sobie radzą w codziennym życiu? Mieszkają w dużym mieście, więc, jak zaznacza Kasia, mają znacznie łatwiej. – Z komunikacją miejską oraz aplikacjami poruszanie się po mieście jest łatwe i wygodne, a oprócz tego oboje kochamy rowery. Mamy 4-letnią córkę, która wozimy ze sobą w rowerowym foteliku. Często podróżujemy – pociągiem lub podmiejskimi busami – wylicza.

Czy brak prawa jazdy sprawia, że inaczej patrzy na męża? – To była nasza wspólna decyzja. Nie widzimy takiej potrzeby. Nie wiem dlaczego mam patrzeć na mojego męża inaczej tylko dlatego, że nie siedzi za kierownicą. Gdyby to kobiecie postawiono takie kryterium, zaraz by podniesiono larum, że to seksistowskie. Jeśli chcemy równego traktowania, to równo traktujmy też facetów – zauważa.

I dodaje: – Jeśli jakiejś kobiecie przeszkadza u partnera brak prawa jazdy, niech zrobi je sama. Bycie naszymi szoferami nie jest zadaniem mężczyzn. Mężczyzna ma prawo robić prawo jazdy lub go nie robić, tak samo jak kobieta.