O jego wystąpieniu mówią wszyscy. Tomczyk dla naTemat: Prawda jest największym wrogiem tego rządu
O jego przemówieniu w trakcie sejmowej debaty mówią już wszyscy. Zapytaliśmy posła Cezarego Tomczyka o wystąpienie w Sejmie w dniu meczu Polska-Szwecja, o ważność debat wokół wotum nieufności i przygotowaniach do kluczowych sejmowych wystąpień.
Widać jak działa druga strona. To nie jest przypadek, że debata na tak ważny temat dzieje się właśnie w takich okolicznościach. Obawa tej władzy dotyczy prawdy i faktów. Cały system władzy jest skonstruowany tak, żeby okłamywać obywateli. A każdy wie, że nie ma demokracji bez prawdy.
Jeżeli rząd okłamuje, wykorzystując maszyny propagandowe do tych celów, to znaczy, że świadomie dąży do tego, by Polacy nie mogli poznać prawdy. Prawda jest największym wrogiem tego rządu. Kiedy mamy czas i miejsce, scenę, by tych ludzi obnażyć, powinniśmy z tego korzystać w sposób najbardziej efektywny.
Czytaj więcej: "Mistrzostwo, genialne, złoto”. Tomczyk zbiera brawa za wystąpienie w Sejmie, oto co nim pokazał
Czy jest pan zadowolony z tego, jaki efekt przyniosło pana środowe wystąpienie?
Jestem zadowolony z wszystkich wystąpień moich kolegów i koleżanek podczas debaty – Sławomira Nitrasa oraz Marcina Kierwińskiego, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Marzeny Okły-Drewnowicz i Barbary Nowackiej. Należy pamiętać, że instytucja wotum nieufności nie ma na celu wyłącznie wygrania głosowania, co jest celem zasadniczym. Chodzi również o wzbudzenie debaty i pokazanie faktów.
Jeżeli możemy doprowadzić do sytuacji, kiedy kierujemy reflektory opinii publicznej na konkretnego ministra, w konkretnym czasie, by pokazać, jak nieudolnie zajmuje się swoim resortem, to jest to wartość sama w sobie. Dlatego te debaty są tak konieczne, nie tylko z punktu widzenia samego wyniku, ale i przeprowadzania debaty.
Bardzo dużo osób twierdzi, że w sytuacji, kiedy partia rządząca posiada większość w Sejmie, wnioski o wotum nieufności nie mają zbyt wielkiego znaczenia.
Opozycja ma bardzo ograniczone możliwości działania w Sejmie. Marszałek Witek blokuje działalność Sejmu od samego początku, podobnie jak robił to marszałek Kuchciński. W czasie covid-19 Sejm przestał funkcjonować i nie różnił się jakoś specjalnie od atrapy, jaką był parlament w czasach PRL.
Spotykał się wówczas raz na kilka miesięcy i był ograniczony do przekazu jedynej słusznej partii politycznej. Dzisiaj wracamy do normalnego funkcjonowania, więc odzyskaliśmy oręż w postaci debat parlamentarnych, w których metodą faktu możemy unaocznić problemy, które dzieją się w naszym kraju.
Czy konsultował się pan z posłem Nitrasem i Kierwińskim przed debatą, by ustalić w jakim kierunku mają iść wasze wystąpienia?
Jestem przewodniczącym klubu, więc wraz z kolegium decyduję o tym, kto zabiera głos w różnych sprawach. Kiedy zdecydowaliśmy się złożyć trzy wota nieufności, chcieliśmy, żeby były przeprowadzone właśnie w taki sposób. Jednocześnie mocny polityczny głos, ale i to, co w polityce jest tak ważne, czyli fakty. Jeśli posługujemy się wyłącznie argumentami, że ten jest zły, a ten dobry, to trudno, by u kogokolwiek, kto słucha tych wystąpień, nastąpiła jakakolwiek refleksja.
Bardzo rzadko zdarzają się tak efektowne wystąpienia.
Oby jak najczęściej. Przy tego typu debatach, kiedy posługujemy się cytatami, konkretami, możemy pokazać światu, jak wielka hipokryzja jest w obozie rządzącym. Na przykładach możemy pokazać, czy państwo działa czy nie, jak poszczególni ministrowie kłamali, nie tylko mówiąc, że tak było – co jest oczywiste – ale i przedstawić na to dowody.
W ostatnim czasie opozycji oberwało się trochę od wyborców. Czy po pana wystąpieniu dostał pan dużo pozytywnych głosów, pochwały za kierunek, jaki obraliście?Żyjemy w świecie, w którym opinia publiczna staje się sędzią. Trochę jak w przypadku sali sądowej z systemu amerykańskiego. To nie tylko kwestia dowodów, ale i kwestia przedstawienia ich tak, by ława przysięgłych czy w naszym przypadku opinia publiczna mogła sama wyciągnąć wnioski i wyrobić sobie zdanie. Bardzo dużo zależy od tego, w jaki sposób przekazujemy swoje argumenty.
Dostałem bardzo dużo głosów od wyborców z mojego okręgu wyborczego jak i z całej Polski, którzy oczekują, żeby opozycja działała w taki sposób. Żeby umiała znaleźć złoty środek między argumentami czysto politycznymi a merytoryką, która czasami bywa nużąca. Ludzie oczekują argumentów, które spowodują refleksję. To istotna naszego działania.
Świat polityki składa się z wystąpień, które są albo szeroko komentowane, albo w zapomnieniu przechodzą do historii. Bardzo wiele zależy od tego, jak wiele własnej pracy włożymy we własne wystąpienia.
Czytaj więcej: Przemówienie szefa klubu KO. Po nim ekipa "dobrej zmiany" powinna się zapaść pod ziemię
Jak wygląda proces przygotowania się do takiej debaty?
W tym przypadku to długotrwałe przygotowania. Marcin Kierwiński, Sławomir Nitras i ja braliśmy udział w przygotowywaniu argumentacji dla NIK, bo jako parlamentarzyści kontrolowaliśmy te instytucje. Byłem na kontroli poselskiej w PWPW, Ministerstwie Aktywów Państwowych, moi koledzy byli w Poczcie Polskiej. Wiedzieliśmy, jeszcze wtedy, kiedy proces się dział, jak może się to skończyć. A skończyło tak jak przewidywaliśmy. Samo przygotowanie do debaty jest kluczowe.
Do mojego wystąpienia szykowałem się wiele dni, po to, by zebrać wszystkie materiały, ale i przekazać w przystępny sposób, by każdy, kto ogląda debatę, mógł wyciągnąć własne wnioski. Nie możemy wyciągać wniosków za ludzi. Jeżeli wystąpienie skłoniło do refleksji, mogę się tylko cieszyć.