Michał Wójcik zabiera głos. Nie zakaże "promocji LGBT", ale utrudni życie dzieciom tęczowych par
Minister-członek Rady Ministrów Michał Wójcik odniósł się do słów wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia o "zakazie działań propagandowych środowisk LGBT", nad którym polityk miał podobno pracować. Wójcik podkreślił, że nie prowadzi takich działań, wyjawił jednak, że zajmuje się inną kwestią, która bardzo utrudni życie par LGBT oraz ich dzieci.
Polityk doprecyzował, że obecny minister-członek Rady Ministrów w rządzie Mateusza Morawieckiego i były sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości "pracuje nad zakazem działań promocyjnych, propagandowych środowisk LGBT". – Tu o szczegóły trzeba pytać pana Wójcika – dodał.
Po emisji "Faktów po Faktach" Michał Woś ponownie odniósł się do swoich słów na Twitterze. "(…) Mówiłem o tej ustawie. Precyzuję, uprzedzając już pojawiające się rozgorączkowanie lewicy" – napisał i zacytował tweeta ministra o treści: "Zakaz adopcji dzieci przez pary homoseksualne to dopiero przygrywka. Rozumiem wczorajszy jazgot naszych przeciwników, ale Polska musi pozostać wyspą normalności".
Minister Michał Wójcik o "zakazie promocji homoseksualizmu"
W sobotę reporter TVN24 zapytał ministra Michała Wojcika o szczegóły projektu, o którym w "Faktach po Faktach" mówił wiceminister sprawiedliwości. – Nie znam dokładnie wypowiedzi ministra Wosia. Z Twittera wynika, że odnosił się do ustawy, którą już przedstawiałem, czyli kwestii zakazu adopcji dzieci przez pary homoseksualne – powiedział polityk i podkreślił, ze nie pracuje nad zakazem "propagowania homoseksualizmu" w polskich szkołach.Minister dodał, ze "jeżeli chodzi o zmianę płci, to w Polsce jest jednoznaczna regulacja w tym zakresie". – Jest powództwo o ustalenie, pozew składany przeciwko rodzicom lub kuratorowi. W tym zakresie nie przewiduję żadnych zmian, nie pracuję nad takimi regulacjami – podkreślił.
Nie dla "rodzica numer 1" i "rodzica numer 2"
Michał Wojcik wyjawił jednak, że pracuje nad innym projektem dotyczącym życia osób LGBT. Dotyczy on tęczowych par wychowujących wspólnie dzieci.– Pracuję – ale nie jest to przesądzone, bo wymaga jeszcze rozmów nad kwestią języka neutralnego płciowo. Chodzi o to, żeby nikt nie zastępował w przestrzeni publicznej słów "mama" i "tata" słowami "rodzic numer 1", "rodzic numer 2". Tego typu dziwolągi mamy już w Unii Europejskiej, w Parlamencie Europejskim. (...) Nikt mnie nie przekona, że to jest normalne – mówił minister-członek Rady Ministrów.
Co to oznacza w praktyce? Dziecko obywatela Polski oraz cudzoziemca tej samej płci po przyjeździe do Polski nie będzie mogło mieć wpisanych do dokumentów danych obu matek lub obydwu ojców. Zagranicznych dokumentów nie da się bowiem przełożyć na polskie, w przypadku gdy jedyną opcją nad Wisłą będzie konfiguracja "matka i ojciec".
Taki problem miały już na początku ubiegłego roku dwie kobiety będące w związku małżeńskim, które wspólnie wychowywały dziewczynkę urodzoną na Majorce. Wrocławski Urząd Stanu Cywilnego odmówił transkrypcji hiszpańskiego aktu urodzenia i nie zgodził się na wydanie dziecku numeru PESEL, mimo że dziewczynka miała polskie obywatelstwo.
– Tłumaczy się to niemożnością transkrypcji aktu urodzenia dziecka, ponieważ występują w nim dwie osoby tej samej płci wpisane jako matka A i matka B – mówiła pełnomocniczka matki Alina Szeptycka. Dodała również, że Wrocławski Urząd Stanu Cywilnego sugerował, aby wykreślić z aktu urodzenia jedną z matek, co – jak podkreśliła – "jest sprzeczne z interesem dziecka".
Czytaj także: Duda z zakazem adopcji dla par jednopłciowych zapędził się w kozi róg. Chodzi o zasadniczą kwestię