Eliza Michalik: Tak, PiS boi się powrotu Donalda Tuska. I ma się czego bać

Eliza Michalik
publicystka
Czy PiS boi się powrotu Donalda Tuska? Czy Donald Tusk zniszczy PiS? To najczęstsze chyba tematy rozważań polityków, felietonistów i obserwatorów sceny politycznej. Odpowiedź jest oczywista: tak, PiS boi się powrotu Donalda Tuska i tak - ma czego się bać.
Prawo i Sprawiedliwość ma się czego bać w związku z powrotem Donalda Tuska do Polski - pisze Eliza Michalik w naTemat. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Ponieważ jest partią, która od dawna odnosi sukcesy nie dzięki autentycznemu geniuszowi politycznemu swojego przywódcy, ani nie dzięki sprawności w rządzeniu, tylko dzięki miliardom złotych przeznaczanych na propagandę, ale przede wszystkim dzięki słabości i braku umiejętności swoich przeciwników politycznych.

Ale po kolei - bo w sprawie "powrotu Tuska" narosło już zbyt wiele dziwnych tez i opowieści. Zacznę od tego, że moim zdaniem cała fraza "powrót Tuska" jest z gruntu fałszywa i brzmi jak ukuta przez piarowców PiS (oni zresztą specjalizują się w wymyślaniu takich chwytliwych, działających na emocję haseł).


Tusk nie może "wrócić" bo nigdy w żadnym sensie Polski nie opuścił – przeciwnie, piastował jedno z najwyższych stanowisk unijnych i stał się jedną z najbardziej wpływowych osób na świecie, co oznacza, że bardzo się Polsce przysłużył, budując prestiż i szacunek dla naszego kraju i sprawiając, że słowo "Polska" nie kojarzy się już tylko z faszyzującymi narodowcami, dyktaturą Kaczyńskiego i bezprawiem dokonywanym każdego dnia przez władze.

Inną sprawą jest, że PiS cały dorobek Tuska na arenie międzynarodowej i potencjalne korzyści, jakie mogły z niego wyniknąć dla Polski zmarnował, ze zwykłej politycznej zawiści, zazdrości i właśnie strachu, bo Kaczyński od zawsze boi się Tuska jak diabeł święconej wody. Zresztą, kilka razy z nim boleśnie przegrał.

Tusk jest bowiem wszystkim, czym Kaczyński przez większość swojego politycznego życia chciał być, a nigdy mu się udało. Nie musi udawać ważnego, tylko rzeczywiście jest ważny, nie musi udawać mądrego - bo jest mądry, nie musi też maskować swojej samotności atakami na innych ludzi, bo ma kochającą rodzinę, która go wspiera i jest źrodłem nie politycznych intryg i schiz, tylko prawdziwej ludzkiej satysfakcji.

Nie musi rozmawiać z Orbanem, bo rozmawia swobodnie z każdym politykiem na świecie i w przeciwieństwie do Kaczyńskiego, ci politycy go szanują i słuchają, co ma do powiedzenia. No i przede wszystkim Tusk jest chłopakiem z podwórka, mądrym facetem, ale też takim, który potrafi zakasać rękawy i przyłożyć przeciwnikowi (rzecz jasna w sensie metaforycznym). No i - i to jest dla PiS największe zagrożenie - w przeciwieństwie do większości polityków opozycji, potrafi planować wiele ruchów do przodu i - także wbrew gębie jaką mu się dorabia - ciężko pracować.

Sprowadzenie konfliktu politycznego w Polsce do wymiaru personalnego: pojedynku dwóch rewolwerowców, walki gladiatorów Kaczyńskiego i Tuska miałoby też oczywiście potężny ładunek emocjonalny i potencjał na rozbudzenie temperamentów politycznych trochę ostatnio uśpionych przez covidowe zmartwienia i troski Polaków.

Jesteśmy przecież jednym z najgoręcej rozpolitykowanych narodów w Unii Europejskiej i takie starcie gigantów rozgrzałoby do czerwoności miliony ludzi! (Choć nie miejcie złudzeń, pisowcy specjaliści od szukania i konstruowania haków i spece od czarnego PR-u pracują już nad zabiciem Tuska w przestrzeni publicznej pełną parą!).

Wsparcie, którego bardzo potrzebują i lidera, którego potrzebują jeszcze bardziej zyskaliby też wreszcie wyborcy opozycji - teraz często wściekli na szefów swoich politycznych partii za ich brak wyrazistości, strach, rozmemłanie, nieudolność i skrajny narcyzm o zdziecinnieniu nie wspominając.

Nie mówiąc o tym, że Tusk to postać politycznie wielkiego formatu, o wiele większego niż Kaczyński i na czym innym opiera swoje polityczne sukcesy: prezes PiS na szczuciu, intrygowaniu i manipulowaniu ludźmi i nastawianiu ich przeciw sobie, Tusk na budowaniu, zarządzaniu i pozytywnym przekazie.

Oczywiście nie oznacza to, że "Donald Tusk zniszczy PiS" – z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że nikt w polityce nie dokonuje niczego w pojedynkę i sila Tuska polegałaby na umiejętności skupienia wokół siebie ludzi i zbudowania naprawdę silnej partii, po drugie dlatego, że – o czym Państwu pisałam wiele razy - kraju nie zmienia się aktami strzelistymi i wielkimi pojedynczymi czynami (wbrew temu, o czym lubią pleść zwłaszcza narodowcy i PiS), tylko konsekwentną ciężką pracą.

Sam zresztą fakt, że po tylu latach tak wielu czeka na „powrót Tuska”, że nie wyłonił się przez lata żaden nowy polityczny talent (niektórzy mówią o Szymonie Hołowni - ale ja daję sobie na ocenę tego jeszcze trochę czasu), bardzo wiele mówi o nas, Polakach, jako o społeczeństwie.

Choć może więcej o całkowitej degeneracji i upadku systemu politycznego, do którego wejść już mogą tylko miernoty (mierność i bylejakość jest wręcz, na przykład w PiS, warunkiem zrobienia kariery) albo starzy wyjadacze, którzy świetnie wiedzą, jak to wszystko chodzi.