Przekuwajmy pęczniejące balony tak często, jak tylko się da. Wywiad ze stand-uperką Ewą Błachnio

Materiał promocyjny Comedy Central
Na polskiej scenie staje od lat i z powodzeniem rozbawia publiczność. Marzyła o aktorstwie, występowała w kabarecie, a teraz spełnia się w roli komiczki serii Comedy Club. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w rodzimym stand-upie, Ewa Błachnio, mówi o swoich początkach i drodze, która zaprowadziła ją do niezależności w tym, co robi, o miejscu kobiet w branży komediowej i granicach żartu.
Mat. prasowy
Przez wiele lat mieliśmy przyjemność oglądać Cię na scenie kabaretowej. Co sprawiło, że się z nią związałaś?

„Przypadek” — odpowiedziałabym jeszcze jakiś czas temu… Teraz coraz wyraźniej widzę w tym szeroko zakrojony plan! (śmiech) Co prawda „planisty” za rękę nie złapałam, ale widzę jak wszystko, w swoim tempie, się łączy, i wiąże, i zazębia. Od dziecka moim największym marzeniem było aktorstwo, i to „dramatyczne”. I to marzenie zaprowadziło mnie do „Wybrzeżaka” — teatru nauczania przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, gdzie jako 15-latka trafiłam na warsztaty, które prowadził, uwaga: Abelard Giza. Noo i tak po roku pracy nad spektaklem, Abelard zaproponował mi dołączenie do jego kabaretu — a że podkochiwałam się w nim szalenie, to od razu się zdecydowałam.
Mat. prasowy

Kiedy patrzę na Twoją działalność artystyczną: kabaret, aktorstwo, stand-up — myślę kobieta orkiestra. Która z tych form sprawia Ci najwięcej frajdy?


Każda z nich ma swoje wielkie momenty, ale obecnie bardzo wciągnął mnie stand-up. Jestem właśnie w trasie ze swoim nowym, drugim programem pt. „Apokalipsy nie będzie” i praca nad nim pochłania mnie całkowicie. Jego struktura, tematyka, dramaturgia, gra i co najważniejsze — spotkanie tego wszystkiego z widzem… Absolutnie
„zasysające”! W stand-upie jestem sobie sterem-żeglarzem-okrętem i bardzo, bardzo lubię ten rejs.

W jednych ze swoich bitów stand-upowych odwołujesz się do powiedzenia
„Idealna żona jest damą w salonie, kucharką w kuchni i (…)” Idąc tym tropem, jaka jest idealna kobieta na stand-upowej scenie?


Jestem damą w kulisie, kucharką na scenie, no i w garderobie… wiadomo (śmiech). Kobieta w stand-upie… Chyba trochę tak, jak wszędzie, ale pewnie w stand-upie przede wszystkim — jest sobą. Jest szczera. Mówi to, o czym chce mówić i robi to w sposób jej najbliższy. Niemniej to wcale nie znaczy, że się nie zmienia. Dla mnie stand-up, kabaret, aktorstwo, zawsze były narzędziem osobistego rozwoju — co prawda, nie zawsze byłam tego świadoma, ale zawsze przy okazji pracy na scenie byłam niemal zmuszona eksplorować „siebie”. Każdy kolejny etap to pokonanie kolejnych barier i wewnętrznych blokad. Od nieświadomej, zakochanej nastolatki, poprzez dziewczynę mknącą przez kilkanaście lat po całej Polsce w busie z chłopakami — z występu na występ, z rosnącą popularnością — docierając do wersji solo, gdzie nagle staję się swoim tekściarzem, reżyserem i logistykiem: dokąd dalej? Zdany egzamin eksternistyczny na aktora dramatu, kilka cudownych projektów teatralnych w Krakowie, Katowicach, Gdyni. No i ciągle rosnący we mnie stand-up. Nie ma opcji, aby być „niezmiennym”. To co jest, myślę, ważne, to aby zachować czujność i być „blisko siebie”. Czego ja chcę, a nie czego się ode mnie oczekuje — to oczywiście dotyczy nas wszystkich zawsze, ale szczególnie będąc kobietą w stand-upie — trzeba robić swoje, po swojemu i na pełnej… no, wiadomo (śmiech).

Pamiętam jeszcze ze szkoły podstawowej konkurs na najlepszy skecz. Wygrało dwóch chłopaków przebranych za dziewczyny. Od tej pory mam wrażenie, że mężczyźnie dużo łatwiej rozbawić publiczność. Wystarczy, że założy sukienkę i przedstawi karykaturę/stereotyp kobiety. Jak to jest? Czy kobietom trudniej jest rozbawić publiczność?

Myślę, że trudno jest rozbawić publiczność tym kobietom, które myślą, że rozbawienie publiczności jest trudne. Ja całymi latami zajmując się „bawieniem widza”, i to w sumie chyba z jakimś nawet sukcesem, nie zawsze czułam się w tym „komfortowo”. Wręcz przeciwnie: rzadko czułam prawdziwe flow. Praca w zespole, oczekiwania, aspiracje i — ponad wszystko — porównywanie z innymi, powodowały coraz mniejszą wiarę w siebie, rosnącą niepewność i lęk. Nawet nie wiesz kiedy sama zakopujesz swój talent i potencjał pod hasłem: „już chyba tego nie umiem”. Docierasz do ściany i to jest, szczerze mówiąc, najlepsze co może Cię wtedy spotkać, bo już nie masz wyjścia: musisz poszukać drogi powrotnej „do siebie”.
A czy mężczyznom jest łatwiej? Nie mam pewności… Może tym, którym przebranie się za kobietę wystarcza jako środek wyrazu… Ale obserwując kolegów, nie znam żadnego, który chciałby pozostać na scenie w sukience. Znam za to kilku, którzy rozwijają się, jak mogą, szukają i z radością wchodzą w kolejne projekty, żeby nauczyć się czegoś nowego i iść dalej.

„Po występie podchodzi do mnie gościu «przy kości»: «Fajny stand-up, znaczy się jak na dziewczynę». Ja na to: «Fajne cycki, znaczy się jak na faceta»”. Często spotykasz się z takimi komentarzami? Jak jest aktualnie z kobietami w stand-upie? Kto daje więcej wsparcia — środowisko czy publiczność?

Ja w sumie jestem dość „nowa” w „środowisku”. O dziwo czas pandemii, moja przeprowadzka do Warszawy i kilka nagrań dla Comedy Central zbliżyły mnie do stand- upowego świata, który rzeczywiście — podobnie jak kabaretowy — jest mocno zmaskulinizowany, ale…! Babeczki w nim są i są naprawdę świetne. Jasne, że dla szerszego widza kobieta w stand-upie może być szokująca, ale „szerszego widza” w dalszym ciągu szokuje sam stand-up, więc bym się tym za bardzo nie przejmowała. Tak jak my rozwijamy się w tym co robimy, tak samo rozwija się widz — ogląda, poznaje i albo„lubi to”, przychodzi na występy i kibicuje albo „klika” dalej. Rozrywka ma przepiękną cechę: jest bardzo rozległa, więc każdy znajdzie coś dla siebie. A komentarze
„niegotowych”… no cóż? Trza brać i czuć wdzięczność — toć materiał sam się pisze! (śmiech)

Mówi się, że scena stand-upu to szowinistyczna scena. Znajdujemy tam dużo żartów opartych na stereotypach. Skąd to się wzięło? Czy to właśnie najbardziej bawi publiczność?

Czy cała scena jest szowinistyczna… tego nie wiem. Czy żartuje się ze stereotypów? Na pewno. Generalizowanie jest wpisane w nasze życie — tworzymy etykiety, budujemy szuflady i grupujemy otaczającą nas rzeczywistość, aby móc sobie z nią sprawniej radzić.

Komicy, żyjąc w tej określonej rzeczywistości, również się do tego odnoszą. Nie jest wielkim szokiem, że krążymy wokół relacji damsko-męskich, rodziny, życia w naszym kraju, bycia Polakiem… ale czy właśnie nie o to w tym chodzi? Obserwuję świat, zwracam uwagę na jakiś schemat, ciekawe zachowanie i przepuszczam to przez swój pryzmat — im więcej ludzi pomyśli „o, mam podobnie”, albo „no, rzeczywiście tak jest”, a jeszcze przy okazji ubawi się po pachy, to mamy to! Są spostrzeżenia bardziej i mniej oczywiste. Pewnie im dojrzalszy komik, tym byle pierwszego lepszego żartu o blondynce nie ruszy, choć umówmy się — dobry żart o blondynce zawsze na propsie — bywam, więc wiem (śmiech). A do tego jeszcze dobrze wykorzystany — może realizować dla mnie jedną z dwóch głównych funkcji stand-upu czyli „zmianę”, niekoniecznie „dobrą” (śmiech), ale na pewno na lepsze. Jasne, że chodzi o reakcje i śmiech wśród publiczności (druga, równorzędna funkcja) i warto pisać żarty, które ją bawią, ale warto przy ich okazji podzielić się swoja perspektywą, może zainspirować, zwrócić uwagę, że można inaczej?

Czy stand-up to dobra forma, aby poruszać ważne tematy, wzbudzać refleksje i może trochę przewrotnie — walczyć ze stereotypami?

Myślę, że jest to forma do tego idealna i najwięksi ze współczesnych komików dokładnie w ten sposób z niej korzystają. Chappelle, Gervais, CK, Silverman, Burr, Burnham i inni, właśnie w ramach „niełatwych” tematów bawią widzów do łez. Nakłuwają balony złości, smutku czy nadęcia, które pęcznieją w naszych społecznościach. Mówią szczerze o tym, o czym wszyscy wiedzą, ale przecież „nie wypada” na głos, albo wywracają nasze myślenie o 180 stopni. Zawsze szczerze, z precyzją, rozmysłem i w punkt — kwintesencja stand-upu.

W formacie „Comedy Central Ratuje Świat” miałaś okazję podjąć takie tematy jak fanatyzm i zmiany klimatyczne. Trudno mówić o takich rzeczach z humorem?

Bardzo lubię ten format. Pisanie na zadany temat zawsze jest bardzo ożywcze, a jeszcze kiedy ów temat budzi u wielu emocje… Nie wiem, czy to jest trudne — na pewno bardzo inspirujące. Jak przedstawić swój punkt widzenia w kwestii, która budzi tak skrajne reakcje, a jeszcze znaleźć tam przestrzeń na żart? I to dobry, no bo przecież poruszając TAKĄ tematykę… no, warto byłoby, aby żart był przynajmniej dobry. To może być wyzwaniem, ale niechaj! Przekłuwajmy pęczniejące balony tak często, jak tylko się da — wszystkim nam zrobi się lżej.

Ewa Błachnio to artystka kabaretowa i jedna z najpopularniejszych stand-uperek w Polsce. W latach 2000–2014 była członkinią Kabaretu Limo. Współprowadzi audycję „Poliż temat” w radiu RMF FM.. Szerokiej publiczności jest również znana z anteny Comedy Central Polska – wzięłą udział w dwóch sezonach programu Comedy Club. Pojawiła także w kampanii społecznej „Comedy Central Ratuje Świat” na temat nierówności społecznych.