Za komuny półki uginały się od towaru, bywało też ludzkie mięso. To miejsce zna każdy we Wrocławiu
Z jednej strony jest częścią kadru jak z filmu romantycznego – wokół rzeka, przystań i stare miasto, z drugiej wbita w paskudne postkomunistyczne bloki, którym swego czasu odpadały balkony. I dokładnie tak dwulicowa jest najsłynniejsza hala targowa we Wrocławiu.

Uprzejmie dziękuję, po czym słyszę pod swoim adresem obelgę i kilka przekleństw.
Uśmiechając się pod nosem liczę, że mimo, że od Cyganki, może się nie spełnią. To jedna z tych rzeczy, które przez tyle lat kompletnie się tu nie zmieniły. A halę znam świetnie, bo mieszkałam w jej bezpośrednim sąsiedztwie, wówczas nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, jak wyjątkowe jest to miejsce.

Fot. natemat.pl
Budowa hali targowej. Prace przy podpiwniczeniu prowadzone przez firmę Theodor Hüllsner. Listopad, 1906•Fot. Fotopolska.eu
Daleko więc tamtemu centrum było do prestiżu z dzisiejszych czasów. Podobnie hali, w której dziś kupimy greckie oliwki, sery prosto z Francji i napijemy się kraftowego piwa po 15 złotych za butelkę. A kiedyś...
Hala Targowa, lata 1966-1968•Fot. Fotopolska.eu
Tajemnice podziemi
Hala powstała w 1908 roku na terenie ówczesnego Breslau, według projektu Richarda Pluddemanna. Że Niemcy budowali porządnie i innowacyjnie wiadomo nie od dziś, a hala jest tego doskonałym przykładem. To architektoniczna perełka. Z zewnątrz z klasycznej, charakterystycznej dla otoczenia czerwonej cegły, w środku jednak całkowicie nowoczesna, a nawet można rzec, że współczesna.Strop w szczytowym momencie ma 17 metrów, do tego żelbetowe łuki na sklepieniach do dziś wyglądają imponująco, choć trochę kojarzą się z kościołem. Do tego zmylić może wieża z zegarem. A może specjalnie Pluddemann postanowił zakpić sobie z sakrum i zaprojektować w ten sposób świątynię handlu? Bo tym właśnie, swego czasu, hala była, bez dwóch zdań.
Fot. natemat.pl
I można Niemców nie lubić, ale nie można odbierać im staranności w planowaniu przestrzennym czy tworzeniu projektów architektonicznych. Mury z resztą pozostały do dziś w podziemiach hali, gdzie można je obejrzeć. O ile oczywiście ktoś nas tam wpuści, bo te nie są ogólnodostępne.
Hala Targowa oraz pomnik Karla Gottlieba Svareza. Rok obiegu pocztówki: 1910.•Fot. Fotopolska.eu
Obok pełnowymiarowych, metalowych drzwi, mamy drugie, malutkie, jak do składzika. Tam jednak, zamiast składu węgla czy drewna, komuniści zrobili nie co innego, jak karcer.
Podroby i galanteria z ludzi – tylko w hali
To nie jedyna mroczna historia jaka wiązała się z tym miejscem. Budowa hali zazębia się z życiem i przestępczą działalnością Karla Denke – niemieckiego mordercy i kanibala. Denke, mimo że w dzieciństwie uważany był za opóźnionego w rozwoju, po przeprowadzce miejscowości Münsterberg (dziś Ziębice), 70 kilometrów od Breslau, był bardzo szanowanym obywatelem.Utrzymywał się z najmu przyjezdnym jednego z pokoi w swoim domu. Jak się okazało, późniejszym ofiarom. Zbrodnie Karla Denke wyszły na jaw po tym, jak zwabiony przez niego do mieszkania młody mężczyzna zorientował się, na kogo trafił, i pobiegł na policję.
Kryminalni tego samego dnia aresztowali zbrodniarza i przeszukali dom. Oprócz leżących wszędzie kości znaleziono kilkadziesiąt dowodów tożsamości ofiar, w tym osób przyjezdnych, włóczęgów i prostytutek, których wypatrywał na dworcach i których zwykle nikt nie szukał.
Ponadto w domu leżały zakrwawione ubrania ofiar, rzemienie z ludzkiej skóry, sznurowadła z włosów oraz słoiki z peklowanym mięsem, które to sprzedawać miał, nie gdzie indziej, jak w hali targowej w Breslau.
Fot. Wikipedia (CC)
Zdążyła skończyć się najpierw pierwsza wojna światowa, kiedy to budynek oberwał kilka kul, wmurowanych w elewację na pamiątkę i widocznych do dziś, później halę zastała druga wojna. Budynek znów uszedł cało, więc działalność handlowa ruszyła w nim niemal od razu po kapitulacji. I nadal pozostawał miejscem, na swój sposób, kultowym.
Hazard, kryminalny półświatek i pijawki
– Halę pamiętam już jako dziecko – mówi mi jeden z emerytowanych już kupców, który na handlu w tym budynku spędził prawie 40 lat. – Tam po prostu był klimat. Prawdziwy klimat handlu. Wtedy, w latach 50. czy 60., hala nie wyglądała jak teraz – eleganckie stoiska, wszystko uporządkowane... Było ciemno, głośno, a ludzie rozkładali stragany gdzie się dało. Tam trzeba było się trzymać za kieszenie, a i nie brakowało takiego... Jakby to powiedzieć... Szwindlu! — dodaje z uśmiechem.Wnętrze hali, rok 1975•Fot. Fotopolska.eu
– Oprócz handlu spożywką kwitł tam hazard. Grało się w kubki, trzy karty, do tego na każdym kroku stała Cyganka, a między tym wszystkim baba z pijawkami – dodaje mój rozmówca. – A piętro? Pani złota! – wtrąca handlarka stojąca obok. – Tam to suknie ślubne, obok kreszowe dresy, cuda-niewidy! A w tym samym czasie w pedecie (PDT – Państwowy Dom Towarowy, dziś galeria handlowa Renoma – red.) puste półki.
Nic więc dziwnego, że do hali zjeżdżali ludzie z całej okolicy, a często także z daleka.
– To było skupisko prywatnych handlarzy, o których wówczas pogardliwie mówiło się prywaciarze – mówi historyk Juliusz Woźny. – Im powodziło się wówczas, jak nikomu innemu, bo żeby mieć dostęp do towarów, musieli często układać się z władzami, czy dawać łapówki. Ale to dzięki nim w hali było wszystko, a w państwowych sklepach nic.
Nowe oblicze, czy równia pochyła?
W tym stanie pełnym przepychu (przynajmniej jak na tamte czasy) hala przetrwała do roku 1980, kiedy to została gruntownie zmodernizowana. Zniknęły stragany-samoróbki, w ich miejscu stanęły stoiska. Dalej było to miejsce handlu, ale już znacznie bardziej uporządkowane. Z czasem zniknęła też pani z pijawkami, aż halę zastała transformacja ustrojowa. W sklepach pojawiało się coraz więcej rzeczy, a stragany mizerniały.– Nie wiem czy pani pamięta, ale kiedyś tam z przodu było takie duże stoisko z wikliną – mówi mi jeden z kupców, z którym dziś rozmawiam w uroczym, ale małym sklepiku na pierwszym piętrze. – Tak, pamiętam, oczywiście! – odpowiadam.
– To byłem ja. Ale się zwinąłem, bo czasy już nie te. Co prawda nie powiem, żebym siedział tu za darmo, bo tak nie jest, ale czasy świetności hala ma już za sobą.
I faktycznie, mimo niezmiennie pięknego widoku straganów, pełnych kolorowych owoców i warzyw, mimo czarującego zgiełku w okolicy baru mlecznego Karmazyn, który niegdyś był na każdą kieszeń, ale po latach też poddał swój cennik wpływowi inflacji, pustych stoisk jest coraz więcej. Coraz więcej też kuchni świata, coraz mniej swojskości. Zadaję więc sobie pytanie, czy to krok w kierunku świetlanej przyszłości, która czeka halę, czy próba ratowania czegoś, co chyli się powoli ku upadkowi.
Fot. natemat.pl
– Proszę jednak zauważyć, co jest napisane na tabliczce przed wejściem. To nie są pieniądze unijne, ani miejskie —zaznacza jeden z kupców, który wcześniej cieszył się, że w hali jest tania toaleta, bo dzięki temu turyści częściej zachodzą zajrzeć na stragany.
– To pieniądze od Niemców! Ja uważam, że oni chcą ten budynek kupić! Już by kupili, bo tu były różne kolacje ważne, z ważnymi ludźmi z tego miasta, ale się władza zmieniła, to i temat ucichł – dodaje miły, siwy pan ze stoiska na pierwszym piętrze.
Fot. natemat.pl
Ale na kolację do hali, tak jak te "ważne ludzie" za to przyjść mogą wszyscy, zwiedzając przy okazji część podziemi. To właśnie tam stworzono restaurację i browar, obok których to przechodzę opuszczając halę. Ponownie spotykam cygankę, która tym razem pluje w kierunku kogoś innego, kto nie chciał żeby (dobrze) wróżyła mu za pieniądze, to za darmo wróży mu źle. Może hala też ją kiedyś zdenerwowała?
Wrocławska hala targowa mieści się przy ulicy Piaskowej 17 i można odwiedzać ją od poniedziałku do soboty, między 8:00 a 18:30. Oprócz straganów z warzywami znajdziemy stoiska z kwiatami, mięsem, artykułami domowymi, lokalnymi produktami, a także usługami, w tym szewca, zegarmistrza i kaletnika, a także wiele innych.
W pobliżu hali można zaparkować, ale bezpośrednio przed jej drzwiami zatrzymuje się tramwaj. Więcej o hali można przeczytać w książce Agnieszki Gryglewskiej – Wrocławskie hale targowe.