Majcherek: Obcokrajowcy grają dla nas. Czemu nie mogliby tu pracować?

Janusz A. Majcherek
Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.
Odkąd kilka lat temu Polski Związek Piłki Nożnej zniósł limit zawodników spoza Unii Europejskiej, z roku na rok w polskich klubach gra coraz więcej obcokrajowców, w tym ciemnoskórych, skośnookich i wyznawców islamu. W obecnym sezonie stanowią już połowę składów, swoimi występami zapełniają około połowy czasu gry i strzelają ponad połowę bramek.
Janusz Majcherek fot. Beata Zawrzel/REPORTER n/z
Tymczasem to najbardziej fanatyczni kibice ligowych drużyn, zwani potocznie kibolami, należą do najbardziej ksenofobicznych i rasistowskich środowisk, licznie zasilających imprezy typu Marsz Niepodległości, z krzyżami celtyckimi, napisami „white power” i okrzykami „Polska dla Polaków”. Jak to wytłumaczyć?

Piłka nożna u swoich początków była rywalizacją lokalnych drużyn reprezentujących nawet nie konkretne miasto, a jego dzielnicę. Stąd takie ich nazwy jak Everton, Chelsea, Widzew czy Wieczysta. Przejście do drużyny z sąsiedniej dzielnicy czy drugiej strony Błoń, jak w Krakowie, uchodziło za zdradę.


Zawodnicy na ogół grali w ciągu całej kariery w jednym klubie, tym z sąsiedztwa, w którym zaczynali jako trampkarze. O cudzoziemcach w piłkarskiej lidze nie słyszano lub traktowano jako wyjątki, rodzynki w rodzimym, swojskim cieście.

Jeszcze całkiem niedawno (w skali dziejów futbolu) obowiązywały w całej Europie limity obcokrajowców mogących grać w ligowych meczach. Panował kult klubowych barw i formalne nawet przywiązanie zawodnika do klubu, rodzaj częściowo wymuszanego patriotyzmu klubowego.

A w przeszłości bywało dyskryminacyjnie

Ale rywalizacja sportowa bywała naznaczona szowinizmem, ksenofobią, wrogością. Powszechnie stosowano wykluczanie Żydów z możliwości gry w lokalnych drużynach. Cracovię, która takiego zakazu nie używała, do dzisiaj nazywa się żydowskim klubem albo po prostu Żydami.

Mieszkańcy pochodzenia żydowskiego zakładali więc własne kluby, przeważnie o nazwie Maccabi – od Machabeuszy, izraelskich powstańców antyrzymskich z I wieku n.e. Bywali też pośród prekursorów gry w piłkę nożną.

Jeden z najstarszych klubów piłkarskich w Pradze został założony w 1896 r. przez mieszkańców pochodzenia żydowskiego i nazywa się (został reaktywowany) Deutscher Fussbal-Club Prag. Niemiecki klub piłkarski założony przez Żydów w czeskiej stolicy.

W wielu państwach, w tym na Wyspach Brytyjskich, szczycących się, że to tam wymyślono piłkę nożną i założono najstarsze kluby piłkarskie, wiele z nich jeszcze całkiem niedawno nie dopuszczało do gry protestantów, katolików czy anglikanów. Derby Glasgow między Celtikiem i Rangersami uważa się do dzisiaj za starcie katolików z protestantami, choć u „katolików” grają Izraelczyk Liel Abada i Japończyk Kyogo Furuhashi, a u „protestantów” Chorwat Nikola Katić i Nigeryjczyk Nnamdi Ofoborh.

W przedwojennej Polsce zdarzyła się awantura, gdy w ligowej rywalizacji o mistrzostwo kraju w 1927 r. przewodził klub 1 FC Kattowitz, złożony gównie z zawodników pochodzenia niemieckiego (choć tylko Ślązaków, także o nazwiskach Wieczorek czy Wyleżoł). Niemcy mistrzami niepodległej Polski!

Różnymi metodami próbowano zapobiec temu (sędzia podczas decydującego meczu z Wisłą Kraków nie uznał bramki i zakończył zawody przed regulaminowym końcem gry). Ostatecznie niemiecki klub ze Śląska został wicemistrzem Polski, mistrzowski tytuł nie trafił „w obce ręce” (choć piłkarz tego śląsko-niemieckiego klubu Emil Görlitz występował w polskiej reprezentacji narodowej).

Na boisku i poza nim

Dzisiaj wszystkie ligi piłkarskie Europy to mozaika narodowości, ras i wyznań. Można wręcz uznać, że futbol to jedna z najbardziej kosmopolitycznych i otwartych na różnorodność form kultury popularnej. Jak to zatem możliwe, że wśród kibiców, w tym także polskich, utrzymują się tak silne rasistowskie, nacjonalistyczne, wyznaniowe uprzedzenia?

Od dawna wiadomo, że bliższy kontakt z pojedynczą osobą ułatwia porozumienie, ale niekoniecznie zmienia ogólne, stereotypowe nastawienie do zbiorowości, z której się wywodzi lub z którą jest identyfikowana. Stąd paradoks, że klubowy fanatyk, kibicujący drużynie z czarnoskórymi zawodnikami w składzie i wznoszący na ich cześć radosne okrzyki po strzeleniu przez któregoś z nich gola, może na pozasportowych imprezach wykrzykiwać rasistowskie hasła. Ba - często robi to na stadionie, tyle że pod adresem zawodników innej drużyny.

Antysemickie napisy na murach i okrzyki na stadionach kierowane są wobec tych, których się nie lubi lub wprost nienawidzi. Kosmopolityczne, wielobarwne, zróżnicowane pod wieloma względami drużyny i ich ksenofobiczni, rasistowscy, antysemiccy kibice. Nacjonalistyczne imprezy, których uczestnicy niosą kibicowskie szaliki drużyn, mających w składzie większość cudzoziemców, w tym czarnoskórych.

Nawet wielu mieszkańców nieinteresujących się piłką nożną lub jakąkolwiek dyscypliną sportu z radością odnotowuje sukcesy lokalnej drużyny. A ta często składa się z zawodników i zawodniczek różnych ras, narodowości i wyznań.

Jeśli aprobujemy reprezentowanie nas przez nich, to powinniśmy też akceptować ich obecność jako naszych sąsiadów. I nie tylko wówczas, gdy grają dla nas w piłkę, ale także gdy pracują w innej formie i dziedzinie. I gdy nie musieliśmy zapłacić kilkaset tysięcy lub kilka milionów euro, aby zechcieli dla nas grać, lecz gdy proszą, aby pozwolić im tu osiąść, pracować i płacić podatki.