20 lat od zamachów w USA. "Sytuacja w Afganistanie jest dla Amerykanów smutnym epitafium"

Żaneta Gotowalska
Mija 20 lat od tragicznych w skutkach ataków terrorystycznych, jakie miały miejsce 11 września w Stanach Zjednoczonych. Dwie dekady od tych wydarzeń rozmawiamy z ekspertem, który mówi nam, gdzie teraz są Stany Zjednoczone i jakie emocje wobec tego wydarzenia mają poszczególne pokolenia.
AFP/EAST NEWS/HELENE SELIGMAN
"W miarę jak kolejne stacje radiowe i telewizyjne przerywały regularną ramówkę, by nadać komunikat specjalny, wieść o atakach w Nowym Jorku obiegała resztę kraju, wprawiając Amerykanów w osłupienie. Reporterzy i komentatorzy – nie mniej zdezorientowani niż słuchacze, którzy wszędzie poza Wschodnim Wybrzeżem wstawali dopiero z łóżek – nie mieli pojęcia, jak podejść do tak bezprecedensowego zdarzenia" – tak o wydarzeniach z 11 września można przeczytać w książce "Jedyny samolot na niebie. Historia mówiona zamachów z 11 września" Garretta M. Graffa.


I tak właśnie było. 11 września, przed dwudziestoma laty, świat zamarł, obserwując wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy myśleli, że zaczyna się wojna. Inni czekali na to, co wydarzy się dalej, czy inne miejsca nie staną się kolejnym celem ataku terrorystycznego.

Ostatecznie doszło do serii czterech ataków terrorystycznych, przeprowadzonych rano we wtorek 11 września 2001 roku. Terroryści po opanowaniu samolotów wlecieli nimi w dwie wieże World Trade Center oraz budynek Pentagonu. W przypadku czwartego samolotu atak nie powiódł się z uwagi na obronne zachowanie pasażerów na jego pokładzie. Maszyna rozbiła się na polu w Pensylwanii. Łącznie w zamachu zginęło 2996 osób.
AFP/EAST NEWS/DOUG KANTER
Mimo upływu 20 lat od tych strasznych wydarzeń pracownicy amerykańskich służb, które jako pierwsze wezwano do akcji ratunkowej, wciąż cierpią na choroby układu oddechowego, zaburzenia psychiczne, trawienne i nowotwory.

W 20. rocznicę zamachów w Stanach Zjednoczonych z dr hab. Jarosławem Szczepańskim, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie Fulbright Fellow na Ohio State University, rozmawia Żaneta Gotowalska.

Jest Pan w Stanach. Jak wyglądały przygotowania do 20. rocznicy zamachów z
11 września?


Dziś USA żyje przede wszystkim wydarzeniami w Afganistanie. Po zamachu na lotnisku w
Kabulu wszędzie w mieście widać było flagi spuszczone do połowy masztu. O 9/11 przypominają przede wszystkim zapowiedzi dokumentu w CNN oraz powracające w rozmowach i debatach publicznych pytania, czy wycofanie się z Afganistanu i fala uchodźców mogą doprowadzić do kolejnych zamachów w przyszłości.

Rocznica z całą pewnością planowana była z dużym wyprzedzeniem i w dniu upamiętniającym wydarzenia sprzed 20 lat w całym kraju będzie się wiele mówić o tych tragicznych chwilach.

Studenci, których pytałem, czy przygotowują się jakoś na campusie do uczczenia wydarzeń, tylko lekko wzruszali ramionami, co też mówi wiele o natężeniu emocji w młodym pokoleniu.
DPA/AFP/EAST NEWS
A jaka emocja jest najbardziej widoczna wśród Amerykanów, nie tylko tych z młodego pokolenia?

Emocje są zdecydowanie różne w różnych grupach wiekowych. Wydarzenia 9/11 były
doświadczeniem pokoleniowym, które ukształtowało politykę wewnętrzną i zagraniczną USA na dwie dekady. Można porównać to doświadczenia do roku 1989 w Polsce, który również był przede wszystkim doświadczeniem pokoleniowym, którego obecna młodzież nie jest w stanie zrozumieć.

Starsze pokolenia, w pełni świadome wydarzeń w 2001 roku, czyli dzisiejsi 35-45 latkowie, dla których życie polityczne zaczęło się w świecie po zamachach, mówią o wydarzeniach ze wzruszeniem, dumą z narodu, który przeciwstawił się złu.

Pokolenie obecnych dwudziestolatków, moich studentów, kiedy mówi o 9/11 to raczej w kontekście wojny na Bliskim Wschodzie, która towarzyszyła im przez całą wczesną dorosłość.

Jak wydarzenia sprzed lat wpłynęły wówczas na społeczeństwo? Czy wywołały coś w
rodzaju traumy pokoleniowej?


Wydarzenia 9/11 istotnie wpłynęły tak na społeczeństwo jak i instytucje amerykańskie. Po
zamachach administracja prezydenta Busha została przebudowana, a on sam stał się pierwszym od wielu lat prezydentem okresu wojny. Samo społeczeństwo uzyskało natomiast istotny symbol, do którego odwoływać mogło się całe pokolenie Amerykanów.

Symbol, który spajał oraz pozwolił na wybuch patriotycznych postaw, które ułatwiły rozwój kolejnych operacji na Bliskim Wschodzie. Z perspektywy czasu, wydaje się, że nie była to trauma pokoleniowa, ale istotny punkt zwrotny w myśleniu, przede wszystkim o bezpieczeństwie narodowym.

Jakie zmiany zaszły przez te 20 lat w USA?

Przeze 20 lat USA przeszły istotną zmianę, a może nawet rewolucję społeczną. Relatywna spójność, jaką naród osiągnął po 9/11, która była naturalną odpowiedzią na atak zewnętrzny, po 20 latach jest jedynie mglistym wspomnieniem.

Społeczeństwo jest silnie spolaryzowane. Polaryzacji sprzyja powolne zarzucanie postaw politycznie poprawnych w życiu codziennym i coraz gorętsze dyskusje dotyczące sfery politycznej. Ta zmiana, którą zauważają moi amerykańscy rozmówcy, wywołana została prezydenturą Donalda Trampa i sposobem prowadzenia przez niego debaty publicznej. Polaryzacja napędzana jest również przez media ogólnonarodowe.

Kiedy mówimy, że w Polsce telewizje sympatyzujące z poszczególnymi obozami politycznym są tendencyjne, to w USA dominacja opinii nad informacjami jest standardem od wielu lat. Główne wydania CNN i Fox News wprost wzajemnie oskarżają się o bycie sieciami propagandowymi. Prezenterzy nie informują, tylko komentują wydarzenia i wtłaczają gotowe narracje do głów słuchaczy. Opinia staje się wszystkim, informacja niczym. Ta narastająca polaryzacja (dot. kwestii rasowych, tożsamościowych, socjalnych) w przewidywalnej przyszłości może stać się siłą odśrodkową niebezpieczną dla USA.
EAST NEWS/Alan Chin
W jakim miejscu jest teraz USA?

Stany są obecnie w bardzo trudnym momencie przełomowym. Administracja Joe Bidena,
osłabiona wydarzeniami w Afganistanie i zaatakowana w pierwszych dniach tragicznych
zdarzeń zarówno przez środowiska prodemokratyczne jak i prorepublikańskie, wytraciła
prędkość. Zmiany zapowiadane w pompatycznej, choć prowadzonej w cieniu pandemii,
inauguracji - odzyskanie Stanów Zjednoczonych oraz wprowadzenie wielu "pierwszych" osób o różnorodnym pochodzeniu etnicznym na istotne stanowiska, dziś wydaje się odległym wspomnieniem.

Najbliżsi współpracownicy prezydenta, w tym Kamala Harris, są jedynie milczącym tłem dla prezydenta próbującego tłumaczyć niedawne wydarzenia. Rozbudzone nadzieje w obliczu problemów spowodowały spadek poparcia, który jest nawet większy w przypadku wiceprezydent niż prezydenta.

Oczywiście, po pierwszej negatywnej reakcji Demokraci i wspierające ich media, przeszli na pozycje wspierające Joe Bidena, jednak nie należy spodziewać się, żeby obecna prezydentura była prezydenturą przełomu – choć tak była zapowiadana i tak się zapowiadała. Jeżeli tak się stanie, to poziom polaryzacji zostanie nie tyle spetryfikowany, ile będzie narastał i obrazki niespokojnych Stanów okresu kampanii wyborczej mogą powtórzyć się przy okazji kolejnej elekcji prezydenckiej.

Czy obecna sytuacja w Afganistanie wpływa na odbiór wydarzeń z 11 września 2001 roku?

Nie wpływa na samą percepcję tamtych wydarzeń. To, co miało miejsce w Afganistanie, wpływa natomiast na ocenę interwencji w państwach Bliskiego Wschodu. Jeżeli w ogóle, to 9/11 przywoływany jest przede wszystkim w kontekście czegoś, co może się powtórzyć, jeżeli nie udało się i nie będzie możliwe w przyszłości prawidłowe zweryfikowanie uchodźców i personelu sojuszniczego ewakuowanego z Afganistanu.

Co więcej, te wątpliwości padają przede wszystkim po stronie opozycyjnej. Sytuacja w Afganistanie, w szczególności zamach na lotnisku w Kabulu, jest dla Amerykanów smutnym epitafium.