Tę twarz w PRL-u znał każdy. Zdzisek nazywany był "królem złodziei", 29 razy uciekł milicji

Alicja Cembrowska
Wąs i łańcuszek na szyi. To znaki rozpoznawcze PRL-owskiego "króla złodziei". Lubił alkohol, kobiety i szybkie auta. I najwyraźniej ucieczki, bo to właśnie one sprawiły, że znała go cała Polska. 29 razy umknął milicji. Z konwojów, aresztów, więziennych cel. Po prostu znikał. Zdzisław Najmrodzki, bo o nim mowa, to prawdziwy przestępca-celebryta.
Zdzisław Najmrodzki nazwany był "królem złodziei" wikipedia.org
Zdzisław nazywany był "Szaszłykiem". A raczej "Saszłykiem". Pierwszy pseudonim to nawiązanie do jednego z jego ulubionych dań. Drugi do wady wymowy, która utrudniała mu prawidłowe wymówienie nazwy potrawy.

Ludzie go lubili. Niektórzy brali autografy. Inni widzieli w nim symbol wolności. Uważano, że na swój specyficzny sposób walczy z systemem komunistycznym i niesprawiedliwością społeczną. Doceniano jego pomysłowość, upór i styl bycia – czarujący, barwny i szalony. I zdaje się, że ta energia Zdzisława Najmrodzkiego do tej pory elektryzuje ludzi, bo pod materiałami na jego temat dominują pozytywne komentarze, a niebawem do kin trafi film, w którym w postać "króla złodziei" wcieli się Dawid Ogrodnik.

3 września 1989 roku

To data chyba najbardziej spektakularnej ucieczki z polskiego więzienia. Dwa lata wcześniej, w październiku 1987 roku, Najmrodzki za włamania i kradzieże zostaje skazany na 15 lat więzienia. Nie zamierza jednak odbywać kary. Od razu zaczyna zastanawiać się, jak opuścić celę, jednak na tym etapie swojej "kariery" jest już bardzo pilnie strzeżony. Chyba żaden przestępca do tej pory nie był tak pilnowany.


Z pomocą nadciąga jednak mama, którą on nazywa najważniejszą kobietą w swoim życiu. Kobieta na nagraniu tkn24pl z 2016 roku mówi, że nie spodziewała się, że "on ją będzie jeszcze męczył, żeby go ratować". Chętnie opowiada, jak barwne życie prowadził syn, wspomina, jak przyszedł do jej pracy, dał sukienkę i zabrał za zabawę sylwestrową, na które inni chodzi ze swoimi ukochanymi. On zabrał mamę.

Sabina Najmrodzka jest właściwie mózgiem operacji z 1989 roku. To ona na polecenie syna kontaktuje się z jego dawnym wspólnikiem, Kazimierzem Ożogiem. Ten zgadza się przyjechać do Gliwic. Zamieszkuje w wynajętym przez Najmrodzką mieszkaniu i wspólnie zastanawiają się, jak uwolnić Saszłyka. Sabina dokładnie przygląda się terenowi. Wie, że zadanie nie będzie proste. Tuż obok jest szkoła. To właśnie tam znajdzie się jeden koniec tunelu.

I tutaj pojawiają się dwie wersje wydarzeń.

Jedną przywołuje w artykule dla focus.pl Łukasz Szymborski, powołując się na akta śledztwa. "Sprzęt zgromadziła Najmrodzka. Ożog przystąpił do drążenia podkopu. (…) Ożóg drążył tunel, ziemię wsypywał do wiaderek. Te Najmrodzka przesypywała do worków i wynosiła do śmietników oraz rozsypywała na klombach. Prace trwały około 3 miesięcy".

We wspomnianym nagraniu z 2016 roku Sabina opowiada natomiast ze szczegółami, że prace trwały miesiąc, a ziemi nie wynosiła na zewnątrz, bo zajęłoby to wieczność, tylko usypywała ją w pomieszczeniu piwnicy. Pod sam sufit. Kobieta dodaje, że musieli zdążyć przed 1 września i powrotem uczniów do szkoły. Pracowali nocą, wślizgując się przez małe okienko.
Również ona wymyśliła, że na terenie spacerniaka trzeba przekopać się pod chodnikiem, po którym chodzą więźniowie, bo skąd mogłaby mieć pewność, że do podkopu wpadnie jej syn, a nie inni osadzeni. Mówi, że nie mogła spać całą noc, ale w końcu wymyśliła, że muszą oznaczyć miejsce, w którym ziemia się zapadnie i dostarczyć Zdziskowi informacji, jak rozpozna punkt.

Tak powstała opowieść o Najmrodzkim, który w jednej minucie był przed oczami strażników, a nagle znikł. Po prostu podskoczył w odpowiednie miejsce i ziemia się pod nim zapadła. Kilka minut wcześniej swojemu towarzyszowi miał powiedzieć, że jak ten wróci do celi, to pod poduszką znajdzie list do naczelnika. Źródła podają, że "dziękuje w nim za gościnę".

Następnie "król ucieczek" przeczołgał się przez tunel i wsiadł na skradziony wcześniej przez matkę i Ożoga motocykl, który później, jak wynika z opowieści Sabiny, został odstawiony na miejsce, z którego go zabrano. Najmrodzki uciekł. Znowu.

Mężczyźni świetnie się bawili. Trzy dni po ucieczce byli jeszcze w Gliwicach, w restauracji "Pod Platanem", a potem ruszyli w Polskę. Okradali kolejne Peweksy i pili. W listopadzie Najmrodzki wsiada za kierownicę pod wpływem alkoholu i uderza w krakowską latarnię uliczną. Ma ponad 2 promile. Jest ranny i próbuje uciekać. Przy sobie ma fałszywy dowód osobisty, gdy jednak zostaje w końcu złapany, milicja identyfikuje go po badaniach daktyloskopijnych.

Trafia do więzienia w Strzelcach Opolskich. Tam zmienia się w poetę. Już nie ucieka. Ale to przedostatni rozdział jego historii.

Biedna rodzina

Zdzichu przychodzi na świat w 1954 roku. Dzieciństwo spędza we wsi Stomorgi (obecnie województwo świętokrzyskie). Lubi zwierzęta i ptaki. Jest dzieckiem nadzwyczaj ruchliwym i sprawnym fizycznie. Ma trzech braci, ojca nie zna. Wstydzi się biednego pochodzenia. Gdy jest nastolatkiem, rodzina przenosi się do Gliwic.
To tutaj chłopak trafia do szkoły zawodowej i staje się mechanikiem samochodowym. I to tutaj, jak mówi jego mama, "wszystko się zaczyna".

Gdy ma 19 lat zostaje powołany do odbycia dwuletniej służby wojskowej. Wyróżnia się sprawnością, specjalizuje się w sprincie i rzucie granatem. Dlatego zwraca uwagę 63. Kompanii Specjalnej w Bolesławcu i zostaje poddany testowi – może opuścić jednostkę, ale bez przepustki. Zadanie: dostać się do rodziny tak, żeby nie złapali go żandarmi Wojskowej Służby Wewnętrznej.

Udaje się, ale Zdzisek nie chce być żołnierzem. Marzy o karierze kierowcy rajdowego. Jednak nic z tego. Jego kontakt z samochodami ogranicza się do napraw, które wykonuje w warsztacie samochodowym w Gliwicach. Pije.

Po raz pierwszy do aresztu trafia w 1975 roku. Zarzut: czynna napaść na milicjanta w knajpie pod Żyrardowem. Tłumaczy, że bronił się przed atakiem pijanych gości lokalu. Sądu nie przekonuje. Trafia do gliwickiego więzienia. Tam pracuje jako mechanik.

W tym okresie ucieka jednak pierwszy raz, gdy przewożony jest pociągiem z innym więźniem. Kilka godzin podróży i kilka piw wystarcza, by konwojenci rozluźnili się za bardzo i zdjęli swoim skazanym na więzienie towarzyszom kajdanki. Najmrodzki wykorzystuje sytuację i wyskakuje przez okno wolno jadącego pociągu, gdy strażnicy zasypiają.

Anna Malinowska z Gazety Wyborczej tak opisuje tę sytuację: "W pociągu konwojuje go dwóch funkcjonariuszy służby więziennej. Zdzisław ma gadane, zaczyna nawijać do strażników. Znajdują wspólny język, na postoju pociągu strażnicy kupują więźniowi piwo. Piją wszyscy, ale Najmrodzki drobnymi łyczkami. Nerwy trzyma na wodzy, udaje, że dobrze się bawi. Co chwilę wybucha głośnym śmiechem, sypie żartami, z czasem udaje, że bełkocze i robi się coraz bardziej senny. Strażnicy też słabną i zasypiają. Najmrodzki momentalnie trzeźwieje i wyskakuje z jadącego pociągu".

Później mówił: "Zobaczyłem bociana za oknem i poczułem zew wolności. Wyskoczyłem bez użycia rąk. Taki skok byłby oceniony na każdej olimpiadzie jako złoty". Autostopem wraca do Gliwic i się ukrywa. Czeka na niego (poślubiona w 1977 roku) ukochana.
Nie może się wychylać, ale za coś trzeba żyć. Tak dostaje swoją pierwszą przestępczą robotę: ma eskortować samochody ze szmuglowaną odzieżą i w razie potrzeby odwrócić uwagę milicji. Nie dość, że świetnie radzi sobie za kierownicą, to ma gadane. Trafia na bazary i zajmuje się sprzedażą kradzionych towarów. Chyba wtedy dociera do niego, że to może być dla niego dobry pomysł na życie. Już ma kontakty, może ruszyć ze swoim biznesem i założyć własną grupę przestępczą.

Peweksy i polonezy

Najmrodzki ma dwie specjalizacje: Peweksy i polonezy. Te pierwsze okradał według samodzielnie opracowanej metody, która zyskała nazwę "na plakat" – wystarczyło wyciąć dziurę w szybie. Osoba z zewnątrz zaklejała ją plakatem ze słupa ogłoszeniowego i tym sposobem nikt nie wiedział o włamaniu.

Drogie, atrakcyjne i mało dostępne towary (od biżuterii i zabawki po kawę i pastę do zębów) z Peweksów trafiają na bazary i jak można się domyślać, szybko znajdują nabywców. O fali rabunków wiedział cały kraj. Równie łatwa okazuje się kradzież polonezów – wystarczy odkleić uszczelkę w tylnej szybie, by dostać się do środka, potem trzeba sfałszować dokumenty i już. Szybki zysk.

Zdziskowi podoba się to bogactwo. Zaczyna bywać w znanych miejscach, nocować w drogich hotelach, przepuszczać pieniądze na hazard, prostytutki i wyskokowe trunki. Kobiety go uwielbiają.

Gubi go coraz większa śmiałość i słabość do alkoholu. Podczas jednej z imprez nie spodobało mu się zachowanie kelnera i wywiązała się pyskówka. Pracownik postanowił powiadomić milicję. Nie zapomniał dodać, że czepliwy klient ma dużo pieniędzy, które być może pochodzą z nielegalnego źródła…

Gdy funkcjonariusze pakują go do Nyski, wie, że musi działać. Wykorzystuje nieuwagę milicjanta, wyrywa się drugiemu i skacze do Odry. Kolejny raz ucieka. Czuje jednak, że tym razem musi uciec jeszcze dalej. Cel: Austria. Punkt pierwszy: Czechosłowacja.

W podróż Zdzisław zabiera matkę. Tułają się dwa tygodnie. W nagraniu z 2016 roku kobieta wspomina, jak szalony był to pomysł. Szli w deszczu, musieli być czujni, było jej bardzo ciężko, ale szła. W okolicy Brna zostają jednak namierzeni. Koniec wycieczki. Najmrodzki wraca do aresztu w Gliwicach.

Ma odpowiedzieć za 70 napadów. Nie ma jednak chęci na więzienie. Z pomocą ponownie nadciąga mama. Dostarcza mu kartki i flamastry. Te przydają się, by rozrysować plan zakładu i pokazać go przez okno kolegom, którzy czatowali z lornetką w budynku naprzeciwko.

Jest 1980 rok. Saszłyk czeka na rozprawę w celi tymczasowej. Otwiera okno, odchyla nadpiłowane wcześniej przez kumpli z gangu pręty i po linie spuszcza się na dół. Tam czeka już odpalone auto. Znika. Jego sława rośnie, również wśród komunistycznych organów ścigania. Te wystosowują list gończy. Jego zdjęcie pojawia się w dzienniku telewizyjnym.

Życie na bogato

Zdzisław nie zamierza przejmować się milicją. Żyje w Warszawie, na bogato. Jeździ czarnym BMW, a żonę "zamienia" na 24-letnią towarzyszkę, której kupił willę pod stolicą. Wspólnie jeżdżą nad morze i Mazury. Właśnie podczas powrotu z Mazur szaleńczą prędkością zwraca uwagę drogówki. Pewnie by uciekł, gdyby nie to, że złapał gumę. Biegnie przez pola, porywa rower spod wiejskiej chaty, ale się nie udaje.

Z początku milicja nie wie, kogo złapała, bo Saszłyk wylegitymował się fałszywymi dokumentami. Gdy prawda wychodzi na jaw, telewizja ogłasza sukces. Powstaje nawet dokument "Arsen Lupin po polsku", który opowiada historię brawurowych ucieczek Najmrodzkiego.

Złodziej trafia do Pałacu Mostowskich w Warszawie. Ucieka. Powala milicjanta, zabiera mu kluczyki i marynarkę i po prostu wychodzi z budynku. Teraz ma już status celebryty. Mówią o nim wszyscy i wszędzie. Ludzie zakładają się, czy go złapią, czy znowu ucieknie. Dwa kolejne lata Najmro bawi się w kotka i myszkę z wymiarem sprawiedliwości.

Do 1986 roku. Wtedy ma wypadek samochodowy i trafia do szpitala. Przed jego salą ustawiają się kolejki lekarzy i pacjentów. Po autograf. Saszłyk trafia do więzienia w Gliwicach. Właśnie stamtąd, 3 września 1989 roku, ucieka 29 raz.

W końcu zostaje skazany na 20 lat za kradzieże i 7 za ucieczki. Z programu "997" dowiadujemy się, że był kapryśny i na procesie "zachowuje się bardzo różnie". Trafia do więzienia w Strzelcach Opolskich. Udziela wywiadów, chętnie spotyka się z dziennikarzami. Pisze – jego tomik poezji sprzedaje się w nakładzie 7 tys. egzemplarzy. Nie ucieka.

Jego skruchę docenia prezydent Lech Wałęsa i ułaskawia. Król złodziei wychodzi na wolność w 1994 roku. "Kiedy przedterminowo wypuszczono na wolność Grzegorza Piotrowskiego, zabójcę księdza Popiełuszki, to zwykłym odruchem sprawiedliwości prezydenta stało się ułaskawienie Najmrodzkiego" – mówił ówczesny doradca prezydenta Lech Falandysz.

Zdzisek jednak wolnością nie cieszy się długo. Ginie w wypadku samochodowym ostatniego dnia sierpnia 1995 roku. Ma 41 lat. W aucie są z nim dwaj synowie przyjaciela. 12-letniego Marcina i 14-letni Tomasza nie udaje się uratować. BMW, którym jechał Saszłyk, było kradzione, a on sam miał przy sobie dowód osobisty na inne nazwisko.

Korzystałam z artykułu na Wikipedii, twojahistoria.pl i focus.pl, a także nagrań dostępnych na YouTubie (rozmowy z Sabiną Najmrodzką i archiwalnych odcinków magazynu "997").

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut