7 godz. w aucie z dziećmi nie musi być koszmarem. Nissan Qashqai sprawił, że zleciały ekspresowo

Marta Kabulska
Przejechałam Nissanem Qashqai ponad 600 kilometrów z trójką dzieci nad morze i z powrotem. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy ta podróż zleciała. Niewiarygodne? Takie wydawało się jeszcze dzień przed wyjazdem. Nie zdawałam sobie sprawy, jak rodzaj samochodu może oddziaływać na komfort jazdy nie tylko mój, ale i dzieci. Powiem wam, co konkretnie wpłynęło na jakość naszej podróży.
Nissan Qashqai skradł moje serce. Fot. Nissan
– Daleko jeszcze? – to pytanie znienawidzone przez wszystkich rodziców podróżujących z dziećmi. Pierwszy raz najczęściej pada pięć minut po zatrzaśnięciu drzwi, a potem zostaje powtórzone tylko jeszcze jakieś trzysta razy, zanim dojedziecie do celu waszej podróży.

Podróż z dzieckiem właściwie w każdym wieku wydaje się dużym wyzwaniem. Mnie czekała wyprawa z półtorarocznym synem i nastoletnimi bliźniaczkami. Bałam się, nie tylko dlatego, że pierwszy raz miałam tak daleko jechać, obawiałam się również, jak to zniosą moje dzieci. W głowie pojawiała się wizja, a raczej fonia kilkugodzinnego płaczu syna przerywana jęczeniem i marudzeniem oraz kłótniami bliźniaczek. Słaby początek urlopu, co?

Jak samochód wpływa na komfort jazdy z dziećmi?

Wydaje ci się, że to, jakim autem jedziesz, ma znaczenie jedynie dla ciebie? Masz rację, wydaje ci się. A teraz pokażę ci to na moim przykładzie.


Dla dziecka nie ma znaczenia wielkość bagażnika (no może odrobinę, gdy ma mieć sterty toreb pod nogami, których możesz uniknąć w przypadku pojemnego bagażnika) czy rodzaj silnika. Ale już płynność jazdy sprawia, że nie wybudza się ono na pierwszym lepszym "śpiącym policjancie".

Leon oczywiście, jak większość dzieci, zasnął w aucie. Odpowiednia temperatura, którą z łatwością możesz zmieniać, brak drgań i "podskoków" przy pokonywaniu przeszkód na leśnych drogach, sprawiły, że mogliśmy maksymalnie wydłużyć jego sen.

Zalety Nissana doceniły jednak chyba najbardziej moje nastolatki. Jego wnętrze jest zaskakująco duże, siedzenia wygodne. Odpowiednia przestrzeń między siedzeniami zapewniła komfort ich długim nogom, regulacja siedzenia i oparcia na wielu różnych poziomach pozwoliła dopasować je do każdej z nas, jednak najbardziej spodobał im się… masaż. On skradł nie tylko moje serce. W końcu siedem godzin w jednej pozycji robi swoje, wtedy masaż, który oferują ci fotele Nissana, staje się zbawiony niezależnie od wieku.

3 rzeczy w Nissanie, które skradły moje matczyne serce


Przesiadka z wieloletniego auta, którym dotychczas jeździłam, w pierwszych sekundach przyprawiła mnie o niego silniejsze bicie serca. Puls wzrósł jednak nie z ekscytacji, którą najczęściej wywołuje zmiana auta, ale ze stresu.

Wszędzie elektronika, masa przycisków, kontrolek i opcji, jakie mam do wyboru, przytłoczyła mnie.
NaTemat
Tu tryb turbo (jednak mam w sobie zamiłowanie do adrenaliny), tam otwierana szyba dachowa, a obok opcja, w której auto samo "trzyma się" trasy i zaczyna sygnalizować dźwiękowo, jeśli się z niej zjeżdża.

Byłam zaskoczona, gdy osoba przekazująca mi auto zrobiła kilkunastosekundowe wprowadzenie i uznała, że to już wszystko, co powinnam wiedzieć. Początkowe zagubienie jednak szybko zaczęło znikać, po kilku przejechanych kilometrach wydawało mi się, że jeżdżę tym autem od zawsze. Okazało się bowiem, że jego prowadzenie i obsługa są bardzo intuicyjne. Nawet osoba, która nie zna się na samochodach, nie będzie miała najmniejszego problemu z jego obsługą.

Jedyne, co musisz wiedzieć, to – nie wciskaj przycisku "pomoc" bez potrzeby, bo wtedy po chwili przyjedzie do ciebie karetka i policja. Co jednak spodobało mi się w nim najbardziej?

1. Parkowanie to bułka z masłem – dzięki rewelacyjnemu asystentowi parkowania auto praktycznie robi to za mnie. I tu pora na chwilę prawdy, jako kierowca radzę sobie całkiem dobrze na drodze, ale parkowanie to moja pięta Achillesa. Nie będę przytaczać tu wielu historii, których świadkami były moje dzieci (np. uderzenie w samochód koleżanki córek pod przedszkolem), bo nie są one powodem do dumy, tym bardziej, gdy widzą to dzieci.

W pierwszej chwili byłam zaskoczona niewielką widocznością w tylnym lusterku, ale chwilę potem okazało się, że właściwie korzystam z niego sporadycznie. Auto samo ostrzega o zbliżającej się przeszkodzie, samo pokazuje, jaką pozycję przyjąć, w którą stronę "nakręcać" ("Nakręcaj Marta, nakręcaj" – przypomina mi się, jak histerycznie wołał mój instruktor jazdy, gdy parkowałam). Ryzyko jego zarysowania w trakcie tego manewru jest praktycznie minimalne.

2. Zaskakująco pojemny bagażnik – jak zobaczyłam, ile mamy zabrać ze sobą, przerażenie namalowało się na mojej twarzy. No bo jeszcze pieluchy, wózek, nocnik… Lista ciągnęła się niczym włoski makaron. I wszystko oczywiście było niezbędne.
NaTemat
Bagażnik w nowym Nissanie Qashqai nie wygląda na duży, ale uwaga, nie dajcie się nabrać. Może nie jest szeroki, ale za to wysoki. Pakowałam, pakowałam, pakowałam… Okazało się, że zmieściły się w nim bagaże na tygodniowy wyjazd dla 3 osób plus małe dziecko!

3. Masaż, masaż, masaż – "Po co komu masaż w aucie?" – pomyśli wielu, a już z pewnością nie będzie to dla nich kluczowa funkcja. Dla mojego zmęczonego kręgosłupa okazała się zbawienna. I nie chodzi tu tylko o ulgę, jaką przynosi w kolejnej godzinie jazdy.

Przyznam się wam, że korzystanie z niego stojąc w korkach po całym dniu pracy przy komputerze przynosi ukojenie obolałym mięśniom. Macie do wyboru trzy rodzaje masażu z różnym nasileniem jego intensywności.
NaTemat
Samochód jest duży i wygodny, bezpieczny, a jego spalanie naprawdę pozytywnie zaskakuje. Dla mnie to strzał w dziesiątkę nie tylko na długie podróże. A pytanie moich dzieci po powrocie: "Kiedy znów pojedziemy w trasę?", świadczy, że Nissan Qashqai skradł nie tylko moje serce.