Adam Bodnar: Sądy zależne od polityków nie ochronią nas przed przemocą władzy

Adam Bodnar
dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, były Rzecznik Praw Obywatelskich
Kiedy narasta kryzys w relacjach z Unią Europejską w kontekście przestrzegania zasady praworządności, Minister Sprawiedliwości oraz jego podopieczni pogłębiają konflikt. Odsunięcie od orzekania dwóch kolejnych sędziów jest kolejnym przykładem, że partii rządzącej nie chodzi o reformę sądownictwa, ale o bezwzględne podporządkowanie sędziów interesom obozu władzy.
Bodnar: Po 6 latach przyzwyczajania obywateli do przekraczania kolejnych granic, wrażliwość opinii publicznej jest już mocno stępiona. Fot. Piotr Zagiell/East News
Po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 15 lipca 2021 r. w sprawie Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, jest oczywiste, że polski system prawny ma dwie zasadnicze wady.

Pierwsza to nominacje sędziowskie (a zwłaszcza awanse) dokonane przez Krajową Radę Sądownictwa w nowym składzie (tzw. neoKRS). Krajowa Rada Sądownictwa została obsadzona w sposób, który jest wadliwy z punktu widzenia zasady trójpodziału władz. Jest to swoisty rak, który każdego dnia zaraża cały system wymiaru sprawiedliwości.

Druga to system dyscyplinarny dla sędziów, z kluczową rolą Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym – system nadmiernie uzależniony od wpływu polityków na los sędziów.


Te wady systemowe powinny zostać usunięte. Oczekuje tego wielu obywateli RP. Oczekuje tego Unia Europejska, wstrzymując płatność środków z Krajowego Planu Odbudowy, czy wnioskując o nałożenie kar na Polskę. Nie jesteśmy już na etapie niewiążących rozważań czy politycznych deklaracji, lecz w momencie, kiedy należy wykonać konkretny wyrok Trybunału w Luksemburgu, pod groźbą potężnych sankcji finansowych i konsekwencji budżetowych.

Niektórzy sędziowie, w oparciu o wyrok Trybunału w Luksemburgu podjęli indywidualną decyzję, aby nie pogłębiać stanu niepraworządności. Odmawiają konsekwentnie orzekania w składach z udziałem sędziów powołanych przez neoKRS lub też – jako sędziowie sądów wyższych instancji – uchylają wyroki wydane przez takich sędziów.

Tak postąpił sędzia Adam Synakiewicz z Sądu Okręgowego w Częstochowie. Prawie natychmiast jego działanie spotkało się z reakcją Ministra Sprawiedliwości. Najpierw w lipcu 2021 r. Minister Zbigniew Ziobro powiedział, że tacy sędziowie jak A. Synakiewicz powinni być usuwani z zawodu. Podjął działania w kierunku zawieszenia sędziego, ale z jego wnioskiem nie zgodził się Prezes Sądu Okręgowego w Częstochowie Rafał Olszewski.

Dlatego Minister Sprawiedliwości na początku września 2021 r. sięgnął po inny środek – art. 130 Prawa o ustroju sądów powszechnych, który daje Ministrowi Sprawiedliwości oraz prezesowi sądu prawo zawieszania sędziów na okres jednego miesiąca. Jednak do tej pory ten przepis był stosowany tylko w sytuacjach nagłych, kiedy natychmiastowe zawieszenie jest niezbędne i oczywiste (jak np. złapanie sędziego na kierowaniu samochodem w stanie nietrzeźwym).

Tymczasem w przypadku Adama Synakiewicza postępowanie dyscyplinarne i decyzja o zawieszeniu zostały podjęte w związku z treścią orzeczenia, a nie jakimiś obyczajowymi, karygodnymi działaniami.

Niech te spory nas nie zmylą

Podobnie stało się z sędzią Piotrem Gąciarkiem z Sądu Okręgowego w Warszawie. Został zawieszony z kolei przez prezesa swojego sądu – sędziego Piotra Schaba, który – tak się składa – jest jednocześnie Rzecznikiem Dyscyplinarnym Sędziów Sądów Powszechnych. Na jedną i na drugą funkcję został powołany bezpośrednio przez Ministra Sprawiedliwości. Słowem, nie trzeba było angażować Ministra Sprawiedliwości, skoro prezes sądu podjął decyzję zgodną z politycznymi oczekiwaniami.

Na pozór te zawieszenia mogą wyglądać jak kolejny etap sporu dotyczącego sądownictwa, odległy od problemów zwyczajnych obywateli. Ale niech te pozory nas nie zmylą. Spójrzmy uważnie na to, co się rzeczywiście stało:



Czytaj także: Sędzia Gąciarek odsunięty od orzekania. Sprzeciwił się decyzji nowej KRS

Może się wydawać, że ten nieuprawniony wpływ władzy wykonawczej na sądownictwo jest tak oczywisty, że powinien wywołać natychmiastową reakcję. Jednak po 6 latach przyzwyczajania obywateli do przekraczania kolejnych granic, wrażliwość opinii publicznej jest już mocno stępiona.

Co gorsza czasami można mieć wrażenie, że obywatelom coraz trudniej zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Aby ułatwić zadanie posłużę się analogią do straży pożarnej, do której często sięga prof. Marcin Matczak.

Wyobraźmy sobie, że mamy pożar wielkiego osiedla. Wszystko zaczęło się od zaprószenia ognia w ośrodku kultury zlokalizowanego w samym centrum. Zgłoszenie pożaru trafiło do centrali dowodzenia (TSUE). Zostały wydane dyspozycje, co należy zrobić – stłumić natychmiast pożar ośrodka kultury. Jednak na miejscu kierownik akcji (rząd) niespecjalnie się spieszy.

Z kolei jeden z członków kierownictwa (Minister Sprawiedliwości) mówi, że budynek i tak nadaje się do wyburzenia, a on nie będzie słuchał żadnych poleceń. Gdy widzi strażaków, którzy przejęci sytuacją chcą polewać okoliczne domy wodą, aby pożar się nie rozprzestrzeniał, zaczyna ich ganić i odsuwa od obowiązków. Ogień obejmuje kolejne budynki i domy. Za chwilę może spłonąć całe osiedle.

Sędziowie Adam Synakiewicz i Piotr Gąciarek podjęli działania zapobiegające rozprzestrzenianiu się kryzysu praworządności. Nie chcieli, aby kolejne orzeczenia sądów były wadliwe. Uczynili tak w poczuciu swojej wierności Konstytucji, odpowiedzialności, służby obywatelom i sędziowskiej niezawisłości. Za ich odwagę i determinację należy im się szacunek oraz wyrazy solidarności w trudnych dla nich chwilach.

Bez strażaków praworządności nasze domy spłoną. Sądy zależne od polityków nie ochronią nas przed przemocą władzy.
Czytaj także: Adam Bodnar od dziś felietonistą naTemat.pl: Reżimy pod wpływem presji mogą mięknąć