Tu siatkówka czuje się jak w domu. Katowicki Spodek i wielkie mecze polskich siatkarzy
Katowicki Spodek tak jak PGE Narodowy dla piłkarzy, ma szczególny wymiar dla siatkarskiej reprezentacji. To właśnie w stolicy Śląska Biało-Czerwoni toczyli zacięte boje z najlepszymi drużynami świata. Sami też do tego grona dołączyli dzięki wielkim zwycięstwom, m.in. dzięki zdobyciu złota MŚ w 2014 roku.
Już za pierwszym razem skończyło się na tie-breaku - wtedy jeszcze przegranym. Z czasem tendencja stała się odwrotna i to Biało-Czerwoni zaczęli wygrywać. Nie tylko towarzysko, ale też w grze o medale.
Zebranie wszystkich siatkarskich emocji ze Spodka w jednym tekście, graniczy z cudem. Ale z pewnością było kilka pojedynków, o których warto wspomnieć tu i teraz.
Piękny, siatkarski widok - prosto z katowickiego Spodka.•Fot. FIVB
Polska - USA 2:3 (1983)
Umowny debiut katowickiego obiektu w siatkarskim wydaniu. Niewiele bowiem brakowało, żeby w Spodku siatkówka zagościła niespełna dekadę wcześniej. W 1974 roku wydarzenie sportowe przegrało jednak z... przyjazdem Leonida Breżniewa.
Szef komunistycznej partii Związku Radzieckiego nie przeszkodził w 1983 roku. Wtedy reprezentacja była już po kilku dużych sukcesach na arenie międzynarodowej, na czele ze złotem olimpijskim (1976) i mistrzostwem świata (1974).
Zespół Huberta Wagnera zagrał w 1983 roku z USA. Do Polski przyjechała drużyna, w której grały takie gwiazdy jak Karch Kiraly czy Steve Timmons. Skończyło się na tie-breaku i zwycięstwie przyjezdnych. Dobrym przetarciu na przyszłość.
Polska - Jugosławia 1:3 (2000)
W tym przypadku stawka była zupełnie inna od towarzyskiej. W styczniu 2000 roku Polacy walczyli o awans na igrzyska w Sydney. Marzenie o wyjeździe do dalekiej Australii Biało-Czerwoni mieli spełnić właśnie w Spodku.
Drużyna trenera Ireneusza Mazura rozpoczęła turniej kwalifikacyjny od wymęczonej wygranej 3:2 z Łotyszami. Później niespodziewana porażka 1:3 z Bułgarią i gospodarze stanęli pod ścianą. Kolejnym wyzwaniem byli mistrzowie olimpijscy z Atlanty (1996), Holendrzy. Biało-Czerwoni wygrali 3:1 przy obecności nadkompletu (11 tysięcy) kibiców w Spodku. Euforia trwała jednak do... czwartego seta kolejnego spotkania.
Decydujący o braku awansu na igrzyska w Sydney był mecz z Jugosławią. Dzień po dniu Polacy musieli mierzyć się z najmocniejszymi na świecie. Po ograniu mistrzów olimpijskich Biało-Czerwoni byli o włos od zwycięstwa ze srebrnymi medalistami MŚ. Rywale prowadzili 2:1 w setach, ale Polacy mieli 23:17 w czwartej partii.
Dziewięć tysięcy kibiców w Spodku szykowało się na tie-breaka. Ale zamiast piątego seta, Jugosławia cudem odrobiła straty pokazując Biało-Czerwonym miejsce w szeregu, a przede wszystkim, brak spokoju w grze na najwyższym poziomie. Na tym, do którego wicemistrzowie świata byli przyzwyczajeni.
Andrea Gerić wszedł na zagrywkę i załatwił sprawę. Co więcej, Jugosławia triumfowała nie tylko w eliminacjach w Spodku, ale też na igrzyskach w Sydney. W finale ogrywała 3:0 Rosjan. Skład drużyny mistrzów był pełen gwiazd. Bracia Grbiciowie, Ivan Milijković. A był tam nawet Slobodan Kovac, dzisiejszy szkoleniowiec Serbów.
Polska - Francja 3:2 (2001)
Dziesięć tysięcy ludzi na trybunach. Pierwsza taka okazja, żeby Spodek gościł turniej finałowy Ligi Światowej. Wydarzenia prestiżowego, w przeciwieństwie do obecnie panującej Ligi Narodów. "Światówka" była czymś więcej. I czuć było, że Biało-Czerwoni zostali zaproszeni do wielkiego, siatkarskiego świata.
Z Francuzami Polacy mieli niemal zawsze pod górę. Pomijając już wydarzenia z IO w Tokio, to rywal niewygodny dla Polaków. Frantz Granvorka był ówczesnym Earvinem N’Gapethem, Stephane Antiga był jeszcze po "złej" stronie mocy. Kto by pomyślał, że trzynaście lat później będzie w tym samym miejscu zdobywał mistrzostwo świata. I to jeszcze jako trener Biało-Czerwonych.
Mecz Polaków z Francuzami był pełen emocji. Ostatecznie gospodarze wyszarpali wygraną w Spodku.•Fot. FIVB
Polski zespół w 2001 roku obudowany był głównie złotą drużyną trenera Mazura (MŚJ 1997). Choć już prowadzony przez Waldemara Wspaniałego. Dawid Murek, Sebastian Świderski, Piotr Gruszka, Paweł Zagumny.
Choć Polacy w turnieju finałowym LŚ nie wyszli z grupy, zwycięstwo z Francją po dwóch godzinach i dziewięciu minutach gry było pierwszym polskim w finałach. Po którym - jak wspominają zagraniczni dziennikarze - obiekt o wyglądzie UFO prawie odleciał zasilany radością polskich kibiców.
Polska - Brazylia 3:2 (2002)
Wydawałoby się, że to kolejny mecz bez większego znaczenia dla miejsc na podium w końcowej klasyfikacji "Światówki". A jednak, Biało-Czerwoni zaczęli coraz mocniej dobijać się do światowego topu. Ogrywając przy tym Brazylię, co dla drużyny trenera Wspaniałego, było... wspaniałym osiągnięciem.
Szczególnie kibice w Spodku zapamiętali wydarzenia z piątego seta. Polacy przegrywali już 2:7 i najważniejsza partia zupełnie im się nie układała. Wtedy jednak na zagrywce pojawił się Dawid Murek.
Świetna seria polskiego przyjmującego trwała kilka minut. Spodek, który nie był jeszcze wtedy klimatyzowany tak jak dzisiaj, dosłownie rozpływał się w zachwytach. Kipiało od emocji, a Murek wyprowadził drużynę na prowadzenie 8:7. Ostatecznie skończyło się 15:12 dla Biało-Czerwonych.
Co ciekawe, po tej wygranej Polacy na kolejny sukces z Brazylią czekali aż osiem lat. Wygrali dopiero na otwarcie Ergo Areny w Gdańsku, w sierpniu 2010 roku.
Polska - Brazylia 3:1 (2014)
A skoro o zwycięstwach nad Brazylią mowa, to najpiękniejsze - na wagę złotego medalu mistrzostw świata - Polacy odnieśli cztery lata po gdańskim triumfie.
Jeśli walka o medale siatkarskie, to tylko Spodek. Trenerem kadry Antiga, asystentem Philippe Blain - czyli ten, który przegrał w Katowicach jako trener Francuzów w 2001 roku. Francuski duet odczarował jednak katowicką świątynię.
Mariusz Wlazły z nagrodą MVP turnieju, Paweł Zagumny kończący karierę w kadrze w najlepszy z możliwych sposobów. Wreszcie walczący ze zdrowiem, ale dający z siebie maksimum, Michał Winiarski. Plus rewelacja turnieju, Mateusz Mika.
Złota polska drużyna świętująca w katowickim Spodku po zwycięskim finale nad Brazylią w 2014 roku.•Fot. FIVB
Tego dnia Polaków po prostu nie można było pokonać. Kibice stworzyli taką atmosferę w Spodku, że mecz trwałby pewnie do skutku - tj. do zwycięstwa gospodarzy. Na szczęście forma Biało-Czerwonych była wówczas świetna.
A równo po 40. latach przerwy, złoto mistrzostw świata ponownie trafiło w polskie ręce.
Czytaj także: Świat może nam zazdrościć. Tłumy kibiców i święto na trybunach podczas ME. Jak to możliwe?
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut