23-letni transpłciowy Aaron dla naTemat: W końcu jestem tym, kim miałem być

Żaneta Gotowalska
– Czeka mnie jeszcze rozprawa sądowa, operacje – tzw. dwójka, czyli wycięcie żeńskich organów płciowych i tzw. trójka, czyli dorobienie męskich organów płciowych, co oscyluje w wysokości 140 tysięcy złotych. U mnie, na szczęście, koszty społeczne czy psychiczne nie były dosyć wysokie. Ponoszę większe koszty finansowe – mówi w rozmowie z naTemat 23-letni Aaron.
Aaron Archiwum prywatne
Z 23-letnim Aaronem, transpłciowym studentem psychologii, który przechodzi korektę płci, rozmawiała Żaneta Gotowalska.

Czy w twojej sytuacji większe były koszty psychiczne, społeczne czy finansowe?

To zawsze bardzo zależy od sytuacji danego człowieka. U mnie, na szczęście, koszty społeczne czy psychiczne nie były dosyć wysokie. Pod tym względem w miarę bezpiecznie to przeszedłem. Ponoszę większe koszty finansowe.

Oczywiście zdarzają się takie sytuacje, które nie są przyjemne. Na przykład poszedłem raz do przychodni i musiałem podać żeńskie dane z dowodu, a pielęgniarki, patrząc na mnie, widziały zupełnie inną osobę. Byłem już przecież chłopakiem z zarostem. Kiedy zacząłem tłumaczyć sytuację, jedna z pań w ogóle nie chciała mnie słuchać, druga nie wiedziała co powiedzieć.


Mam to szczęście, że bliscy to dobrze przyjęli. Mój tata czy moja dziewczyna. Byłem z nią w stałym związku, jeszcze zanim zacząłem korektę płci. Wspierała mnie od samego początku i robi to nadal.

Czeka mnie jeszcze rozprawa sądowa, operacje – tzw. dwójka, czyli wycięcie żeńskich organów płciowych i tzw. trójka, czyli dorobienie męskich organów płciowych, co oscyluje w wysokości 140 tysięcy złotych.

Cofnijmy się do momentu, kiedy wszystko się zaczęło. Jakie były twoje pierwsze kroki na tej drodze?

Już w dzieciństwie nie pasowało mi to, jak postrzegana była moja płeć. W przedszkolu nienawidziłem, kiedy na przykład na Mikołajki dawano mi lalki. Nie znosiłem ich. Wolałem autka, dinozaury. Lalki niszczyłem. Mściłem się na lalce, bo nie chciałem się nią bawić. Z tyłu głowy miałem przekonanie, że jestem chłopcem, mimo że społeczeństwo cały czas wrzucało mnie do worka z dziewczynkami.
archiwum prywatne
Kiedy byłem starszy, powiedziałem koleżance w szkole, że jestem chłopcem. Spytała mnie, co zrobię, jak urosnę i urosną mi też piersi. Mimo że nie miałem świadomości, że są operacje w tym kierunku, powiedziałem po prostu: utnę je. Było to dla mnie oczywiste.

Przez większość podstawówki udało się we mnie to przygasić. Mieszkałem wtedy z matką, która była bardzo religijna, słuchała dużo Radia Maryja. Prowadziłem scholę w kościele, byłem osobą bardzo religijną.

Dopiero w gimnazjum zacząłem odczuwać pociąg do dziewczyn. Nie przetrawiłem jeszcze, że jestem chłopakiem transpłciowym, więc myślałem, że jestem lesbijką. Pierwszy out był jako osoba homoseksualna. Utożsamiałem się więc jako lesbijka, ale nie lubiłem kobiecych ubrań, wszystkiego, co kobiece.

Co było dalej?

W liceum zacząłem coraz bardziej odchodzić od Kościoła. Przeszedłem jeszcze bierzmowanie. Dwa razy byłem świadkiem do bierzmowania i to dziewczyn, które były moimi sympatiami. A już pod koniec liceum zacząłem dostrzegać silną hipokryzję Kościoła.

W klasie maturalnej poznałem moją obecną dziewczynę. Jesteśmy ze sobą już 5 lat. Wtedy zacząłem powoli odkrywać to, że nie tylko nie lubię spódniczek czy sukienek, ale jest we mnie po prostu tęsknota za byciem mężczyzną.

Narastało to we mnie coraz bardziej. Decyzję o korekcie płci podjąłem na drugim roku studiów, kiedy miałem 20 lat. To dojrzewało z tyłu głowy. W końcu się do tego dostosowałem, przyznałem sam przed sobą.

Co wtedy zrobiłeś?

Zacząłem czytać, co się w takiej sytuacji robi. Do jakich specjalistów się udać, co trzeba zrobić, żeby zacząć. Powoli zmieniałem zaimki. To trudne, bo chce się ich używać, ale trzeba nabrać gotowości językowej.

Udało mi się znaleźć odpowiednie strony, gdzie polecani byli specjaliści. Dotarłem do nich. Miałem to szczęście, że mieszkałem już w Warszawie, a nie mojej rodzinnej Legnicy. W stolicy specjalistów jest dużo. Nie było problemów z ich znalezieniem.
Aaron

Wszystko załatwiałem prywatnie. Można to zrobić na NFZ, ale wtedy czekanie na podanie hormonów może wydłużyć się nawet do dwóch lat. Nie chciałem tyle czekać. Po pół roku dostałem hormony.

Kto dowiedział się o twojej decyzji?

Pierwsza dowiedziała się moja dziewczyna. Potem najbliżsi przyjaciele. Tuż przed podaniem hormonów, kiedy pojechałem na święta do rodziny, wyoutowałem się tacie. Przyjął to na spokojnie, nie był nastawiony negatywnie, ale widać było, że go to gryzło. Miał lekkie wyrzuty wobec siebie, że to jego wina, że taki jestem. Musiał to przetrawić. Jestem wdzięczny, że tata tak do tego podszedł.

Kiedy zmieniłeś imię na męskie?

Przed podaniem hormonów. To kwestia, która dla niektórych osób transpłciowych, jest trudna. Nie wszyscy potrafią zdecydować się na jakieś imię. Któregoś dnia po prostu siadłem, włączyłem listę imion na internecie. Znalazłem imię Aaron i stwierdziłem – czemu nie? Najbardziej do mnie przemówiło. Nie próbowałem później już żadnego innego imienia. Najbliżsi się trochę dziwili temu wyborowi. Teraz, dwa lata od podania hormonów, wiele osób nie pamięta mojego starego imienia, tzw. deadname.

Wiele osób, wbrew decyzji osób transpłciowych, uparcie używa tego martwego imienia.

Stosowanie starego imienia przez osoby, które nie akceptują osoby transpłciowej, jest sygnałem, że ktoś nie szanuje tego, kim dana osoba jest. Niektórzy na początku się mylą, kiedy na przykład znały osoby pod innym imieniem. Widać jednak różnicę pomiędzy tymi, którzy celowo nie stosują nowego imienia, a pomiędzy tymi, którym się to zwyczajnie myli. W tym drugim przypadku dla osoby transpłciowej nie jest to wielka przykrość, bo widać, że ktoś się stara.

Czytaj więcej: "PiS uznał, że osoby LGBT+ będą fajnym wrogiem". Anna Grodzka o transpłciowości: kiedyś i dziś

Miałeś sytuacje, kiedy ktoś celowo używał twojego starego imienia?

W pierwszej pracy. Miałem opinię psychologiczną, byłem umówiony z endokrynologiem. Postanowiłem, że skoro jestem o krok od hormonów, mogę się wyoutować. Część osób w pracy starała się stosować nowe imię, a część miała to gdzieś. Na czele z szefem, który stwierdził, że skoro mam w papierach imię żeńskie, to będą do mnie tak mówili. Uznałem, że nie ma co się szarpać i zmieniłem pracę.

Chodząc na rozmowy kwalifikacyjne w CV wpisywałem swoje nowe imię, tłumacząc na spotkaniu, jak wygląda sytuacja i jakie są na ten moment dane w moich dokumentach. Miałem duże szczęście, bo znalazłem pracę bez problemu. Nikomu moja transpłciowość nie przeszkadzała.

Jak przeszedłeś przez przyjmowanie hormonów?

Dla większości osób jest trudno, bo to druga burza hormonalna. Bałem się tego, że będę się zachowywał jak nastolatek. Nie poczułem jednak pod tym względem dużej zmiany. Zauważyłem pozytywne skutki testosteronu. Byłem osobą płaczliwą. Kiedy się zestresowałem czy czułem bezsilność, to płakałem. Testosteron przyniósł mi większe opanowanie.

Osoby, kiedy są młodsze i na przykład zaczynają kurację hormonalną w wieku 18 lat, napotykają więcej trudności. Jest im jeszcze blisko do nastoletniego świata i często widać u nich, że burza hormonalna bardziej na nich wpływa.

Mówiłeś o tzw. dwójce, trójce. Jakie kroki podejmowałeś w procesie korekty płci i co jeszcze przed tobą?

Pierwszy krok to po prostu mastektomia, czyli wycięcie gruczołów piersiowych. Przez to udało mi się przejść rok temu we wrześniu. Byłem wtedy już rok na hormonach. Na miejsce operacji wybrałem Wrocław ze względów finansowych. W Warszawie kosztowało to wtedy 20 tysięcy złotych, a we Wrocławiu 7 tysięcy.

Czytaj więcej: "Oświadczył mi, że 'Zosia umarła'". Mama transpłciowego Bartka o życiu syna, hejcie i Klepackiej

Drugi krok to wycięcie narządów płciowych. Ta operacja może mieć miejsce dopiero po zmianie danych. Tutaj można wykonać ją na NFZ.
Aaron

Tzw. trójki na NFZ wykonać nie można. To operacja ukształtowania penisa i jąder. Różne są techniki operacji. Jest np. metoidioplastyka, kiedy z przerośniętej, w wyniku podawania testosteronu, łechtaczki, formuje się małego penisa, a z warg sromowych tworzy się mosznę, gdzie daje się implanty jąder.

Metoidioplastyka jest o połowę tańsza od falloplastyki. W drugim przypadku kosztuje to ok. 140 tysięcy. Falloplastyka polega na tym, że z ręki lub uda wycina się duży fałd skóry, z którego formuje się penisa. Dochodzi do przedłużenia cewki moczowej. To o wiele bardziej skomplikowana operacja i różne są jej efekty. Trzeba się dobrze zastanowić, jakie miejsce się wybiera, bo w przypadku, kiedy coś pójdzie nie tak, trudno to odwrócić.

Czy może dochodzić do stosunku po takiej operacji?

Przy tej operacji nerwy są ze sobą łączone. Kiedy już obrzęk pooperacyjny schodzi, powraca czucie. Po roku wszystko jest wygojone i wtedy stosunek jest możliwy. W zależności od tego, jakiej techniki się użyje, aktywność penisa jest inna.

Przy falloplastyce w zależności od tego, jaki implant się weźmie, tak penis będzie działał. Kiedy weźmiemy tańszy, silikonowy, który jest wypełnieniem, penis jest cały czas w stanie półwzwodu. Przy podnieceniu jeszcze się utwardzi, bo krew dopłynie i stosunek jest możliwy, satysfakcja jest, czuć wszystko, bo nerwy są połączone. Jeśli wybierze się droższy wariant, wtedy implanty (penisa i jąder) są połączone. Znajduje się tam substancja, która sprawia, że jedno jądro się wypełnia, a do członka napływa ten płyn zamiast krwi.

Przy metoidioplastyce jest to po prostu łechtaczka, trochę wydłużona. Reaguje więc tak jak penis. Ma jednak rozmiar mikropenisa, czyli ok. 5-7 cm. Penetracja więc może nie być możliwa.

Żeby doszło do przeprowadzenia tzw. dwójki, musi dojść do rozprawy w sądzie. Osoby transpłciowe są zmuszone do pozwania swojego rodzica. To jeszcze przed tobą.

Moja mama nie żyje, więc pozywam swojego tatę. To dziwne uczucie. Większość rozpraw jest oczywiście na korzyść osoby transpłciowej. Nie ma innej opcji, jeśli ma się "papiery" od lekarzy.

Jak twój tata do tego podchodzi?

Uświadomiłem go, że taka rozprawa będzie i z czym się wiąże. Powiedział: będzie to będzie. Przyjął to po prostu do wiadomości.

Masz duże szczęście, że trafiłeś na kochającego rodzica.

To prawda. Jest dużo osób ze społeczności LGBT, które muszą uciekać z domu. Myślę, że gdyby moja mama żyła i podjąłbym tę decyzję, mieszkając z nią, moja historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Czuję, że miałbym sporo nieprzyjemności. Wiele osób transpłciowych musi z rodzicami walczyć, bo starają się rozprawy utrudnić. Wtedy te potrafią ciągnąć się latami.

Co jest dla ciebie teraz szczególnym wyzwaniem?

Co prawda mam jeszcze trochę czasu, ale już z tyłu głowy mam lęk, jak ja, do cholery, zdołam uzbierać na operację tzw. trójkę. To dla mnie największe wyzwanie.

Jesteś szczęśliwy?

Tak. Mam dobrą pracę, w której jestem akceptowany. W tym roku będę pisał magisterkę z psychologii. Wybrałem seksuologię jako specjalizację, by móc wspierać m.in. osoby transpłciowe. Mam perspektywę, że po studiach szybko zacznę pracę. Prywatnie też jestem szczęśliwy. I w końcu jestem tym, kim miałem być.