Poznań: przed sądem stanął 59-latek oskarżony o zabójstwo kolegi. Przez miesiąc mieszkał ze zwłokami
Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu stanął 59-letni Przemysław H. Prokuratura zarzuca mu, że pod koniec 2020 roku zamordował swojego znajomego. Co więcej, przez miesiąc mieszkał z jego zwłokami.
Oskarżony przyznał się do popełnienia przestępstwa, do którego doszło pod koniec 2020 roku w jednym z mieszkań w poznańskiej Wildze. Mieszkał on około miesiąca ze zwłokami kolegi, zanim je odnaleziono, dlatego były w stanie znacznego rozkładu.
Obaj mężczyźni poznali się w 2018 roku. Jak mówił oskarżony, Robert K. prosił go wcześniej o użyczenie mu kąta w swoim mieszkaniu, zanim tamten sobie coś znajdzie. Przemysław H. utrzymywał, że po jakimś czasie znajomy zaczął się z nim często kłócić i, że go zastraszał. Stwierdził, że zabił 44-latka w obronie własnej.
Śmiertelna znajomość
Oskarżony relacjonował na sali rozpraw, że w dniu zabójstwa wpuścił do domu pijanego Roberta K., bo tamten "groził, że rozwali drzwi". 59-latek tłumaczył, że ofiara machała mu przed twarzą siekierą, a później zaciągnęła go do pokoju."Cały czas wymachiwał tą siekierą. Między atakami zrobił sobie przerwę, żeby się napić piwa i zapalić papierosa. Ja byłem bardzo zdenerwowany i wtedy chwyciłem tę siekierę. Uderzyłem go w głowę, ale jakby chciał się na mnie rzucić i z tych nerwów uderzyłem go jeszcze raz. Nie pamiętam, czy uderzyłem go obuchem czy ostrzem, to były takie nerwy. Potem on się osunął, uderzył jeszcze głową o ścianę i upadł. Ja wyszedłem z domu, było ciemno. On się nie ruszał" – oznajmił.
Potem Przemysław H. przeniósł ciało 44-latka do łazienki, a siekierę owinął kołdrą i wyrzucił do śmieci. Potem miał już nie korzystać z łazienki. Powiedział, że mieszkał w domu ze zwłokami około trzech tygodni.
Przeprosił rodzinę zamordowanego i stwierdził: "Przykro mi, że to się stało, bardzo tego żałuję". Siostra ofiary, która była na rozprawie powiedziała, że widziała swojego brata w dniu jego śmierci i że – choć rzeczywiście miał problemy z alkoholem – tamtego dnia nie był pijany.
"Mój brat miał rodzinę, miał ojca, który go kochał, miał siostry. To nieprawda, że nie miał, gdzie się podziać. Przeklinam dzień, w którym poznał oskarżonego. Wiedziałam, że mieszkał u tego pana. Ten pan bywał też u nas w domu. Ojciec dawał bratu jakieś pieniądze, z tego, co wiem, to Robert wynajmował tam pokój" – tłumaczyła.
Siostra ofiary relacjonowała, że tamtego dnia jej brat wziął od swojego ojca siekierę i "powiedział mu, że musi porąbać stare meble". Powiedziała, że rodzina zgłosiła zaginięcie Roberta K. w grudniu, kiedy nie przyszedł do nich na święta.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut