Szef PZPS dla naTemat: Ryszard Czarnecki rozwalił środowisko. Załatwiał swoim, reszcie nie

Krzysztof Gaweł
Odchodzący prezes PZPS Jacek Kasprzyk podsumował swoją kadencję i wyznał dziennikarzom, że z ostatnich pięciu lat żałuje tylko jednego dnia. Tego, w którym Ryszard Czarnecki został członkiem zarządu siatkarskiej centrali. – Po jego decyzji musiałem zmienić swoje wystąpienie. Mogę wam pokazać, ile wykreśliłem treści – żartował Kasprzyk, komentując porażkę polityka PiS.
Ryszard Czarnecki fot. Beata Zawrzel/REPORTER
Sześć tygodni temu podjął pan decyzję o rezygnacji z walki o fotel prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Dlaczego wtedy i dlaczego wcześniej pan nie ogłosił swojej decyzji?

Postanowiłem tak w dniu, kiedy jako kandydat pokazał się Sebastian Świderski. Niestety, zdrowie jest najważniejsze. Ja mam swoje lata. Może nie widać, bo śmieję się, że mam dopiero dwa i pół roku i jeszcze nie dojrzałem, bo dwa i pół roku temu miałem przeszczep szpiku. W okresie pandemii dotarło do mnie, że trzeba na siebie uważać. Ale nie chcę się wycofywać z siatkówki całkowicie. Chcę pomagać, bo coś tam przez pięć lat udało się zrobić, prawda?


I tak z dnia na dzień postanowił pan nie walczyć o drugą kadencję?

Proszę zapytać Sebastiana – ja już dwa i pół roku temu chciałem, żeby wszedł do zarządu. Ale wtedy on jeszcze za bardzo nie chciał. On jest bardziej znaną osobą w świecie kibiców niż ja, chociaż ja też nie jestem facetem znikąd, bo jestem facetem z siatkówki, ze sportu. Sebastian powiedział nawet jakiś czas temu, że bez mojej zgody nie wystartuje. On był pomysłem środowiska. Nie jednej osoby.

Spotkaliśmy się kilka razy na różnych wyjazdach i uznaliśmy, że to dobry kandydat, bo chcemy, żeby dalej o siatkówce decydowali ludzie z siatkówki. Sytuacja związku, sportowa i finansowa, jest dobra. W dużych miastach, w aglomeracjach liczba klubów rośnie. W mniejszych ośrodkach pandemia sprawiła, że wiele klubów przestało funkcjonować.

Sebastian Świderski był kandydatem siatkarskiego środowiska, czyim więc kandydatem był Ryszard Czarnecki?

Kiedy słuchałem jego słów, że środowisko na nim wręcz wymusiło, żeby startował, to tylko się uśmiechałem. Nie byłem zaskoczony, gdy zrezygnował, ja to przewidziałem. Wytrawni politycy tak mają, że gdy nie widzą szans na zwycięstwo, to rezygnują.

Obóz Czarneckiego policzył szable i wtedy wszystko stało się jasne?

Tak. Po jego decyzji musiałem zmienić swoje wystąpienie. Mogę wam pokazać, ile rzeczy wykreśliłem. Ja mam naprawdę krótki lont, mnie łatwo wprowadzić na najwyższe obroty. Natomiast teraz jest już luz, już wszystko jest jasne.

Długo czekał pan z ogłoszeniem decyzji o rezygnacji. Ktoś wiedział o tym wcześniej?

Wiedziało kilka osób ze środowiska i moja rodzina. Ale nawet wśród przyjaciół się nie chwaliłem. Chciałem tę decyzję ogłosić w poniedziałek. Obserwowałem wszystko i się czasami podśmiewałem, czytając na przykład coś takiego, że przekażę swoje głosy na Czarneckiego. No gdzie? Szable każdy liczy. Jeżeli uczestniczyliście państwo kiedyś w jakichś wyborach, to wiecie, że do końca jest zawsze jakaś niewiadoma.

Z czego jest pan dumny na zakończenie kadencji prezesa PZPS?

Z tego, że w tym roku wszystkie reprezentacje, we wszystkich rocznikach pojechały na finały MŚ i ME. Nigdy nie było aż tylu dobrych polskich zespołów. To świadczy o tym, że szkolenie jest prowadzone w dobry sposób. W hali i też na plaży nie możemy o tym zapominać.

Czy Sebastian Świderski będzie dobrym prezesem?

Jest bardzo ogarnięty jako menedżer. Oczywiście zderzy się z liczbą decyzji, bo nie będzie podejmował decyzji dotyczących jednej drużyny, tylko kilkunastu. Będzie zarządzał wieloma sztabami szkoleniowymi, a nie jednym. Będzie miał dużo obowiązków, dużo wyjazdów. Z klubu mniej się jeździ. Ja jeździłem dużo, środowisko to ceniło. Ja jestem szczęśliwy, że na koniec dostałem absolutorium, zostałem dobrze rozliczony.

W ostatnich tygodniach odgrywał pan taką rolę złego policjanta? Sporo gorzkich słów padło pod adresem pana kontrkandydata. Także o tym, że pana oszukał.

Potwierdzam wszystko, co mówiłem. Jednej rzeczy jeszcze nie zrobiłem – nie przeprosiłem za to, że kiedyś namówiłem zarząd, żeby głosował za przyjęciem Ryszarda Czarneckiego do zarządu. Wtedy nie uważałem, że to błąd, a dziś już wiem, że był. Nie byłoby dziś tego wszystkiego. Ja poświęciłem swoją karierę w Polskim Komitecie Olimpijskim, żeby oddać miejsce Ryszardowi. Taka była między nami umowa – że on za to nie wystartuje w wyborach na prezesa PZPS-u.

Czarnecki twierdzi, że pan go atakuje, bo trudno jest się rozstać ze stanowiskiem.

Na pewno to nie jest łatwe. Ale prezesem został Sebastian Świderski i dzięki temu nie żałuję. A jeśli chodzi o moją prezesurę, to nie zmieniłbym ani jednego dnia i ani jednego minuty, nie licząc tamtego momentu, w którym namówiłem zarząd na wpuszczenie Ryszarda Czarneckiego.

Czego by nie było panie prezesie?

Podziału w siatkówce. To on rozwalił środowisko, bo jednym coś załatwiał, a innym nie. Uważam, że jak coś załatwiamy, to dla wszystkich. A nie tak, że tylko dla swoich.

Mówi pan, że chce dalej pomagać siatkówce. W jakiej roli się pan widzi w związku?

Zadeklarowałem pomoc, ale czekam, jaki pomysł będzie miał Sebastian. Na pewno nie będę niczego wymuszał. Natomiast współczuję tym, którzy tworzyli grupę Ryszarda Czarneckiego. Głosy rozkładały się 60 do 30 na rzecz Sebastiana, a tuż przed wyborami z godziny na godziny się zmieniało na jeszcze większą korzyść dla Świderskiego. I stąd decyzja Czarneckiego o rezygnacji. W niedzielę wszyscy delegaci przyjechali wcześniej i wtedy wszystko stało się jasne.

Jako prezesowi do szczęścia zabrakło panu chyba tylko medalu w Tokio?

Oczywiście, że tak. Ale proszę mi wierzyć, to by nie zmieniło mojej decyzji. To dobry moment, żeby odejść. Były sukcesy, finansowo związek zostawiam na dobrym pułapie. Oby zawsze prezes odchodził z takimi sukcesami, jak ja.

[embed][https://natemat.pl/375509,dlaczego-czarnecki-zrezygnowal-z-walki-o-fotel-prezesa-pzps-oto-przyczyna/embed]

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut