Wrocław zamyka ulice przy szkołach. Chciano zmusić dzieci do ruchu, a efekt? Groźby i wyzwiska

Dorota Kuźnik
Potrącenia, stłuczki i kolizje to codzienność wąskich wrocławskich uliczek. A że często dzieje się to wokół szkół, "coś trzeba było z tym zrobić". Zamknięto więc ulice dla ruchu samochodowego. Pomysł szalony i skomplikowany czy prosty i genialny?
Zamknięte ulice przy szkołach budzą wiele kontrowersji. Fot. Urząd Miasta Wrocław
Każdy, kto we Wrocławiu zawozi dzieci do szkoły lub przejeżdża koło placówek w porannych godzinach, wie, że jest to wątpliwa przyjemność. Rodzice wyszarpują z samochodu dzieci, światła awaryjne migają jak choinka, a znaki drogowe traktowane są wyłącznie fakultatywnie.

To spirala, która się sama nakręca, bo rodzice boją się w takim ruchu wysłać dzieci pieszo do szkoły, wiec wożą je samochodem. A że infrastruktura sprzed lat nie zakładała takiej sytuacji, w rejonie szkół najczęściej nie ma ani parkingów, ani nawet miejsca do zawrócenia.

Skutek – walka o przetrwanie. I to zarówno w przypadku nielicznych odważnych dzieci, mimo przeciwności losu zmierzających na lekcje pieszo, jak również w przypadku rodziców, którzy mimo szczerych chęci naprawdę nie mają gdzie zaparkować w cywilizowany sposób. 


Z inicjatywą jak poradzić sobie z poranną gehenną przed szkołami, wyszedł wrocławski magistrat. Powstała koncepcja "Szkolnej Ulicy". Jej celem jest zamykanie dla ruchu samochodowego ostatniego odcinka drogi prowadzącego do szkoły codziennie przed pierwszym dzwonkiem.

W praktyce oznacza to pół godziny między 7:00 a 8:00 (w zależności od szkoły), kiedy na ostatni odcinek stu metrów od placówki nie można wjechać autem. Jak mówi jedna z autorek akcji Anna Szmigiel-Franz, zakaz ma poprawić bezpieczeństwo w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły, ale też zachęcić dzieci do korzystania z rowerów, hulajnóg lub pokonywania trasy z domu spacerem.

Drugim celem jest zachęcanie dzieci do aktywności fizycznej i promowanie aktywnej mobilności. – Chcemy, żeby dzieci miały możliwość przejścia się, skoro nie na całej trasie, to przynajmniej na ostatnim odcinku drogi do szkoły – dodaje koordynatorka. 
Oznakowanie na stałe wprowadzone na wrocławskim OłtaszynieFot. Natemat.pl
Brzmi wspaniale, ale każdy, kto wie, jak wygląda ruch we Wrocławiu, na przykład na wrocławskim Ołtaszynie, rozumie, dlaczego to pomysł z pogranicza brawury.
Korki na ulicy Zwycięskiejfot. Tecnocasa Wrocław Agencja Nieruchomości
Ołtaszyn, jedna z czterech lokalizacji programu, to rejon nieopodal najbardziej zakorkowanej ulicy w Polsce – Zwycięskiej.

Zatory ciągną się tam po kilka kilometrów, osiedle jest na trasie z największych podwrocławskich sypialni, ciągle się rozbudowuje, a jeszcze za kilka tygodni ma zostać uruchomiona tam kolej. Do całej tej klęski dojdą więc jeszcze rogatki.
Czytaj także: Tutaj parkują przy wyjeździe z osiedla, bo jest szybciej. Oto najbardziej zakorkowana ulica w Polsce
Fakt, ulica Gałczyńskiego, przy której jest jedna ze szczęśliwie wytypowanych szkół, to jedna z tych idealnych do skracania sobie drogi. Słowem – ruch jak w Rzymie, który między 7:00 a 7:30 zamiera jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tylko, jak można się domyślić, problem nie znika w próżni. To, co dzieje się kawałek dalej, opisują mieszkańcy.

– Cały ruch, parkowanie i blokowanie ulic i chodników przeniósł się przed zakaz. Do tego uniemożliwia jeszcze przejazd innym, którzy nie mają akurat potrzeby się zatrzymać. — Mówi jeden z mieszkańców.

– Klaksony, wulgaryzmy, grożenie, niewymowne gesty, to codzienność – dodaje mama jednego z uczniów. Dodaje, że sytuacja trwa od zeszłego roku i nikt jakoś się nie przyzwyczaił, a do dantejskich scen dochodzi tam codziennie.
Samochody zaparkowane na ul. UczniowskiejFot. Natemat.pl
Zupełnie inne jest położenie szkół, w których od tego roku robiony jest pilotaż. Na przykład szkoła przy Górnickiego zlokalizowana jest w śródmiejskiej zabudowie starych kamienic. Drogi są tam szersze, ale to tym bardziej zachęca kierowców do zatrzymywania się gdziekolwiek. – Mnie pomysł cieszy, bo mogę wysadzić dziecko kawałek dalej, bez zjeżdżania z trasy do pracy. Wcześniej bałam się, że jak syn będzie próbował przejść przez ulicę, to nie będzie go widać zza zaparkowanych na dziko aut. Woziłam go więc pod drzwi szkoły – mówi jedna z mam.
Fot. Urząd Miasta Wrocławia
Położenie szkół z Ołtaszyna i Śródmieścia różni się więc już na pierwszy rzut oka. Całkiem inne są także pozostałe dwie placówki biorące udział w programie. Szkoła przy Wandy jest w ciasnej, starej zabudowie, za to blisko dwóch wielkich arterii na Krzykach, czyli alei Powstańców Śląskich i Hallera, natomiast szkoła przy Częstochowskiej to ogromna placówka na Złotnikach, co ważne, w bezpośrednim sąsiedztwie domów jednorodzinnych.

Mamy więc cztery, całkowicie inaczej położone szkoły, z inną specyfiką otoczenia, a wobec wszystkich stosuje się to samo rozwiązanie. Czy to może się udać? 

Pomysł na wprowadzenie programu nie wziął się z próżni. Inspiracją była wiedeńska "Schulstrasse" . Tylko że tam, zanim podjęto decyzję o zamknięciu ulicy, przeprowadzono gruntowne badania, których jasno wynikało, że jedynie 10 proc. uczniów dociera do szkoły autem. Można było więc założyć, że większość kierowców, którzy przejeżdżają przez Vereinsgasse w godzinach pierwszego dzwonka, to nie rodzice wiozący do szkoły swoje dzieci. Szkoła jest zlokalizowana także blisko przystanków i stacji metra. 

We Wrocławiu typowanie ulic odbywało się na innych zasadach. Koordynatorka programu Anna Szmigiel-Franz mówi, że urzędnicy kilkukrotnie stanęli przed szkołami i liczyli samochody. Z obliczeń wyszło, że ok. 45 dzieci zostało przywiezionych na pierwszą lekcję autem do szkoły na Ołtaszynie, ok. 40 dowożonych jest do szkół przy ulicach Wandy i przy Górnickiego, a ok. 120 na Częstochowską. Za pomocą elektronicznego dziennika wysłano także rodzicom z Ołtaszyna ankiety. Na blisko 700 uczniów wróciło jednak zaledwie 26. O przeprowadzeniu badań nie można więc tutaj mówić. 
Droga do szkoły na OłtaszynieFot. Natemat.pl
Ulice, podkreślmy, typowali urzędnicy. Działo się to na postawie zgłoszeń o niebezpiecznych sytuacjach drogowych wokół szkół. Na Ołtaszynie miało nawet dojść do poważnego potrącenia starszej osoby. Sprawa nie wygląda jednak do końca czysto. Obok jednej szkoły z programu, przy ulicy Wandy, mieszka pracownik biura zrównoważonej mobilności, pod który podlega program, podobnie jest na Ołtaszynie.

– Radna miejska i przewodnicząca zarządu osiedla Edyta Skuła, która aktywnie brała udział w kampanii promującej akcję "Szkolna Ulica", mieszka dokładnie w środku strefy wyłączanej o świcie z ruchu. Podobnie jest z przewodniczącą rady osiedla, która mieszka przy ulicy, przed którą również stanął znak zakazu skrętu w lewo w godzinach 6:45-9:00. — Zaznacza jeden z rodziców. 
Kontrowersyjny zakaz lewoskrętuFot. Natemat.pl
Tak więc program (na Ołtaszynie) przed wdrożeniem go na stałe, został pozytywnie zaopiniowany przez straż miejską, dyrekcję szkoły, która podlega pod urząd miasta, oraz radę osiedla, której członkiniami są dwie mieszkanki stref, w tym radna klubu prezydenta Jacka Sutryka. 

Czy to przypadek? Pani radna komentuje, że od zawsze zależało jej na poprawie bezpieczeństwa dzieci i zmianę na plus widać gołym okiem. – A z ograniczenia ruchu mam więcej problemu niż korzyści, bo utrudnia mi to wyjazd z ulicy w porannych godzinach – mówi Edyta Skuła.

Dodaje też, że o fakcie pojawienia się zakazu skrętu przed domem drugiej z aktywistek nikt z rady osiedla nawet nie wiedział. I, co podkreśliła, mają na to dowód pisemny, a łączenie tych faktów to pomówienie. Z kolei urzędnik, który mieszka przy ulicy Wandy, powiedział, że nie miał żadnego wpływu na wybór ulic do projektu. 

Przypadek czy nie, przy tak palącym temacie jakim w mieście są drogi i parkingi, dla całego projektu to PR-owy strzał w kolano. A pomysł, choć zrobiony w przeciwieństwie do pierwowzoru trochę za bardzo "na hurra", jest z pewnością ciekawy i wart testowania. I to zauważają także inne polskie miasta, jak Warszawa. Ta, wzorując się na Wrocławiu, w tym roku zaczęła pilotaż obok szkoły przy ulicy Hirszfelda, na Ursynowie. Oby urzędnicy nie tylko brali przykład, ale też uczyli się na wrocławskich błędach.