"Nikomu nie można zabraniać pracy po 16 godzin". Chcesz coś osiągnąć, musisz zapi***alać?

Żaneta Gotowalska
Jedni mówią, że żeby coś osiągnąć, trzeba za... zasuwać. Inni, że najważniejsze jest znalezienie złotego środka między pracą a życiem prywatnym. Co jest najrozsądniejszym wyborem? I jaki wpływ na rynek oraz na nasze zdrowie i stan psychiczny ma podejście do pracy w Polsce.
Jaap Arriens/Sipa USA/East News
Raz na jakiś czas wraca temat pracy ponad 8 godzin, nazywanego przez wielu promowaniem "kultu zapi*rdolu". Temat zaistniał ponownie przed kilkoma dniami, kiedy prof. Marcin Matczak, udzielając wywiadu tygodnikowi "Polityka" wypowiadał się na temat ludzi o lewicowych poglądach. Matczak wątpił w swojej wypowiedzi, czy "tacy ludzie byli gotowi pracować po 16 godzin na dobę, żeby osiągnąć sukces". "Indywidualne niepowodzenia bardzo często służą im potem jako uzasadnienie dla zmian systemowych" - można przeczytać w "Polityce". "Musiałem douczyć się poza godzinami pracy, żeby móc ją wykonywać na odpowiednim poziomie. Chciałem też zrobić doktorat, jednocześnie pracując na pełny etat. Mogłem oczywiście utrzymywać się z publicznych pieniędzy. Ale nie chciałem" – pisał Matczak. Do dyskusji dołączył poseł Adrian Zandberg i poleciało... "Uważam za groźne i szkodliwe społecznie propagowanie kultu 16h dniówek. Polskie prawo zabrania Panu, i słusznie, zatrudniania w takim wymiarze. Trochę nie dowierzam, że muszę o tym przypominać naczelnemu obrońcy praworządności i konstytucji" – odpowiedział poseł.


"Pana problemem, jak większości lewicy, jest, że kiedy ktoś robi więcej niż wy, stanowi dla was zagrożenie - bo pokazanie standardu wyższego niż wasz budzi u was dyskomfort" – pisał Matczak.

Na Twitterze, po rozpętaniu dyskusji między Matczakiem a Zandbergiem, walkę rozpoczęli zwolennicy pracy ponad miarę, którzy twierdzą, że "jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba dużo pracować" i przeciwnicy, którzy szanują tzw. work-life balance.

"W gospodarce liczy się produktywność i innowacyjność, a nie kultywowany u nas zapie*dol"

Zapytałam na Twitterze, jak to właściwie jest – "zapieprzać trzeba", bo kiedy chce się coś osiągnąć, to 8h pracy to za mało" czy może "przepracowanie to relikt, nie ma co tego kultywować". "Od zawsze pracuję na etacie. 8h/24h, pięć dni w tygodniu. Tak to powinno wyglądać, praca nie jest sensem życia, ubodzy duchem twierdzą inaczej" – twierdzi Grzegorz. Przeciwnego zdania jest użytkownik TT Rabin Goldblatt. "Nie liczy się, ile godzin jest przepracowane, ale jakość i wydajność z tych godzin. Zdarza mi się pracować 20 min dziennie, jak i 12h. Ale wiem, że sam odpowiadam za wyniki, jakie osiągam. Przepracowałem w swoim życiu pół roku w "etatowych" korporacjach. I to jeszcze w poprzednim stuleciu. Teraz zdarza mi się pracować po 12h np. w niedzielę, ale nie czuję się "ubogi duchem" i nie zamieniłbym swojej pracy na 40h tygodniowo. Praca to jednak dość indywidualna sprawa" – uważa.

I dodaje: "Mam czas nawet na wyjazdy, grille i siedzenie na TT. Oczywiście jestem przeciwnikiem "nakazu" pracy powyżej tego, co określa prawo, ale irytuje mnie, kiedy ktoś, kto więcej pracuje i więcej z tego ma (satysfakcji, spełnienia, majątku) jest wyzywany" – zaznacza.

Prowadzący profil "Tygodnika NIE" na Twitterze odpowiedział mi, że "nikomu nie można zabraniać pracy po 16 godzin". "Ale i nikomu nie wolno kazać tak pracować, ani oczekiwać takiego poświęcenia. Poza tym w gospodarce liczy się produktywność i innowacyjność, a nie kultywowany u nas zapie*dol" – podkreśla.

Dziennikarka Aneta Zając twierdzi, że u niej "zdecydowanie wygrywa balans między pracą a życiem". "Kiedyś oczywiście uważałam inaczej, ale dziś umiem i bardzo lubię być offline, mieć wolne, robić nic albo coś (ale nie związanego z pracą).

"Kiedy pracowałam w newsach, potrafiłam spędzać w redakcji nawet 26h z przerwą na prysznic/drzemki. Nigdy nie liczyłam czasu spędzonego w pracy, po prostu musiałam dokończyć materiał. Niosła mnie adrenalina i pasja. Zdrowia wystarczyło na 6 lat. Teraz pracuję ok. 10 h dziennie" – mówi dziennikarka Aga Szypielewicz.

Tadeusz twierdzi, że jeśli "dla kogoś praca stanowi sens życia, to jego sprawa" i nie jemu oceniać. "Natomiast osobnicze doświadczenia, zwłaszcza podniesione do potęgi "normy dla tych, którzy chcą coś osiągnąć" jest równie patologiczne, jak promowanie głodzenia się, by być szczupłym" – uważa.

Marcin dodaje, że wybrał zawód, w którym zawsze sam sobie dyktował, ile godzin pracuje i na ile pieniędzy się to przekłada. "Dokładałem sobie do oporu, weekendy do 17, doprowadziło mnie to do przepracowania i poczucia bezcelowości pracy, więc obecnie nawet wolę zarabiać trochę mniej, ale mieć czas dla siebie" – zaznacza.

"Przepracowanie prowadzi do chorób zawodowych i w skali długofalowej się bardzo nie opłaca. Można coś podgonić krótkim zrywem, kiedy trzeba. To wszystko" – uważa Katarzyna.
Bartosz KRUPA/East News
Agnieszka dodaje: "Pracowałam tak kiedyś, bo chciałam się wyrwać z koszmarnej biedy". "Nie chcę mówić "udało się", bo łaska kolejnych rządów na pstrym koniu jeździ. Kiedy zaczęłam wychodzić z pracoholizmu, nie umiałam odpoczywać i cieszyć się z wolnego czasu. Ogromne poczucie winy" – zaznacza.

"Cenię sobie "work-life balance", pracujemy po to, aby żyć, a nie na odwrót. Chyba że dla kogoś praca jest życiową pasją, czego wszystkim życzę, bo wtedy "żyjemy" w pracy" – uważa Maciej.

"Ja nie mam problemu z tym, że przy oddaniu dużego projektu na wczoraj, bo zawsze jest na wczoraj, siedzisz tydzień po 16 godzin, ale w zamian najbliższy luźniejszy tydzień pracujesz po 4 godziny" – uważa dziennikarz Jacek Sobczyński.

"Uzależnienie od uczenia jest badane jako potencjalna wczesna forma uzależnienia od pracy"

Agnieszka uważa, że na pytanie "przepracowanie czy life-work balance" inaczej odpowiedzą "ci, którzy na rynek pracy wchodzili w latach 90., a inaczej - dzieci tychże, które IMHO pełną lodówkę i kieszonkowe uważali w swoim nastolęctwie za coś normalnego".

Problem przepracowywania się dotyka coraz młodszych osób. Według najnowszego badania doktora Pawła Atroszko, co siódmy młody Polak może być uzależniony od uczenia się. – Uzależnienie się od uczenia jest – jak mówi dla PAP dr Atroszko – badane jako potencjalna wczesna forma uzależnienia od pracy.

Polska na tle Europy

Średnia liczba godzin, jaką osoba pracująca w Polsce przepracuje w ciągu roku, wynosi 1766. Jak wygląda to na tle Unii Europejskiej? W UE to 1513 godzin. Jak wynika z danych OECD, najmniej pracują Niemcy (1332 godziny), Duńczycy (1336), Holendrzy (1399) oraz Austriacy (1400). Według danych OECD Rumunia, Malta i Chorwacja to kraje, gdzie pracuje się więcej godzin rocznie niż w Polsce.

Polak w ciągu swojego życia przepracuje +/- 33,6 lat. Unijna średnia wynosi 35,7 lat. Co oznacza "przepracuje"? W tym przypadku to, że przez taki właśnie czas będzie zaliczany do ludności aktywnej zawodowo, a niekoniecznie musi być zatrudniony przez cały ten czas. Ponad 33 lat to dużo? Być może. Jednak np. na Islandii mieszkaniec jest aktywny zawodowo aż 45 lat, a ok. 40 lat aktywni są Szwajcarzy, Szwedzi, Holendrzy i Duńczycy.

"Kultura ciężkiej pracy jest w Polsce głęboko zakorzeniona"

– Kultura ciężkiej pracy jest w Polsce głęboko zakorzeniona. Jednak dzisiejszy rynek pracy weryfikuje ten schemat. Dawniej, gdy bezrobocie było wysokie, zdecydowanie częściej występował model konieczności przepracowywania się - szczególnie jeśli komuś zależało na błyskotliwej karierze w najlepszych korporacjach – mówi dr Tomasz Gajderowicz, z Katedry Ekonomii Edukacji i Pracy Uniwersytetu Warszawskiego.

I dodaje, że "w dalszym ciągu wiele osób pracuje ponad miarę, lecz warto zauważyć, że pokolenie młodych ludzi obecnych teraz na rynku pracy jest mniej skłonne do przepracowywania się i bardziej ceni sobie czas wolny i równowagę między pracą a życiem prywatnym".

– Podstawowym powodem jest obecny rynek pracy – dziś można w relatywnie łatwy sposób znaleźć sobie inną pracę za rozsądne pieniądze. Na obecnym rynku trudno jest o dobrego pracownika, więc pracodawcy wychodzą z bardzo atrakcyjnymi propozycjami, oferując różne benefity związane z pracą. Z drugiej strony inne też jest nastawienie młodych osób do pracy – "millenialsi" znają swoją wartość i potrafią zachowywać się asertywnie – podkreśla.

I zaznacza: Oczywiście model bardzo intensywnej pracy dalej istnieje – jest on jednak wyborem człowieka. Część osób świadomie chce i decyduje się dużo pracować, bo naprawdę lubi swoją pracę lub taki model funkcjonowania.

Czytaj więcej: Tak sprawdzisz, czy jesteś pracoholikiem. Już 3 razy "tak" powinno cię zaniepokoić

Dr Tomasz Gajderowicz stwierdza, że "kiedy spojrzy się na kraje Europy Zachodniej, okazuje się, że wcale nie trzeba pracować więcej, by wypracować więcej". – Niektóre badania pokazują, że produktywność przy zbytnim obciążeniu zaczyna spadać. Pracownik, który się nie przepracowuje, który jest wypoczęty, jest często bardziej produktywny niż ten, co ledwo wyszedł z pracy, a już do niej wrócił. Innym problem jest wypalenie zawodowe, które dotyka szczególnie osoby, które w pewnym momencie zatraciły równowagę między życiem prywatnym a pracą – zaznacza.

– Jeśli ktoś chce robić błyskotliwą karierę, będąc wiernym żołnierzem korporacji, oczywiście droga wolna. Jednak sytuacja na rynku pracy jest dziś tak wyjątkowo korzystna, że nie jest to scenariusz, który jest jedynym możliwym dla większości wykształconych osób. Są oczywiście takie grupy na rynku pracy, które ze względu na brak alternatyw nie mają możliwości wyboru, ile chcą pracować – takie osoby powinno chronić skutecznie przed przepracowaniem prawo pracy – mówi.

"Niektóre organizacje mają wpisany destrukcyjny wzorzec działania"

– Zdarzają się sytuacje, kiedy wyjątkowo pracujemy więcej, zostajemy w pracy dłużej. Jednak jeśli ktoś ustala warunki pracy, które potem zmienia, to jest to łamanie prawa i kontraktu, ustaleń z drugą osobą – mówi psycholog, dr hab. Mirosława Huflejt-Łukasik.

I dodaje, że "zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia, jest to ułożenie relacji w systemie, jakim jest organizacja, na czymś, co nie jest do końca uczciwie, na czymś, co budzi negatywne emocje". – Dość często dajemy przyzwolenie, jako społeczeństwo, na coś, co nie jest do końca w porządku, nie mając świadomości negatywnych konsekwencji, które nie są na pierwszym planie – podkreśla.

I zaznacza, że "psychologowie są na to szczególnie uczuleni". – Pracując z ludźmi w psychoterapii, coachingu, czy jako trenerzy, bardzo zwraca się uwagę na kontrakt psychologiczny i na to, co dzieje się między ludźmi. Bez zadbania o podstawowe sprawy nie da się efektywnie współpracować, wykonać zawartej umowy – zaznacza.

– Zazwyczaj bardziej widoczne są skutki przepracowania dla danej osoby niż dla systemów (firm, społeczeństw). Oczywisty skutek przeciążenia zadaniami związany jest z wypaleniem. A co za tym idzie, jest to ryzyko utracenia dobrego pracownika. Niektóre organizacje mają wpisany destrukcyjny wzorzec działania. Rekrutują osoby, które eksploatują ponad miarę, płacą im nie za wiele, wymagając wielu godzin pracy. Wiedzą, że ta osoba się wypali, ale wtedy po prostu prowadzą często rekrutacje, skupiając się na zatrudnianiu nowych ludzi, a nie na budowaniu kompetencji w firmie – podkreśla.

Psycholog, dr hab. Mirosława Huflejt-Łukasik podkreśla, że "żyjemy w czasach, kiedy potencjał ludzki się docenia". – Kompetencje ludzi są ważne. Dobry pracownik, który jest zaangażowany, ma znajomość firmy, jest cenny. Działanie na zasadzie, że bierzemy tyle, ile się da, z możliwości osoby, która potem ulega wypaleniu, jest niewykorzystaniem potencjału, który w ludziach tkwi i z którego można byłoby lepiej skorzystać – mówi.

I dodaje, że "z badań wynika, że wypalają się szczególnie osoby, których praca jest powiązana z ich misją, które są mocno zaangażowane w pracę". – Stąd sugestia dla takich osób, by poszukać dla siebie granic w aktywności zawodowej, tak by zapobiec wypaleniu – podpowiada.

Czytaj więcej: Pracujesz więcej niż 40 godzin tygodniowo? Zaskakujące dane o śmierci z przepracowania

– Są też osoby, które swoją pracę tak bardzo lubią, że przekraczają granice, pracując ponad miarę, zatracając równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Potrzebujemy tej równowagi z różnych względów. Choćby po to, żeby zadbać o to, by długoterminowe skutki nie wpływały negatywnie na nasze systemy rodzinne czy na nasze zdrowie – mówi.

I dodaje, że "potrzebna jest refleksja i czas na przywołanie wartości – co jest dla nas ważne, ile czasu, na co chcę poświęcać". – Liczy się to, żeby mieć wskazówki, które będą dla nas wyznacznikiem, by mieć więcej czasu dla siebie, bliskich. Jeśli będzie równowaga w naszym życiu, dłużej będziemy cieszyć się tym, co robimy także zawodowo – mówi na koniec.