Lot w kosmos. W PiS-ie każdy ma szansę osiągnąć swój szczyt niekompetencji

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Niewątpliwie była to wiadomość weekendu. Oto Olga Semeniuk została przewodniczącą Rady Polskiej Agencji Kosmicznej. Olga Semeniuk dekadę temu, jako dwudziestotrzylatka, zapisała się do Forum Młodych PiS i jak się okazuje, był to ruch w swej prostocie wprost genialny. Bo już cztery lata później pojawiły się stanowiska dla pani Olgi, a potem… coraz więcej stanowisk. Zaś teraz pani radna, wiceminister, pełnomocniczka i przewodnicząca dodatkowo wykreuje nam politykę kosmiczną. Wyraźnie widać, że dla pani Olgi zaczął się naprawdę gwiezdny czas.
Karolina Lewicka, autorka felietonu. Fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER
„Nawet kucharka może rządzić państwem” – rzekł przed wiekiem Włodzimierz Lenin. Może zaraz nie państwem – zadumał się nad tymi słowami Jarosław Kaczyński – ale już Trybunałem Konstytucyjnym, to czemuż by i nie? I tak pewna niekompetentna sędzia z Poznania trafiła do najważniejszego polskiego sądu, by orzekać o zgodności ustaw z Konstytucją, zaś jej małżonek, słynący z głębokiego, antyniemieckiego resentymentu, na placówkę dyplomatyczną do Berlina. Być może awanse te trzeba od czasu do czasu odpracować przy garnkach, ale akurat prezes do wymagających nie należy. Podniebienie zadowoli mu bigos, pierogi ruskie i placki kartoflane.


Historia ostatnich sześciu lat znaczona jest spektakularnymi karierami ludzi, mówiąc oględnie, mało sobą reprezentujących. Dzięki temu, że – jeśli chodzi o wybór posad – mamy w państwie wręcz kosmos możliwości, to niemal każdy z PiS-u i jego okolic ma niepowtarzalną szansę, by prędko osiągnąć swój własny szczyt niekompetencji. Ścieżka ku temu jest wręcz przyspieszona.

Jednak odkąd Jacek Sasin został wicepremierem, wydawać by się mogło, że nikt nie pobije już tego rekordu, nikt nie przeskoczy tego, ugruntowanego przez Jacka Sasina, rozziewu między otrzymanym stanowiskiem a posiadanymi kompetencjami. Bo czy może być coś głębszego niż Rów Mariański? A tu nagle Olga Semeniuk zabiera się za przygotowanie Krajowego Programu Kosmicznego! Niewykluczone, że pod takim kierownictwem wkrótce zamieszkamy na Marsie.

Ale żarty na bok, bo sprawa jest poważna. Pani przewodnicząca posiedzi w Agencji, zarobi trochę grosza, nic nie zdziała i w końcu zostanie zastąpiona kimś, kto się w tejże materii nieco lepiej orientuje. A tymczasem my wszyscy mieć będziemy już od stycznia palący problem z fiskusem, bardziej realny niż kosmiczne przedsięwzięcia, które nigdy nie dojdą do skutku, tak jak centralne lotnisko pod Baranowem, będące wciąż niewzruszoną łąką.

Pakiet podatkowy Polskiego Ładu, nawet jeśli w tym tygodniu opuści Senat nieco poprawiony, to w Sejmie rychło wróci do swych pierwotnych kształtów. I tu my wracamy do niekompetencji obozu władzy, tej na przodku i tej na głębokim zapleczu. Otóż, Izba Wyższa zamówiła sobie ekspertyzę u dr. Jarosława Nenemana, byłego wiceministra finansów odpowiedzialnego za politykę podatkową w aż czterech rządach: Belki, Marcinkiewicza, Kaczyńskiego oraz Kopacz.

Lektura tej analizy przyprawia o zimne dreszcze. Ekonomista pisze, że nie wiadomo, czy proponowane rozwiązania wpiszą się w strategię podatkową rządu, bo „nie znamy długofalowej strategii, nie wiemy nawet, czy takowa istnieje”, a twórcy ustawy „nie do końca rozumieją jej przepisy oraz ich konsekwencje”. Według autora ekspertyzy „ustawa zawiera liczne wady i niejasności legislacyjne”, co będzie skutkować chaosem i jeszcze większą niepewnością prawa.

I jeszcze taki fragment: „Polski Ład to projekt przede wszystkim polityczny, kolejny przykład na propagandową funkcję podatków”. Również sejmowi legislatorzy zwrócili uwagę na liczne błędy legislacyjne, językowe, fleksyjne, interpunkcyjne i natychmiast zastrzegli, że nie biorą za nie odpowiedzialności, bo projekt procedowano w tak szybkim tempie, że nawet nie mieli czasu dokładnie go przeczytać.

Kiedy to wszystko i jeszcze więcej (aż 13 niezgodności projektu z Konstytucją) wybrzmiało na posiedzeniu senackiej komisji budżetu i finansów publicznych, wiceszef resortu finansów, Jan Sarnowski odparował, że skoro „około połowy objętości tego projektu nie spotkało się z żadnymi krytycznymi uwagami, to trzeba docenić pracę, jaką w ministerstwie wykonaliśmy”.

Dla ministra Sarnowskiego szklanka jest ewidentnie do połowy pełna, wszak to podatnik będzie się od Nowego Roku martwił, nie minister, który przecież ostatnio, jak wszyscy w rządzie i w parlamencie, dostał sutą podwyżkę. To podatnika rozboli głowa, gdy będzie się chciał rozeznać w przepisach, których nie rozumieją nawet ich twórcy.

To większy pasztet niż kosmiczna kariera Olgi Semeniuk, choć i w jednym, i drugim zdarzeniu pobrzmiewają echa wiersza „Koniec i początek” Wisławy Szymborskiej: „Ci, co wiedzieli, o co tutaj szło, muszą ustąpić miejsca tym, co wiedzą mało. I mniej niż mało. I wreszcie tyle co nic”.

Rządzą nami ludzie, którzy wiedzą tyle co nic. A dokładnie tyle, ile jest potrzebne, by się kurczowo uchwycić państwowej posady. Właściwie można odnieść wrażenie, że to cała ich wiedza, która im zresztą w zupełności wystarcza.